Epilog

1.7K 188 191
                                    

Minął długi i ciężki tydzień od śmierci Todorokiego. Dzisiaj mamy piątek, dzień jego pogrzebu. Właśnie wcisnąłem się w swój najlepszy garnitur, w którym wyglądam nieco sztywno. Jest czarny... To taki smutny kolor, lecz nie tak smutny jak ten dzień.

Żegnam się z mamą, by po chwili wsiąść do autobusu. Całe szczęście jadę bez przesiadek, dlatego rozsiadam się wygodnie wlepiając wzrok w okno.

Ten tydzień był najgorszy ze wszystkich. Cała moja energia życiowa gdzieś zniknęła, dlatego przez całe trzy dni leżałem w łóżku. Dosłownie. Praktycznie nie ruszałem się z miejsca, zaś moja mama ciągle podsuwała mi jakieś jedzenie jakby się bała, że przez te wszystkie smutki umrę z głodu.

W poniedziałek zastanawiałem się czy nie pójść do szkoły, ale nie miałem odwagi pokazać się klasie, nie po tym wszystkim. Nie uratowałem Todorokiego, za Co siebie nienawidzę, więc tym bardziej klasa miała prawo mieć do mnie uraz. Zawiodłem, a poczucie winy było tak mocne, że niemal fizycznie czułem jakiś kamień na sercu.

Poza tym świadomość, że zamiast Todorokiego zobaczę pustą ławkę była dla mnie zbyt dołująca, dlatego w poniedziałek kontynułowałem leżenie i nic nie robienie. We wtorek moja mama powiedziała mi, że to niezdrowe i że powinienem się poruszać. Zrozumiała moją decyzję nie pójścia do szkoły, ale nie chciała pozwolić na to, bym ,,zgnił we własnych smutkach", czy jak to tam nazwała. Tego dnia postanowiłem trochę pobiegać, aż nieumyślnie dotarłem na plaże. Spacerując już tam zdałem sobie sprawę, że unikanie klasy nic mi nie da, dlatego zebrałem całą swoją odwagę i w środę poszedłem do szkoły. Dotarłem tam chwilę po dzwonku, bo nie chciałem, by ktoś wcześniej do mnie podszedł przed lekcją.

Gdy tam wszedłem wszystkie oczy zwróciły się ku mnie. W jednej chwili poczułem tak duży stres, że nie potrafiłem wykrztuścić z siebie zwykłego ,,dzieńdobry". Po chwili jednak wszyscy, włącznie z Panem Aizawą, wstali i ku mojemu zdziwieniu pokłonili się saikeirei, czyli głebokim pokłonem okazującym wielki szacunek. Pamiętam, jak wtedy Yaoyorozu przemówiła w imieniu klasy: Dziękujemy Ci Midoriya za wszystko, Co zrobiłeś dla tych ludzi i Todorokiego. Cieszymy się, że mamy kogoś takiego w klasie jak ty. Wtedy coś we mnie pękło i wykrzyczałem: Przestańcie! Nie zasługuję na to, nie uratowałem go. Zawiodłem. Łzy zaczeły lecieć po mojej twarzy przypominając sobie widok zakrwawionego Todorokiego. Zamknąłem oczy nie mogąc na nich patrzeć. Jak mogli się przede mną kłaniać, skoro nie uratowałem wszystkich? Bohater nie dopuściłby do czegoś takiego. Nagle poczułem czująś dłoń na ramieniu. Otwierając oczy dostrzegłem Urarakę mającą łzy w oczach: mimo to zrobiłeś wszystko, by go uratować, prawda? - powiedziała trzęsąc się na całym ciele - poza tym nie wybierałeś, bo chciałeś uratować ich wszystkich... To piękne i takie w twoim stylu.

Po tych słowach rzuciła mi się na szyję, a wraz z nią wszyscy przyszli mnie przytulić, przez Co powstała jedna wielka kupa ludzi, do tego zasmarkanych od płaczu. Każdy był smutny, dużo ludzi się popłakało, aż w końcu Pan Aizawa musiał nas zbierać do kupy, Co było ciężkie w przypadku dziewczyn.

Przez kolejne lekcje zauważyłem, że klasa również przeżywa żałobę. Było dziwnie cicho w klasie, jedynie niektórzy szeptali między sobą i nawet Kacchan wydawał się być jakiś inny. Najgorzej było jednak z Yaoyorozu, która wyglądała tak, jakby miała za chwilę wybuchnąć płaczem. Atmosfera w naszej klasie była niemal grobowa.

Jednak mam wrażenie, że to wydarzenie zbliżyło nas do siebie. Każdy z każdym ze sobą rozmawiał, wszyscy próbowali pocieszyć siebie nawzajem. Oczywiśnie moi przyjaciele mnie nie zawiodli, Uraraka i Iida byli ciągle przy mnie.

Nawet w całej szkole było czuć zmianę. Ludzie zachowywali się nieco ciszej, a patrząc się na naszą klasę w ich oczach było widać współczucie. W czwartek zaś nauczyciele zrobili apel dla całej szkoły tłumacząc okoliczności śmierci Todorokiego i upamiętniliśmy go minutą ciszy.

W szkolnej ławceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz