5. Na każde zawołanie

124 16 2
                                    

Minęły kolejne lata i kolejne wyprawy za mury. Ginęło mnóstwo żołnierzy w tym czasie, co było normalne w korpusie zwiadowczym. Teraz trwała kolejna misja i jak zwykle ludzie ginęli na marne. Tytani rozszarpywali ich i pożerali. To było normalne u takich ogromnych bestii jak oni i w tych czasach. 

Czarnowłosy mężczyzna jechał na swoim koniu bacznie wszytko obserwując. Na razie było spokojnie przy jego oddziale, ale flary oznaczające tytanów go irytowały. Co chwilę gdzieś była wystrzeliwana, nie raz wskazująca odmieńca. Prychnął marszcząc brwi pospieszając swojego wierzchowca. Przed nim był las ogromnych drzew. Od razu obrał go za ich cel wiedząc, że tam mają większe szanse na przeżycie niż na otwartej przestrzeni. Tytani mogli zjawić się w każdej chwili, przedzierając się przez formację. Spojrzał na wysokie drzewa nad sobą, przypominając sobie zdarzenie sprzed dwóch lat. Pamięta jej twarz, jej ochrypły głos i mimo wszystko nienaturalny wygląd. Pamięta jak stał na gałęzi, obserwując jak masakruje Tytanów. Pamięta nawet jak wymawiała imię tej szalonej okularnicy. Oczami wyobraźni nadal widzi jak jej całkowicie białe oczy obserwują go, by nad nim czuwać. Przypomniał sobie jak jej ciepłe i przyjemne palce go łaskotały i irytowały przez dotykanie policzka. Nieświadomie dotknął go zamyślony, nadal pędząc przed siebie.

- Kapralu! - krzyknął jeden z żołnierzy za czarnowłosym, kiedy zobaczył co jest przed nimi.

Levi podniósł wzrok wybudzając się z dziwnego transu. Spojrzał przed siebie rozszerzając oczy. Cztery tytany zmierzały w ich stronę i jeden prawdopodobnie był odmieńcem. Zmarszczył brwi i prychnął.

- Musimy ich załatwić jeśli chcemy dalej...! - nie dane mu było dokończyć. Poczuł tylko mocny trzask i jak podnosi się razem z koniem w górę. Spojrzał zdziwiony za siebie i ujrzał ogromną stopę piętnastometrowca, która właśnie zgniotła dwóch jego ludzi. Za nim znalazło się jeszcze dwóch inny.

Czemu nagle jest ich tak wiele?! Czyżby przedarli się przez formację?

Prychnął jeszcze raz, kiedy jego wierzchowiec ponownie stanął na twardej ziemi. Nie wiedział powoli co robić. Mogą się wspiąć za użyciem manewru trójwymiarowego na wysokie gałęzie drzew, ale co dalej? Tytanów jest za dużo i do tego kilku odmieńców. Musiał jak najszybciej wymyślić jakiś plan.

A co gdyby...? Może się nie udać, ale jesteśmy otoczeni, więc każdy plan może coś zdziałać. Ale przed tym...

- Na najwyższe gałęzie! - krzyknął rozkaz do żołnierzy, samemu wystrzeliwując od razu haki.

Lądując na gałęzi zauważył, że na szczęście wszystkim się udało znaleźć na odpowiedniej wysokości. Teraz musiał spróbować. Z zimnym wyrazem twarzy, stanął dumnie na środku gałęzi, patrząc z wyższością na tytanów pod sobą.

Teraz albo nigdy.

- Ami. - powiedział głośniej, ale jakby wydawał rozkaz. Głos pozostał zimny i obojętny. Jednak jego oczy... Gdyby się przyjrzeć, widać doskonale jego lekkie zmartwienie.

Zawsze może nie przybyć.

Westchnął zirytowany swoją tymczasową sytuacją. Prychnął odwracając głowę od tych bestii, które teraz go bacznie obserwowały. Minęło dopiero kilka sekund, a on się niecierpliwił. Jednak miał dobry plan. Głośny i okropny dla uszu ryk rozniósł się prawdopodobnie po całym lesie. Kąciki ust bruneta lekko się podniosły. Jego plan zadziałał. Przybyła na jego zawołanie, jak jakiś wierny pies. Doskonale obserwował całe zajście, jak nagle wszystkie tytany zwracają uwagę w jej stronę, zmierzając do niej. Levi jednak dostrzegł coś, czego się nie spodziewał. Jej rogi były o wiele dłuższe i zawijały się teraz do tyłu. Oczy miała przekrwione i biła od nich dzikość. Pazury zmieniły się w ostrzejsze i chyba nawet i dłuższe niż wcześniej szpony. Ale kiedy zaczęła otwierać swoją paszcze tak szeroko, że policzki zaczęły pękać, jego oczy się rozszerzyły. Ogromna paszcza przepełniona mnóstwem jeszcze ostrzejszych kłów, która zaczęły wbijać się w ciała tytanów jak w masło.

