04.

2.2K 139 27
                                    

Na górze macie James'a ;) 

- Musisz mu powiedzieć. 

- Nie, nie ma mowy, James - powiedziałam. - On mnie zostawi - dodałam. 

- Nie zostawi, bo cię kocha - powiedział. 

- On nie może się dowiedzieć, rozumiesz? 

- Mercy...

- Nie - przerwałam mu. - Cześć - pożegnałam się i wyszłam. Zeszłam po schodach i wyszłam z budynku. Odszukałam mój samochód, po czym otworzyłam go i wsiadłam do środka. Odjechałam spod budynku i ruszyłam w kierunku mojego domu. Ja naprawdę nie mogłam powiedzieć Niall'owi prawdy. Wjechałam na posesję i zgasiłam silnik. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki, po czym zabrałam swoje rzeczy i wysiadłam z auta. Zamknęłam je i podeszłam do drzwi wejściowych. Niall na pewno jest już w domu, więc nie zawracałam sobie głowy kluczami, tylko nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Ściągnęłam swoje buty i weszłam do salonu, gdzie nikogo nie było. Weszłam do kuchni i zastałam tam talerz z naszykowanym obiadem i kartkę od Pani Caroline informującą mnie, że musiała wyjść wcześniej, a Niall jest u siebie w gabinecie. Westchnęłam i usiadłam na krześle od razu biorąc do ręki widelec. Szybko zjadłam obiad i wsadziłam talerz do zmywarki. Zabrałam swoje rzeczy i weszłam na górę, od razu kierując się do sypialni. Zostawiłam tam torebkę oraz przebrałam się w dresy, koszulkę i bluzę z kapturem. Wyszłam z sypialni i zapukałam do gabinetu Niall'a. Po pozwoleniu weszłam o środka, a blondyn obdarzył mnie jednym, przelotnym spojrzeniem. - Długo masz zamiar się na mnie gniewać? - spytałam. - Zachowujesz się jak gówniarz. 

- Jestem zajęty - mruknął jedynie, a ja skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. 

- Niall, co się z tobą do cholery dzieje? Odmówiłam ci raz, a ty już odstawiasz wielkie fochy. 

- Mercy, nie mam czasu na takie rozmowy, to ważna sprawa - powiedział patrząc na mnie. To było chyba pierwsze tak długie spojrzenie na mnie od paru dni. 

- Zawsze byłam ważniejsza od pracy - powiedziałam cicho i odwróciłam się na pięcie. Wyszłam z gabinetu i zeszłam schodami na dół. Usiadłam na kanapie w salonie od razu włączając telewizor. Przełączyłam kanał, ponieważ wiedziałam, że teraz poleci jeden z moich ulubionych filmów. Położyłam pilota na stoliku i usadowiłam się wygodnie na kanapie. Usłyszałam kroki i nawet nie miałam ochoty na niego spojrzeć. Zawsze powtarzał mi, że jestem ważniejsza od pracy, ale widocznie to się dla niego zmieniło. 

- Przepraszam - usłyszałam. Nawet nie obdarzyłam go spojrzeniem. Miałam go gdzieś. - Zachowywałem się jak dzieciak przez ostatnie dni, nie wiem co mną kierowało. Kocham Cię, Mers i nie miałem zamiaru sprawiać ci przykrości, przepraszam - skończył, a ja spojrzałam na niego katem oka. 

- Czekasz aż zaprzeczę?  - spytałam.

- Nie, oczywiście, że nie - powiedział szybko. - Wybaczysz mi? Obiecuję, że nie będę się tak zachowywał nigdy więcej. 

- Obiecujesz? - wolałam się upewnić.

- Tak - uśmiechnął się lekko. - Jeszcze raz przepraszam - dodał. - Kocham cię, Mers. 

- Też cię kocham - powiedziałam, po czym blondyn złączył nasze wargi. 

To akurat była prawda. 

***

- Wiesz siostrzyczko tak sobie myślałem...

- Ty myślisz? Nowość - przerwałam mu. Louis zmroził mnie wzrokiem i opadł na fotel na przeciwko mnie, a ja się zaśmiałam. 

- Myślałem, żebyś wybrała się na urlop. To ci dobrze zrobi - powiedział. 

- Louis, nic mi nie jest - powiedziałam. Wiedziałam, że chodziło mu o moje ostatnie omdlenie w pracy. - To był tylko zawrót głowy, nic wielkiego. 

- Przestraszyłem się - mruknął.

- Wiem - odparłam. - Ale żyję, nic mi nie jest - zapewniłam go. 

- Proszę, przyjdź do mnie od razu, gdyby coś się działo - powiedział.

- Obiecałam ci to, Boo - powiedziałam.

- Kocham cię - powiedział i wstał z krzesła, po czym podszedł do mnie i cmoknął mnie w czoło. 

- Też cię kocham, ale wybacz, muzę pracować, ty również - powiedziałam z uśmiechem. Brunet uśmiechnął się i zaczął kierować w stronę drzwi. W pomieszczeniu rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu, a ja od razu wzięłam go do ręki sprawdzając kto dzwoni. 

- Czyżby mój szwagier? - zaśmiał się. Zmarszczyłam brwi i nacisnęłam zieloną słuchawkę. 

- Mercy Horan, słucham? - powiedziałam, a brunet zmarszczył brwi. 

- Mercy? 

Człowieku, jesteś głupi, czy głupi? Przed chwilą ci się przedstawiałam. 

 - Kto mówi? - spytałam.  

- Troy - odpowiedział, a ja od razu chciałam się rozłączyć. - Możemy pogadać? 

- Nie mam czasu, a po drugie nie mam na to ochoty - mruknęłam. 

- Mercy, proszę...

- Nie, nie porozmawiam z tobą, chyba za dużo ode mnie wymagasz - powiedziałam, po czym się rozłączyłam. 

- Kto to był? - spytał Louis.

- Nasz najukochańszy tatuś na świecie.

- Czuję ten sarkazm, Mers - powiedział. - Czego chciał?

- Chciał porozmawiać, ale ja nie mam na to najmniejszej ochoty - odparłam.

- I dobrze - mruknął. - Pamiętaj, gdyby co się działo, masz do mnie przyjść.

- Pamiętam - uśmiechnęłam się lekko. Brunet miał już wychodzić, a ja w tym momencie chciałam mu o wszystkim powiedzieć. 

- Louis, ja... - przerwałam. 

- Tak? - spojrzał na mnie. 

- Wiesz, to nie ważne - uśmiechnęłam się nerwowo. - Miłej pracy - dodałam szybko. 

Boże, Mers, ale jesteś tchórzem. 

XXXX

Witam w nowym rozdziale :) 

Marcelina x 

Lawyer 3||n.h. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz