4. Wierny niczym pies

125 16 8
                                    

Białe oczy powędrowały po wszystkich zwiadowcach, patrzących ze strachem i zdziwieniem na tytana przed sobą. Zauważyli jej dziwny i niespotykany wygląda, tak samo jej zachowanie, przez co od razu uważali ją za odmieńca. Na gałęzi drzewa nadal siedział czarnowłosy mężczyzna, nie mając możliwości zejścia. Patrzył przed siebie, widząc dokładnie wszystko co się działo. Widział jak wyszarpała kawałek ciała innego tytana, który nadal tkwił w jej paszczy. Nagle zaczęła zamykać ją, połykając przy tym całą jej zawartość. Levi poczuł obrzydzenie i jakby jego żołądek się wywrócił. Było to niespotykane i obrzydliwe za jednym razem. Skrzywił się, nie odrywając wzroku. Chciał się wszystkiego dowiedzieć, ale najpierw zejść na ziemię, by nie siedzieć tam do końca jego życia. Tylko jak ma zejść? Jego sprzęt do trójwymiarowego manewru nie działa jak należy, a wysokość, na której jest, utrudnia mu skok w dół. Prychnął, jak to ma w zwyczaju, na swoją obecną sytuacje. Nagle jakby go olśniło. Przecież gdy wymówił imię swojej przyjaciółki, został ocalony, więc czy teraz również zadziała? Nie zastanawiając się długo, nabrał świeżego powietrza w płuca.

- AMI!! - krzyknął na całe gardło, czując jak zaczyna go drapać.

Rogaty tytan szybko się odwrócił w stronę siedzącego mężczyzny i w niesamowicie szybkim tempie był przy nim. Wystawiła dłoń, by Levi mógł na nią wejść. Ten natomiast zastanawiał się czemu ona reaguje na to imię.

Może tytani tez posiadają imiona? Albo to zwykły przypadek, że obie są do siebie uderzająco podobne i mają to samo imię? Wszystko da się logicznie wytłumaczyć... prawie wszystko.

Levi mozolnie wskoczył na dłoń tytana, co nie umknęło uwadze reszcie zwiadowców i samemu Erwin'owi Smith'owi. Stojąc na środku jej dłoni, skrzyżował ręce, stojąc wyprostowany i z obojętnym jak i swoim typowym wyrazem twarzy.

- Do nich. - powiedział normalnie, mając przeczucie, że go posłucha.

I miał racje. Jak posłuszny pies, zaczęła z powrotem zmierzać do zwiadowców. Przy nich uklękła na jedno kolano, wysuwając dłoń z mężczyzną w ich stronę. Brunet zszedł z niej i normalnym krokiem zaczął podchodzić do stojącego konia na przodzie. Na tym zwierzęciu siedział właśnie Erwin.

- Levi, co to ma wszystko znaczyć? - spojrzał najpierw na mniejszego mężczyznę, by z powrotem przenieść wzrok na białe oczy tytana za nim.

- Sam chciałbym wiedzieć, Erwin. - odpowiedział obojętnie zerkając gdzieś w bok.

Erwin chciał jeszcze coś dodać, ale został powstrzymany przez to co zobaczył. Ręka tytana kierowała się prosto na jego "Skrzydła Wolności". Widział jak on w ogóle na to nie reaguje, a wręcz czeka na rozwój wydarzeń. Sam idąc w jego ślady jedynie się przypatrywał, jak ogromny palec z pazurem leci prosto w twarz bruneta. Zatrzymała go bardzo blisko jego policzka, by lekko go obrócić i zacząć... bawić się jego policzkiem swoim paznokciem? Tak przynajmniej to wyglądało. Twarz Levi'a robiła przez to głupie miny, ale jego pulsującej żyłki nie udało się ukryć. Nim ktoś zdążył mrugnąć, jej palec leżał na ziemi, odcięty ostrzem specjalnym do zabijania takich właśnie stworzeń.

- Oi, co to ma znaczyć?! - warknął odwracając się do niej i patrząc wściekle, ale jak się tak dokładnie przyjrzeć, można zauważyć coś jeszcze - tęsknotę i rozbawienie.

Przypomniał sobie jak małe rączki Ami zawsze bawiły się jego policzkami, gdy był zły lub zdenerwowany. Przypomniało mu się to i jak bardzo go to irytowało, przez co zapominał o wcześniejszym problemie, skupiając się na obecnym.

- Le... vi. - powiedziała z lekkim uśmiechem.