Coś jest z nią nie tak! Czyżby tytani byli zdolni się rozwijać? A może już nie jest taka posłuszna jak kilka lat temu? Nie, na pewno nie. Inaczej przecież by nie przyszła i by ich... jak można nazwać to co ona z nimi robi? Widać doskonale jak się nimi bawi, rozszarpując ich na kawałeczki lub odgryzając części ciała. To jednak nie jest ważne, gdyż ostatnim razem też walczyła tak krwawo. Jednak nadal dziwi mnie jej wygląd. Chyba pora na mnie.

Gdy tylko ciało ostatniego tytana padło, zaczynając znikać, Levi uznał to za odpowiedni moment. Jak najszybciej zaczął do niej lecieć, używając swojego sprzętu. Słyszał przy tym krzyki jego oddziału by zawrócił lub by uciekał. Zignorował to i będąc blisko niej, wiedział gdzie wyląduje - na jej ramieniu. Tytan nawet nie zareagowała na to, że ktoś jest na jej ramieniu, tak jakby wiedziała kto to. Levi spojrzał na jej twarz, gdy ta specjalnie odwróciła się w jego stronę głowę.

- Co ci się stało? - zapytał z powagą w głosie, patrząc na jej czerwonawe oczy.

Spuściła głowę, a czarnowłosy jakby poczuł dziwny impuls, każący mu coś zrobić. Podszedł bliżej do jej twarzy by jej dotknąć. Jego zimna dłoń dotknęła gładkiej i ciepłej skóry potwora.

- Uspokój się. - powoli jeździł swoją dłonią, czując jakby ten tytan był jego małą Ami.

Widział dłoń zmierzającą w jego kierunku, czym się nie przejął, co innego reszta jego zespołu. Ocknęli się szybko z szoku jaki został wywołany przez poczynania ich Kaprala i myśląc, że ten tytan ma zamiar coś mu zrobić, rzucili się na "pomoc".

- Uważaj Kapralu!! - wydarła się piskliwym głosikiem jedna z dziewczyn w tej drużynie.

Czarnowłosy chciał odkrzyknąć jakimi idiotami są i by zaprzestali swoich działań, ale było już za późno. Jej ręka leciała właśnie na ziemię, odcięta przez dwóch zwiadowców. Nie zareagowała jednak na to. Skupiała się na regeneracji policzków, która właśnie się skończyła. Zaraz podleciało kilku innych zwiadowców, zaczynając ją ogólnie ranić.

- Niech Kapral się od niej odsunie! My zajmiemy się resztą! - krzyknął jeden z mężczyzn, rzucając jednym swoim ostrzem w oko potwora.

Krzyk wydobył się z jej gardła i drugą, jeszcze całą, ręką złapała się za obolałe miejsce.

- Przestańcie natychmiast, wy wkurwiający idioci!! - rozkaz Kaprala zadziała na nich jak kubeł zimnej wody.

Wszyscy wylądowali na ziemi przed tytanem większym niż spotkane do tej pory i Kapralem na jego ramieniu. Nie odezwali się zdziwieni całą sytuacją. Levi nie zabrał ręki z jej twarzy, dalej delikatnie nią poruszając. Spojrzał w jej oczy, które teraz również patrzyły na niego. Regeneracja jednego nadal się nie skoczyła, dlatego wyglądało jak krwawa dziura.

- Jedziemy dalej. - warknął, nawet nie zaszczycając ich swoim spojrzeniem, zbyt skupiony patrzeniem na leczące się oko.

- Ale Kapralu...! - zaczął jeden z mężczyzn, jednak surowy wzrok czarnowłosego uciszył go.

Levi spojrzał ostatni raz na twarz tytana. Oko nadal się nie zregenerowało, wyglądając teraz jak czerwona otchłań z krwawymi łzami, spływającymi po jej policzku. Jej zdrowa ręka zatrzymała się przy swoim ramieniu, dając możliwość skoczenia na nią. Mężczyzna zrobił to i już zaraz czuł jak jej ręka odstawia go na ziemię. Ostatni raz na nią spojrzał i zagwizdał, by koń do niego wrócił. Patrzył jak się prostuje, odwraca do nich plecami i odchodzi chwiejnym krokiem. Levi zmieszał się przez to, ale nie pokazał tego na swojej twarzy.

Zmieniła się.

The real Monster |Attack on Titan|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz