Spokojnie leżałam już w łóżku wpatrując się w sufit. Zamknełam oczy i zaczęłam rozmyślać.
-Rosaline! Szybko zbudź się!- wbiegła do pokoju ciotka
-Co się dzieję?- spytałam od razu podnosząc się z pozycji leżącej.
-Pali się! Prędko!- złapała mnie za ramię i razem wybiegłyśmy z domu
Eva zaczęła dzwonić dzwonem przez co coraz więcej osób przebiegło by pomagać ugasić pożar. Czarny dym unosił się w górę wraz z rozprzestrzeniającym się ogniem. Okazało się że Eva zapomniała zgasić kominka na noc przez co dalej palący się popiół wydostał się na drewnianą podłoge
-Mój Boże...- powtarzała do siebie Elizabeth zasłaniając usta gdy patrzyła na płonący budynek
Stałam tak obok niej i obserwowałam jak ludzie próbują zwalczyć płominie. Zjawił się nawet Gilbert który wspiął się na drabinę by ugasić ogień przez rozbite okno. Jednak starania sąsiadów nie dawały większych skutków.
-Roso! Jak dobrze że nic Ci nie jest!- podbiegła do mnie Diana i objęła mnie czule
Także ją przytuliłam po czym zastanowiłam się chwilę. Okna i drzwi nie są pozamykane! To dlatego nie mogą ugasić. Bez namysłu podbiegłam do wiadra i zamoczyłam w niej szmatki wiszące na sznurkach. Wbiegłam do palącego się domu. Pozamykałam okna na piętrze i wbiegłam po schodach by zabezpieczyć drzwi. Wbiegłam do jednego z pokojów.
-Rosaline? Co ty tu robisz?- wołał zmartwiony chłopak dalej gasząc płomienie
-Staram się pomóc.- odpowiedziałam szybko i zamknęłam drzwi podkładając pod nie mokrą szmatkę. Zrobiłam tak z resztą drzwi kszutsząc się. Duszący dym zaczął wypełniać moje płuca coraz bardziej odcinając dostęp do powietrza. Przed oczami miałam mroczki przez co potknełam się o ostatni schodek lądując na ziemi. Nie mając już sił wstać starałam się poczołgać do drzwi. Były one już blisko jednak nie dawałam już rady. Kręciło mi się w głowie a ciągły kaszel nie ułatwiał tego zadania. Czy to tak ma wyglądać mój koniec? Wśród duszących płomieni powoli pochłaniających ciało. Nigdy już nie zobaczę Diany? We wszystkich opowieściach to ktoś bliski sercu ratuje nas w opałach. Jednak kto by chciał ratować jakąś rudą sietote? Nie miałam nawet siły płakać. Nagle poczułam że się ktoś mnie podnosi. Znalazłam się na dworze. Otwarłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Powoli odzyskiwałam świadomość. Spojrzałam na mojego ''wybawce". Cicho pisnełam. Dlaczego to musi być ten kto sprawił że znalazłam się w otchłani rozpaczy? Dlaczego to ten który tak okropnie mnie wyśmiał? Gilbert położył mnie na trawie obok cioci i Diany.
-Rosaline! Nic Ci nie jest? Dlaczego tak wbiegłaś?!- pytała prawie płacząc razem z Dianą
-Pomogło?-spytałam cicho dalej pokasłucjąc
-Tak! Ogień jest już prawie opanowany. Skąd wiedziałaś że to pomoże?- zapytał Gilbert
Zmierzyłam go wzrokiem.
-Czytałam. -powiedziałam odwracając się do Diany- Oh Diano, tak się bałam że Cię już nie zobaczę!
-Ja także! Roso to było takie odważne! Nigdybym się na to nie odważyła...- złapała mnie za dłonie z podziwem patrząc mi w oczy
-Tak, było to odważne jednak strasznie nierozważne!- powiedziała ciocia- Gdyby nie Gilbert mogłabyś już nie żyć!
-Wiem ciociu, przepraszam...
Objęła mnie czule po czym poszła dziękować sąsiadom. Gilbert także odwrócił się z zamiarem pójścia.
-Gilbert?-zawołałam
-Tak?- spojrzał w moją stronę
-Dziękuję... że mi pomogłeś.
-Możesz na mnie liczyć.-uśmiechnął się poprawiając czapkę i odszedl w stronę domu
Mimowolnie się uśmiechnęłam po czym potrząsnełam głową wracając do poprzedniej miny.
-Rosaline przecież ty go nie lubisz... -powiedziałam do siebie w myślach
CZYTASZ
''Dreamer''- Gilbert Blythe
Fanfic''Czy to nie przyjemnie, że jest tak dużo rzeczy, które jeszcze poznamy? To właśnie sprawia, że ja się tak cieszę życiem... świat jest taki ciekawy... Nie byłby taki ani w połowie, gdybyśmy wszystko o nim wiedzieli, prawda?''