Nim się obejrzał, jej mały palce zaczął go łaskotać po żebrach i brzuchu, przez co musiał siłą woli powstrzymywać śmiech i nadal mieć maskę złości i chłodu.

- Przestań! - krzyknął, co zadziałało jak komenda i już przy nim nie było jej palca, a nawet ręki. - I właśnie tak ma być. Nie dotykaj mnie. - założył ręce na biodra, patrząc karcąco na ogromnego Tytana. - I żeby mi to ostatni raz było!

Tytan spuścił lekko głowę i skinął na znak, że rozumie. Reszta zwiadowców patrzyła w osłupieniu na zaistniałą sytuację. Wyglądało to jakby ojciec karcił małe dziecko, a nie doświadczony zabójca tych potworów i sam potwór. Levi odwrócił się już spokojniejszy do reszty, zastając ich zdziwienia i jawne niezrozumienie na twarzy.

- Levi! Jak to zrobiłeś!? - krzyknęła nadpobudliwa Hanji, wybiegając z tłumu.

Levi dostrzegł jej podekscytowanie, dziwną żądzę i pożądanie w oczach. Obrzydzony faktem, że się strasznie ślini i krew jej puściła z nosa, skrzywił się i odszedł kilka kroków. Kobieta jednak nie dała mu spokoju, chcąc się na niego rzucić. Jeden palec ogromnej ręki zatrzymał ją i oddalił na bezpieczną odległość. Hanji spojrzała na nią i zaczęła przytulać się do jej palca, wodząc swoimi dłońmi we wszystkie strony.

- Uspokój się, czterooka. - powrócił jego zimny i zdenerwowany ton.

- Taka gładka! - pisnęła, ocierając się policzkiem o skórę na palcu tytana. - Jak tego dokonałeś, Levi!? Jak!? Powiedz mi to, proszę! - zaczęła gadać swoim denerwującym dla bruneta głosem, przez co zmarszczył brwi z irytacji.

- Zamknij się, okularnico. - warknął złowrogo.

Brunetka spojrzała z szerokim uśmiechem na twarz tytana. Patrzyła tak na nią zafascynowana, wpadając na pewien pomysł.

- Jestem Hanji!

Levi prychnął na jej słowa, wiedząc, że mało co to da. W końcu jest tytanem, nie człowiekiem uczącym się imion. Skrzyżował dłonie na piersi, patrząc w bok, by nie patrzeć na obrzydzającą go w tym momencie osobę.

- Ha... a... n... ji... i. - słysząc to, Levi obrócił się do tyłu, patrząc z nie dowierzaniem na ogromną twarz podobną do jego przyjaciółki.

Tytanów... można nauczyć mówić?

Pisk zachwytu właścicielki imienia był tak głośny, że Levi zaczął obawiać się o bóle głowy jakie przez nią dostanie.

- Jeszcze raz! Jeszcze raz! - zaśmiała się nie odrywając wzorku z jej białych oczu.

Nagle poczuła jak się unosi, przez co jej mina na chwile zrzedła. Jednak kiedy została strzepana z palca i spadła na coś miękkiego, jej uśmiech powrócił. Leżała właśnie w drugiej dłoni tego odmieńca.

- Han... ji... i. - powiedziała, zbliżając do niej swoją twarz, będąc zaledwie dwa metry od niej.

Hanji pisnęła radośnie podskakując do góry, jednak poczuła drgnięcie. Spojrzała na swoją rozmówczynię, która nagle spojrzała za siebie. Szybko odstawiła kobietę na ziemię i wstała. Wpatrywała się w las, gdzie nikt nic nie mógł dostrzec, a co dopiero usłyszeć. Nagle znowu ryknęła swoim denerwującym uszy rykiem. Spojrzała na Levi'a, a ten sam nie wiedział dlaczego, ale zrozumiał o co jej chodził.

- Tytani się zbliżają. Uciekamy. - od razu powiedział do reszty, widząc kilka bezpańskich koni i swojego. Od razu na niego wsiadł. - Ona się nimi zajmie. - lekko się skrzywił, nie wiedząc jednak czemu.

Kiedy zaczęli galopować w stronę murów, odwrócił się, patrząc jak stoi do niego tyłem gotowa do walki.

- Ami. - powiedział jakby do siebie, widząc jak odwraca głowę.

Ujrzał lekki uśmiech, na co zmarszczył brwi i ze spuszczoną głową odwrócił się, jadąc dalej za resztą.

Ami... co się tu dzieje?

The real Monster |Attack on Titan|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz