Po dwóch dniach wróciłam w końcu do domu. Pani Caroline bardzo się ucieszyła, lecz gdy powiedziałam co mi jest od razu się rozpłakała. Było mi przykro, ponieważ wiedziałam, że w końcu wszystkich zostawię, a tego bardzo nie chciałam. Aktualnie siedziałam w salonie, a Niall był swoim gabinecie. Pani Caroline krzątała się po kuchni, a mi nie zostało nic więcej niż oglądanie telewizji. Jednak po jakimś czasie mi się to po prostu znudziło, więc wyłączyłam telewizor i wstałam z kanapy. Weszłam na górę i zobaczyłam, że drzwi od gabinetu Niall'a są otwarte, więc podeszłam do nich i oparłam się o framugę, przyglądając się brunetowi. Nadal nie pofarbował włosów, choć go o to prosiłam. Nie mogłam się po prostu przyzwyczaić.
- Nie nudzi cię to? - spytałam, a mój mąż podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Teraz już tak - uśmiechnął się i odłożył długopis. - Chodź do mnie - powiedział i odsunął się od biurka. Podeszłam do niego i usiadłam na jego kolanach, a on przytulił mnie mocno. - Schudłaś - odparł smutno.
- Wiem - westchnęłam. - Ale nic nie mogę z tym zrobić - dodałam. - Musimy do tego przywyknąć.
- Mers, wybacz, że pytam, ale kim dla ciebie jest James? - spytał i znów na mnie spojrzał.
- To mój przyjaciel - zaśmiałam się. - I do tego mój lekarz - dodałam. - Mieszkał w Doncaster, przyjaźniliśmy się, lecz on wyjechał i więcej go nie widziałam. A gdy zaczęłam się źle czuć szukałam lekarza z dobrymi opiniami i od razu, gdy zobaczyłam jego nazwisko, wiedziałam, że on będzie najlepszy. Zawsze się tym interesował - wytłumaczyłam. - I nie masz się czym martwić. Nie zdradziłabym cię z nim. Jego chłopak nigdy by mi tego nie wybaczył.
- Chłopak? - zdziwił się.
- Tak, James ma chłopaka, jest biseksualny - odpowiedziałam.
- Nie wygląda na niego - odparł.
- Jego chłopak też - zaśmiałam się.
- Wiesz, że cię kocham? - zmienił temat.
- Tak - uśmiechnęłam się i po łożyłam dłoń na jego policzku, po czym pogładziłam go kciukiem. - Ja też cię kocham - dodałam. - Najbardziej na świecie.
- A Louis? - podniósł brew do góry, z lekkim uśmiechem.
- Dobra, zaraz po Louis'ie - zaśmialiśmy się.
- Nie chcę cię stracić, Mers - powiedział, a w jego oczach pojawiły się łzy.
- Nigdy nie stracisz - powiedziałam. - Zawsze będę przy tobie.
- Nie mów tego tak, jakbyś już umarła.
- Prędzej czy później to nastąpi, Niall - powiedziałam.
- Ile czasu nam zostało? - spytał, a po jego policzku spłynęła łza, którą szybko starłam.
- Miesiąc, góra półtorej - odpowiedziałam. - Nie chcę o tym rozmawiać Niall, możemy po prostu cieszyć się tym co jest teraz? - spytałam i drugą ręką starłam łzy spływające po mojej twarzy.
- Oczywiście, że możemy - powiedział i uśmiechnął się lekko. Nachyliłam się nad nim i musnęłam swoimi ustami te jego. - Dlatego zabieram cię do sypialni! - krzyknął i wstał ze mną na rękach. Zaczęłam się śmiać i schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi.
Tak bardzo go kocham.
***
- I co? - spytałam, po czym ścisnęłam dłoń Niall'a.
- Twoje wyniki są lepsze, Mercy, ale to minimalne zmiany - powiedział James. - Moglibyśmy zacząć stosować chemię, ale ona też wiele nie pomoże, zyskasz może tydzień - dodał. Widziałam po nim jak ciężko mu o tym mówić. - Jest jeszcze jedna rzecz, Mercy, ale to chciałbym powiedzieć ci na osobności - odparł z wyraźnym smutkiem.
- Nie, możesz mówić przy Niall'u - powiedziałam.
- Jesteś w ciąży - powiedział, a świat w okół się zatrzymał. Puściłam dłoń Niall'a i wpatrywałam się w jeden punkt. Po mojej głowie krążyło jedno zdanie, jakbym nie mogła myśleć o czymś innym. To odbijało się echem w moim umyśle.
- K-który to tydzień? - spytałam po chwili.
- Szósty - odpowiedział.
- J-ja muszę wyjść - powiedziałam i szybko wstałam z miejsca.
- Mercy, zaczekaj - powiedział Niall, ale ja zdążyłam wyjść z gabinetu. Mój mąż złapał mnie za rękę, a ja odwróciłam się w jego stronę i przytuliłam go, płacząc.
- Ono nigdy się nie urodzi - łkałam. - A to wszystko moja wina! - krzyknęłam.
- Mercy, skarbie, to nie jest twoja wina - gładził mnie po plecach.
- A czyja?! - odepchnęłam go od siebie. - Jestem tak beznadziejna, że nie urodzę własnego dziecka! - krzyknęłam.
- Mercy, to nie prawda, wiesz o tym - łamał mu się głos. - Nie możesz się za wszystko obwiniać - dodał, a po jego policzku spłynęła łza. - Nawet jeśli go nie przytulę, to mogę się cieszyć tym, że byłem tatą, choć przez chwilę - uśmiechnął się przez łzy. - I to ty byłaś jego matką, ty, kobietę, którą kocham nad życie - po moich policzkach spływały łzy. Podeszłam do mężczyzny i po prostu się w niego wtuliłam. Tylko tyle nam było teraz potrzebne.
Potrzebowaliśmy siebie.
XXXX
Hejka! Więc pomału zbliżamy się do końca tej historii :(
Macie jakieś ulubione fragmenty z tych 3 części? Piszcie śmiało!
Mam nadzieje, że wam się podoba :)
Marcelina x