5. Dąb Wielki

482 47 7
                                    

Obudziłam się wcześnie. Wczoraj zasnełam i nawet nie zjadłam kolacji. Ciotka nie pozwoliła mi zostać i kazała iść do szkoły. Nie ma mowy. Nie chce tam wracać. Stanełam przed oknem i urwałam kwiat z wiśni. A gdyby tak schować się na drzewie? Tak, to dobry plan. Stanęłam przy lustrze i dotknęłam rozwalonych już warkoczy. Zniesmaczona patrzyłam na ich kolor.
''-Marchewka!''
Zacisnełam usta. Wzięłam notatnik oraz książkę do torby i zeszłam na dół.
-Witaj Roso. Już Ci lepiej?-spytała Elizabeth popijając herbatę

-Mam skrzywdzone serce i muszę iść do szkoły. Jak myślisz?

-Rosaline!- zawołała zdenrewowana

-Już idę. Nie jestem głodna.

Wyszłam z domu. Teraz znaleźć odpowiednie drzewo. Chodziłam od jednego do drugiego. Po chwili zobaczyłam ogromny dąb. Idealnie! Wskoczyłam zgrabnie po gałęziach i tam usiadłam na jednej z nich. Rozejrzałam się dookoła. Widzę dom ciotki i kawałek lasu. Idealnie. Wyciągnęłam książkę i zanurzyłam się w lekturze. Po około godzinie oczy same zaczęły mi się kleić. Zasnełam.

*Perspektywa Gilberta*
Wyszedłem dziś wcześniej ze szkoły i od razu skierowałem się do Pani Elizabeth. Rosaline nie zjawiła się dziś w szkole i mam przez to lekkie wyrzuty sumienia. Był to tylko żart jednak dosyć mocno się przejęła. W jej oczach ujrzałem nawet chwilową nieobecność, strach tak jakby coś się jej przypomniało. Powinienem ją przeprosić i taki właśnie mam zamiar.

*Perspektywa Rosaline*
Obudził mnie szelest deptanych liści. Podniosłam się lekko chwiejąc. Chwila... czy to Gilebrt? Załapałam się drugiej gałęzi i jak najbardziej wychyliłam się aby obserwować postać. Tak, rozpoznaje te loki. To napewno Gilbert. Tylko... co on tu robi? Właśnie zapukał do drzwi. Otwarła Eva.

*Perspektywa Gilberta*
Zapukałem do białych drewnianych drzwi. Eva od razu zawołała Panią Shirley.
-Co Cię tu sprowadza? Jak czuje się twój ojciec?-spytała z uśmiechem
-Dobrze, dziękuję. Jest Rosa?

-Nie... -spojrzała na zegar- powinna być jeszcze w szkole

-Ale... nie było jej dzisiaj... myślałem że została w domu.

-Nie, kazałam jej iść...- Elizabeth zakryła ręką lekko otwarte usta

-Spokojnie, poszukam jej.

-Dziękuję Gilbercie.- spojrzała zmartwiona

*Perspektywa Rosaline*
Co on narobił? Teraz Elizabeth będzie na mnie wściekła. A może... mnie odleśle... Powinnam posłuchać. Uderzyłam w pień ze złością a oczy zaczęły mnie piec. Od uderzenia notatnik spadł z gałęzi. Spojrzałam za nim. Nagle Gilbert podszedł i podniósł zeszyt. Zdziwony otworzył go i zaczął czytać. Otwarłam szeroko oczy. Nie może tego przeczytać. Zapisuję tam wszystko, moje przeżycia, opowiadania a także rysunki. Na moje policzki wpłynął rumieniec.
-H-Hej zostaw to!- krzyknęłam niepewnie

Chłopak od razu podniósł głowę otwierając lekko usta i zaczął szukać mnie wzrokiem. Nagle uśmiechnął się i wspiął się po gałęziach do mnie.
-Mam Cię! - zaśmiał się gdy siedział już obok mnie

-T-Ta...- odwróciłam wzrok

-Oh... no właśnie. Przepraszam Cię za wczoraj. Nie powinienem.
Spojrzałam na niego zdziwona otwierając z zaciekawieniem usta które po chwili zamknęłam opamiętując się. Przytaknełam.

-Pani Shirley Cie szuka.

- Po co jej mówiłeś, będzie zła... co jak mnie odleśle...- po policzku popłyneła łza
Opuściłam głowę którą po chwili delikatnie podniósł Gilbert i otarł łze.

-Elizabeth taka nie jest, spokojne.- uśmiechnął się lekko
Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok na co chłopak się zaśmiał.

-Głupek...

Po chwili Gilbert zszedł z drzewa pomagając mi przy tym.

-D-Dzięki...

Poszliśmy do domu. Ciotka otworzyła drzwi i ku mojemu zdziwieniu przytuliła mnie.
-Przepraszam, to moja wina.- powiedziała
-Nie to moja wina...- wtrącił się Gilbert- Dokuczałem jej a dzisiaj chciałem przeprosić...

-No już dobrze, chcesz wejść? Eva upiekła ciasto.-zapytała wesoło ciocia

-Nie dziękuję, muszę już iść do taty.

-Oh, no nic. To do widzenia, pozdrów ojca.

Elizabeth weszła do domu i zostaliśmy sami na dworze.

-Dowidzenia Gilbercie Blythe. - wyciągnęłam dłoń zarumienona

Nagle chłopak objął mnie delikatnie. Po chwili poklepałam go lekko po plecach sama nie wiedząc co zrobić.

-Pa. -uśmiechnął się i poszedł w stronę lasu

Stałam tak chwile wryta w ziemię myśląc o tym co się stało.


''Dreamer''- Gilbert BlytheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz