Rozdział I

108 10 3
                                    

Badania dowodzą, że idąc samotnie ciemną ulicą kobieta odczuwa taki strach, jak mężczyzna w sytuacji zagrażającej bezpośrednio jego życiu. Jednakże takie ciemne zaułki wywoływały w Laurze nie tyle lęk, co inne dobrze znane jej uczucie - odrazę. Unoszącą się w nich nieodmiennie smród i dobiegające z wnętrz ukrytych za ciemnymi oknami mieszkań dźwięki prywatnego życia przedstawicieli nizin i marginesu społeczeństwa od zawsze napawały ją obrzydzeniem. Tak więc kiedy szła nieoświetloną uliczką na przedmieściach, bardzo blisko muru chroniącego miasto przed Pożogą, nie bała się. Miała jasno określony cel i zamierzała go zrealizować.

Pchnęła drzwi do podrzędnej knajpy i zatrzymała się na chwilę w progu, żeby przyzwyczaić oczy do półmroku i dymu. Rozejrzała się uważnie, skanując każdą twarz z osobna. W końcu go dostrzegła - siedział samotnie w kącie sali, sącząc z kufla resztki jakiegoś brunatnego napoju, zaniedbany, długowłosy, brudny, zupełnie inny, niż za czasów jej dzieciństwa, a jednak cały czas emanujący autorytetem, pewną ukrytą siłą... Nic dziwnego, że reszta klienteli trzymała się od niego z daleka. Laura zdecydowanym krokiem podeszła do jego stolika, a jej wysokie, mocne obcasy stukały o drewnianą podłogę zwracając na nią niepotrzebną uwagę. Dyskretnie wsunęła dłoń do kieszeni o kilka rozmiarów za dużej bluzy sprawiając, że trzymany w niej rewolwer stał się trochę bardziej widoczny. Niepożądani gapie natychmiast odwrócili wzrok.

Odsunęła sobie krzesło i usiadła na wprost mężczyzny.

- Dawno się nie widzieliśmy, Heliosie - zaczęła prosto z mostu. Nie miała czasu na politykę.

- Mylisz mnie z kimś. Nie znam cię nawet - mruknął, strategicznie unosząc kufel do ust i zasłaniając nim prawie pół twarzy. - Nazywam się Robert Starr - wypowiedział przybrane nazwisko jak dobrze wyuczoną mantrę. Laura roześmiałam się cicho, bynajmniej nie radośnie.

- Daruj sobie te gierki. Dobrze wiem, kim jesteś i co robiłeś. Co mógłbyś robić. Byłam wtedy w Waszyngtonie, widziałam, co się stało.

- Nie wiem, o czym mówisz. Co ty tu robisz, dziecko? To nie jest miejsce dla małych dziewczynek - udawał troskę w nadziei, że zmieni temat, liczył też, że ironia i pogardliwe określenie wytrąci ją z równowagi. Z tym, że Laura już za dobrze wiedziała, jak rozmawiać z ludźmi, którzy nie chcą rozmawiać wcale. Zignorowała mężczyznę i kontynuowała niewzruszenie:

- Bohaterska akcja obrony prezydenta, powinni byli was za to jakoś odznaczyć. Szkoda, że rząd amerykański już nie istnieje, co? Może wpadłoby wam jakieś odznaczenie... Albo jak ładnie ukradliście złodziejom koronę angielskiej królowej, to było dopiero wydarzenie! Wszyscy was oglądali, bo wtedy jeszcze była telewizja - wywróciła oczami. - No i chyba ze dwa lata później, na granicy z Meksykiem...

- Już się tym nie zajmuję - przerwał jej. Przestał nawet zaprzeczać swojej prawdziwej tożsamości, jednak nadal zasłaniał twarz. To, że dziewczyna go znała, nie oznaczało, że chciał, żeby rozpoznał go ktokolwiek oprócz niej.

Dziewczyna pstryknęła palcami i poleciła kelnerce przynieść dwa piwa.

- Mam dla was zadanie. Dla Ciebie i twoich ludzi - oznajmiła spokojnie, ignorując ostrzeżenie ukryte w spojrzeniu mężczyzny.

- I myślisz, że mnie kupisz, stawiając mi piwo? - prychnął.

- Kto powiedział, że cokolwiek ci postawiłam? - odparła w momencie, w którym wystraszona kelnereczka nerwowym ruchem postawiła przed nimi dwa kufle, po czym opróżniła oba za jednym zamachem. - Obiecuję, że ten pomysł ci się spodoba, jeśli tylko mnie wysłuchasz.

Coś w jej głosie poruszyło jakąś strunę w jego duszy, obudziło stare wspomnienia i nagle mężczyzna nachylił się niebezpiecznie blisko. Jego oczy, do tej pory obojętnie półprzymknięte, teraz pałały gniewem, a śmierdzący alkoholem oddech owionął jej twarz. Nawet się nie wzdrygnęła.

- Wiesz, czemu cię nie wysłucham? Czemu nie podejmę się tego twojego zadania? - szeptał ochryple, kropelki jego śliny lądowały na jej policzku, napawając ją niesmakiem. - Nie ma już "mnie i moich ludzi". Rozeszliśmy się na wszystkie strony świata. Wiesz dlaczego? Bo nie jesteśmy Odporni. Nigdy nie byliśmy. Te ręce... widzisz je? - w fanatycznym geście wyciągnął przed siebie obie dłonie. - Tymi rękami zabiłem swojego podwładnego i najlepszego przyjaciela, bo oszalał i błagał o śmierć. Pożoga zeżarła mu mózg, odebrała mu człowieczeństwo - z mężczyzny jakby udało powietrze, oklapł, przygasł i opadł bez sił z powrotem na swoje miejsce. - Co to za świat, w którym zabójstwo jest aktem miłosierdzia? W którym obcej osobie zwierzam się jak bratu z przeszłości, która nigdy nie odejdzie? - w jego oczach wezbrały łzy. - Nie chcę musieć znów tego robić. Ta scena do tej pory rozgrywa mi się przed oczami ilekroć kładę się spać. Nie potrafiłem nawet powiedzieć jego jedynej córce, że to ja zabiłem jej ojca. Uciekłem jak ostatni tchórz. Biedna, biedna Laura - zawodził cicho, a łzy strumieniami płynęły mu po twarzy. - Nie wybaczyłaby mi tego.

Dziewczyna pochyliła się na krześle i oparła swoją drobną dłoń na jego - dużej, silnej, poznaczonej bliznami.

- Już dawno ci wybaczyła - powiedziała poważnie. - Czas, byś i ty wybaczył sobie, Heliosie.

Po tych słowach odrzuciła kaptur, który do tej pory skrywał jej twarz w cieniu, pozwalając by jasne jak pszenica włosy otoczyły łagodne oblicze o wąskich, zaciętych ustach i dużych oczach. Mężczyzna pobladł, jakby zobaczył ducha.

- Laura...?

- A teraz - jej normalnie niebieskie oczy pociemniały niebezpiecznie - pora zebrać ekipę.


××××

Postaram się, żeby to była jedyna osobista notatka w tej książce. (Joke, bo i tak zawsze mam ochotę opowiedzieć Wam, co u mnie XD). Chciałabym, żeby to fanfiction było trochę dojrzalsze, bardziej przemyślane i lepiej napisane niż to, co ukazywało się do tej pory na moim profilu. Przyznam szczerze, że tam dodawałam rozdziały głównie dlatego, że nie chciałam kogoś zawieść, chciałam mieć wyświetlenia i inne takie bzdury. Tą opowieść piszę raczej dla siebie. Oczywiście będzie mi miło, jeśli będziecie mi towarzyszyć i w tej podróży, bo mam nadzieję, że będzie tego warta. Jeśli uważacie, że to słuszne, komentujcie i dawajcie gwiazdki - ale nie będę o to prosić w każdym rozdziale. To będzie książka dla książki, pisana dla samej siebie, dla radości tworzenia. To swego rodzaju hołd dla Newta, moja wersja wydarzeń. Kolejne części dodam jak będą gotowe - nie będzie ustalonych dni, kiedy moglibyście spodziewać się nowego rozdziału. Dziękuję za uwagę, jesteście super i kocham Was,

H. xx

Uratować NewtaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz