Prolog - „Potencjał młodego reżysera"

4K 191 120
                                    

Paryż. Rozpoczynał się piękny, słoneczny dzień. Promienie słońca grzały przyjemnie, jak to zazwyczaj miało miejsce w majowe poranki. Na niebie nie było ani jednej chmurki i nic nie zapowiadało, aby to się miało zmienić. Na ulicach było już nieco spokojniej, gdyż wielu Paryżan już pracowało lub uczyło się w szkole. O tej porze takie miejsca charakterystyczne z miastem miłości jak wieża Eiffla czy Luwr były już otwarte dla turystów z wielu krajów świata. Tymczasem dzwony słynnej białej katedry Notre Dame oznajmiały godzinę dziesiątą.

Koło tej świątyni przechodził pewien młody mężczyzna. Był brązowo-krótkowłosym dwudziestodwuletnim mężczyzną z okularami na nosie. Sylwetkę miał szczupłą. Wyglądał na elegancko ubranego, chociaż nie był ubrany na jakąś wielką uroczystość. Nie lubił ubierać się w garnitury na kant, ale chciał też wyglądać modnie i zarazem wygodnie. Dlatego miał na sobie białą koszulę, a na niej granatową marynarkę. Granatowe spodnie o rurkowych nogawkach oraz wygodne buty kolorystycznie idealnie pasowały do górnej części garderoby. Charakterystyczną cechą wyróżniającą go od innych — jeden lekko przekrzywiony lewy siekacz w górnej szczęce ujawniający się w momencie uśmiechu.

Ten młody człowiek miał na imię Wilson Makuszyński. Był Polakiem urodzonym w Częstochowie — mieście znanym z sanktuarium maryjnego, do którego tysiące pielgrzymów przybywało w celu spotkania się z Matką Bożą Częstochowską. Dla Wilsona zarówno to miejsce, jak i miasto odgrywało bardzo ważną rolę w jego życiu. Miał szczególne przywiązanie do Cudownego Obrazu. Wierzył, że Ona pomaga każdemu w potrzebie, w tym także jemu. Był osobą miłą i mającą szacunek dla innych. Nigdy nie powiedział drugiemu człowiekowi czegoś złego. Mężczyzna lubił pomagać. Gdy widział kogoś zmartwionego, starał się jakoś pomóc. Czasami nawet rozmowa i wysłuchanie drugiej osoby powodowało, że problem po chwili znikał. Gdyż dużo ludzi mających problemy, z którymi musieli się zmierzyć sami, potrzebują komuś się wyżalić. W ten sposób oni odczuwali ulgę. Wilson w przeciwieństwie do wielu typowych mężczyzn wyróżniał się sentymentalizmem. Wiele rzeczy go martwiło m.in. to, co działo się w jego ukochanym kraju. Walki o władzę czy ludzkie tragedie i dramaty oraz społeczne problemy, z którymi się borykało państwo, przyprawiały go o ból w sercu. Bolało go to, jak wszyscy kłócili się o polityce czy to, że przez działalność wielu księży w polskich parafiach wielu wiernych przestało chodzić do kościoła. Często za wrażliwością kryła się też nieśmiałość. Miał problemy ze zdobyciem nowych znajomości. Bał się o cokolwiek zapytać drugiego człowieka. Między innymi dlatego przez czas nauki w rodzinnym kraju nie miał bliższych kontaktów z innymi.

Wilson był owocem miłości Justyny oraz Kacpra Makuszyńskich. Matka była z zawodu kwiaciarką w II Alei, a z zamiłowania — poetką i reżyserką. To po niej Wilson odziedziczył wrażliwość czy pasję do tworzenia utworów literackich. Matce w latach młodości nie udało się zrealizować jej pasji. Dlatego razem z ukochanym mężem robili wszystko, by ich syn nie powtórzył tego samego błędu co matka w jego wieku. Z kolei ojciec pracował jako prezenter lokalnego dziennika w publicznej telewizji lokalnej w Katowicach. Po kilkunastu latach pracy Kacper otrzymał korzystniejszą propozycję za granicą — dostał możliwość prowadzenia ogólnopolskiego dziennika w jednej z najważniejszych francuskich stacji — TV1. Akurat dobrze się złożyło, gdyż Wilson z powodzeniem ukończył maturę i mógł zrealizować marzenia związane z literaturą — studiować na Uniwersytecie Paryskim filologię. Poza tym dało to szansę na większe zarobki także Justynie. Po zakończeniu nauki Wilson wraz z Justyną oraz Kacprem z wielkim żalem oraz tęsknotą opuścili Polskę i zamieszkali w Paryżu.

Lata studenckie były, można powiedzieć, lepsze niż w lata nauki w szkole podstawowej, gimnazjum czy liceum. Z podstawówki Wilson mało co pamiętał, zdecydowanie milej wspominał czasy spędzone w Katolickim Gimnazjum i Liceum w Częstochowie. Początki w zupełnie nowym i obcym kraju były dla Wilsona trudne. Nie miał żadnych znajomości, gdyż duża liczba studentów mówiła albo po francusku, albo po angielsku. Miał ciężko, gdyż musiał polegać na samym sobie. Lecz po paru miesiącach poznał kogoś, kto mówił trudną dla obcokrajowców, ale piękną polszczyzną. To młody student będący mniej więcej w tym samym wieku co Wilson. Nazywał się Adam. Potrafił pięknie śpiewać. Od tego czasu bardzo często się widywali między wykładami czy w wolnym czasie.

Trudna sztuka kamuflażuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz