Tajemniczy Dym

196 12 2
                                    

Biegaliśmy po tej "ziemi" bez celu, ale co tam, rozpierała nas energia. Byłem tak szczęśliwy, że mógłbym kurwa podnieść wieżę w Polis. Wyjątkiem byli "poddani" zmarłego ojca dziecka Diyozy. Cholerny McCreary! To gówno popsuło wszystko, teraz moglibyśmy spokojnie umierać w dolinie. Mielibyśmy dzieci, pewnie mieszkałbym z Clarke, w końcu pewnie wyznałbym jej moje uczucia. Ale nie, zostawił swoje dziecko. Ono w ogóle go nie obchodziło. Interesowała go tylko władza.

Minęło trochę czasu od postawienia pierwszego kroku na tej planecie. Teraz rozkładaliśmy już namioty i rozpalaliśmy ogniska. Usiadłem na pieńku drzewa, by trochę odpocząć, wgapiłem się w pierwszy lepszy namiot i obserwowałem sytuację, nie wiem, ale nawet na przerwie chcę mieć pewność, że wszystko jest okej. Nagle naprzeciwko mnie z nikąd wyrosła Clarke. Nie mam pojęcia jak tak szybko udało się jej do mnie podejść.

- Bellamy, nie mamy pożywienia ani wody... - zaczęła, a ja wpatrywałem się w jej twarz. - Długo nie pociągniemy jak szybko nie zaczniemy czegoś hodować. No, ale musimy znaleźć nasiona...

Nie odezwałem się, siedziałem cicho, spojrzałem na nią że smutkiem i wstałem. Byliśmy tutaj wszyscy, nikt nie miał jedzenia, wody czy pewności, że jest bezpiecznie. Chciałem coś zaradzić, ale byłem bezsilny, zwyczajnie zmęczony życiem.

- Bellamy, powiedz coś! - krzyknęła niespodziewanie. Wiedziałem, że muszę wyruszyć z nią na wyprawę w poszukiwaniu żarcia i tak dalej.

- Clarke, sory, zagapiłem się, już idę po broń! - powiedziałem, ale to nie była prawda. Wcale się nie zagapiłem, zwyczajnie nie wiedziałem co ze sobą zrobić.

- To bierz dupę w troki i idziemy! - rozkazała, a ja pognałem do namiotu po drobne zapasy i broń.

Po piętnastu minutach drogi znajdowaliśmy się w lesie. Nie był zwyczajny, liście były rozmaitych kolorów, kolorów tęczy. To nie była zwykła, prosta ziemia. To był raj jakiego ludzkość nie widziała na oczy. Przyglądaliśmy się tym wszystkim pięknym miejscom jakie mijaliśmy.

Szliśmy dość długo. Oglądaliśmy to kolejne dziwne drzewa i krzewy. Nagle na swojej drodze napotkaliśmy jagody, były takie zwyczajne, takie jak na ziemi, naszej planecie sprzed 125 lat. Zerwałem parę i zawołałam Clarke, ta od razu podbiegła do mnie i spojrzała na mnie pytająco.

- Co? Masz coś? - zapytała, a ja spojrzałem w jej oczy, już chciałem poczuć smak jej ust, ale przeszkodził mi jakiś odgłos.

Oboje przestraszeni obróciliśmy się i zaczęliśmy błądzić wzrokiem w poszukiwaniu źródła tego co usłyszeliśmy. Nagle zauważyliśmy coś niesamowitego. Ziemia ta się rozstąpiła i z krateru zaczął wydobywać się czarny dym. Mieszał się on z powietrzem z prędkością światła więc razem z księżniczką bardzo szybko rozpoczęliśmy poszukiwanie schronienia.

Nowa Planeta || BellarkeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz