-2-

348 22 3
                                    

Perspektywa Kornelii

W drodze do domu Liv szłam ramię w ramię z Konradem. Nie mogłam przestać się uśmiechać. Jego delikatny głos, cudowny, snieżnobiały uśmiech i te niezwykłe ogniki w oczach powodowały ciągłe motylki w moim brzuchu.

- Mamy jakieś plany na później? - z zamyśleń wyrwał mnie cichy szept chłopaka

- My? - zapytałam, nie ukrywając zdziwienia

- Pomyślałem, że może chciałabyś iść na spacer? Tylko we dwoje, bez tych idiotów - powiedział, wskazując ruchem głowy na chłopaków idących przed nami - no chyba że chcesz wziąć Liwię

- Nie, nie. Idziemy sami. Sądzę, że reszta się nie obrazi - odparłam lekko uśmiechając się w jego stronę

Resztę drogi się do siebie nie odzywaliśmy, jednak ja cały czas byłam podekscytowana. Tym, że to nasze pierwsze wyjście sam na sam od.. zawsze, ale też cieszyłam się, że Liwia tak się dogadywała z moimi znajomymi. Zawsze byłam się tego momentu. Myślałam, że może się nie polubią, nie będą mieli wspólnych tematów. A jednak. Na razie wszystko układało się tak jak chciałam.

Nie minęła chwila I już byliśmy w domu Liv i jej babci . Kiedy weszliśmy do środka od razu zdjęliśmy buty i udaliśmy się w stronę jadalni.

- Dzień dobry pani Stankiewicz, pachnie bardzo dobrze, jak zawsze. - powiedział Wojtek, uśmiechając się.

- Witajcie dzieci, siadajcie, ja zaraz do was przyjdę - odpowiedziała babcia Liv, udając się do kuchni

Zajęliśmy miejsca dookoła stołu i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim. Śmiechy nawet na chwilę nie opuszczały naszego grona. Właśnie to mi się podoba. Taka rodzinna, przyjacielska i serdeczna atmosfera.

Kiedy słuchaliśmy kolejnej wspaniałej opowieści kobiety, jedząc przy tym obłędne spaghetti, poczułam na swojej dłoni ciepłą dłoń Konrada. Przez moje ramię przeszedł przyjemny dreszcz. Chwyciłam dłoń chłopaka mocniej i nie miałam zamiaru puszczać jej do końca posiłku. 

Po kolacji podziękowaliśmy za gościnę i zaczęliśmy zbierać się do wyjścia. Zakładając swoje trampki, czułam na sobie wzrok mojej przyjaciółki. Kiedy spojrzałam w jej stronę, uśmiechnęła się do mnie najszerzej jak potrafiła i uniosła dwa kciuki w górę. To  bardzo podniosło mnie na duchu, ponieważ mój stres coraz bardziej się nasilał. W ciągu chwili każdy był gotowy do wyjścia, więc postanowiliśmy już iść, uprzednio żegnając się z gospodynią domu i Liwią.

Kiedy nasza czwórka wyszła z domu odezwał się Piotrek.

- To co gołąbeczki, jakie plany mamy teraz? - powiedział, patrząc w stronę mnie i Konrada.

- My idziemy na spacer, a wy róbcie co chcecie - odpowiedział chłopak, chwytając mnie za rękę.

- Widzę, że chyba będzie coś z tej waszej znajomości, no nie Piotrek? - odparł Wojtek, śmiejąc się.

- Oj tak, zdecydowanie Wojtas - uśmiechnął się szyderczo, po czym dodał - oby tylko dzieci z tego nie było!

To były ostatnie słowa wypowiedziane przez chłopaków. Chwilę później poszli w stronę swoich domów.

- Jak się czujesz Kori? - odezwał się w moją stronę, a ja nie do końca wiedziałam, co powinnam odpowiedzieć.

- Jest dobrze, a ty? - zwróciłam się do niego lekko drżącym głosem. Byłam pewna, że to usłyszał.

- Jesteś pewna? Jakoś nie wydaje mi się żeby było dobrze, skoro masz taki głos. Może ci zimno, chcesz bluzę? - powiedział, po czym od razu zarzucił mi ją na ramiona.

ONLY | FeliversWhere stories live. Discover now