Rozdział 1.

443 31 3
                                    

Kolejny taki sam dzień.

-Perrie, nie możesz cały dzień siedzieć przed komputerem.  Wyjdź z domu i proszę, zmyj te grube, czarne krechy...- mama z rezygnacją spojrzała prosto na moje powieki. To było widać. Tak mnie to denerwowało, kiedy miała do mnie pretensje o mój makijaż.

-Ale mamo...Gdzie niby mam iść? Propozycje? - odpowiedziałam pytaniem.

-No, nie wiem, może idź kupić sobie coś kolorowego do noszenia na lato? - zaproponowała. Znowu. Nie akceptowała mojego stylu ubierania się. Mówiła, że nie powinnam ukrywać swojego zgrabnego (serio tak myśli) ciała pod workowatymi, czarnymi spodniami i bluzami. Tak samo zawsze powtarzała, abym rozpuściła włosy, a nie wiecznie wiązała je w koński ogon. Ona ma duszę artystki. Jest malarką. A ja? Jedyną rzeczą, która mi całkiem dobrze idzie jest śpiewanie. Moim jedynym marzeniem, jest pójście do X-Factora. Ale czy uda mi się je spełnić? Nie sądzę. Znając życie, to pewnie znajdzie się masa powodów, abym tego nie zrobiła.

-Dzięki mamo. Zobaczę. - Odpowiedziałam więc, bo chciałam zrobić jej choć trochę nadziei.

Wyszła z pokoju, a ja wróciłam do tweetowania. Tam chociaż miałam jakieś koleżanki tylko niestety nierealne było to, byśmy się spotkały.  Na Twitterze byłam kimś innym. Tam każdy mnie rozumiał, chciał ze mną rozmawiać, a tu w South Shields byłam zwykłą Perrie Edwards, "czarną buntowniczką".

Zatweetowałam, że wychodzę, ubrałam się w przypadkowe ciuchy i wyszłam.

Postanowiłam, że wejdę do Topshopu, iż uwielbiam tamtejsze ubrania. Rozglądałam się po T-shirtach i nagle moją uwagę zwróciła błękitna sukienka. Wydało mi się to nieco dziwne, ale podeszłam do stojaka. Po jego drugiej stronie, stała jakaś dziewczyna i też szperała między sukienkami. Długo nie mogłam znaleźć M, aż w pewnym momencie ja i ta lala z drugiej strony, zayrzymałyśmy ręce na wieszaku z M. Spojrzała na mnie trochę krytycznym wzrokiem. Poczułam się przy niej taka niemodna; ciemne rurki, trampki i czarna bluza. Ona za to miała na sobie spódniczkę przed kolano, dopasowaną bluzeczkę, szelki i kokardkę pod kołnierzykiem. Wyglądała tak słodko.

-Ehm, koleżanko, byłam tu raczej pierwsza.- zagadnęła.

-Eee, nie wydaje mi się. - odparłam.

-Nosisz M? Nie wyglądasz. - oceniła, ponownie mnie obmierzając. Dziwnie wydała mi się miła.

-Hmm, w sumie to chyba będzie na mnie za duża...- popatrzyłam na siebie.

-Wiesz co, radzę ci przymierzyć S. Masz taką wąską talię.

-Myślę, że mogę spróbować. - odpowiedziałam i zabrałam S do przymierzalni. O dziwo, lala poszła razem ze mną.

Spojrzałam na nią pytająco.

-No co, pomogę ci wybrać, nie? Jak ta M będzie na ciebie dobra to ci ją odpuszczę, ale jak nie, to wezmę ją ja. A tak w ogóle to jestem Jade.- Uśmiechnęła się promiennie, ukazując proste, białe zęby.

-Perrie.- Podałam jej rękę i przez chwilę miałam nadzieję, że może zostanie moją przyjaciółką.

Potrzebowałam kogoś bliskiego, komu mogłabym się wygadać. Mama mnie nie rozumie, koleżanki z TT mnie nie przytulą, a o chłopaku nawet nie mam co marzyć.

Weszłam więc do przymierzalni i założyłam kiecuszkę. Jade miała rację,  S była idealna.

Pokazałam jej się.

-No kochana! I ty chciałaś zabrać mi M? Pięknie ci w S, podkreśla twoją smukłą figurę.

-Oh, dziękuję ci...- trochę się speszyłam. Nie byłam przyzwyczajona do komplementów. Ale to miłe uczucie.

-Nie masz za co, ja tylko mówię prawdę.- roześmiała się. Miała taki słodziutki głos.

-Haha no dobra. - Odparłam i oddałam jej M. Zabrałam swoją kieckę i udałyśmy się do kasy.

-Może jutro też się spotkamy? Muszę cię koniecznie z kimś poznać. - powiedziała Jade.

-Jasne, czemu nie? Czekaj, zapisz sobie mój telefon...-podałam jej numer.

-No i super. To ja lecę jeszcze wpadnę kupić szelki. Paa!- pożegnała mnie i poleciała do New Yorkera.

Wyszłam ze sklepu dziwnie szczęśliwa. Może nareszcie znajdę przyjaciółki?


Heja!
No i jak? Mam to ciągnąć dalej, czy lepiej skasować? Myślę, że jesteś super  i zostawisz mi komentarz z odpowiedzią ;) Pozdrawiam Misie xx

Little FriendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz