Tego wieczora grałam na skrzypcach tak długo, aż moje palce i kark ścierpły do reszty, a babcia Ida wpadła do mojego pokoju i spiorunowała mnie wzrokiem.
- Narcyzo, na litość, mogłabyś już przestać!
Próbowałam odwdzięczyć się babci takim samym wzrokiem, ale nie byłam w stanie wykrzesać z siebie ani jednej nienawistnej nuty; byłam zbyt podekscytowana i szczęśliwa. Babcia wydawała się jednak w ogóle tego nie dostrzegać - stała w progu, z marsową miną i pomiętą ściereczką między palcami. Westchnęłam i powiedziałam, ukrywając (mam nadzieję) zbytni entuzjazm:
- Czy byłaś kimś kiedyś obsesyjnie zainteresowana? Tak, że nie pozostało ci nic innego, tylko dziergać?
Na twarzy babci nie zaszła żadna zmiana; ja jednak znałam ją tak dobrze, że odnalazłam w jej oczach nutę łagodności. Odłożyłam skrzypce, co przekonało babcię do przekroczenia progu; usiadła na skraju łóżka i poczęła nerwowo przecierać jego ramy (chociaż kilka dni wcześniej przeprowadziłam gruntowne porządki).
- Czy znów spędzasz czas z Balladyną, Narcyzo? - zapytała, nie podnosząc wzroku.
- Nie chodzi o nią. Cóż, niezupełnie o nią, chociaż można powiedzieć, że w jednej dziesiątej, jak zawsze, chodzi o Balladynę. Poznałam chłopca, który, nie uwierzysz, jest zupełnie taki jak ja!
Babcia roześmiała się, ale to nie był pogodny śmiech. Nieco mnie to zmartwiło, ale babcia lubiła popadać w melancholię. Zwykłam wierzyć, że i ona przeżywała podobne przygody w swojej młodości, o których, w tych rzadkich momentach naszych szczerych rozmów, sobie przypominała.
- Więc, byłaś? - zapytałam ponownie, siadając obok babci na łóżku z podkulonymi pod brodę nogami. - Proszę, powiedz, czy...
- Nie, Narcyzo. I ty też nie powinnaś tego robić, nie po tym wszystkim; ale przypuszczam, że na to już za późno, więc opowiedz mi o tym chłopcu.
I opowiedziałam. Ale cały entuzjazm gdzieś ze mnie uleciał. Może babcia Ida miała rację? Może nie powinnam była robić tego ponownie?
***
Ludzie mówią, że matematyka jest królową nauk, ale celem mojego życia jest to, by wskazać im, jak bardzo się mylą. Nie byłoby matematyki, nie byłoby nawet pojęcia "królestwo", gdyby nie biologia. I to ona dzierży władzę w naukowym panteonie.
Lubiłam sprzeczać się na ten temat z Albertem - chociaż po tych kłótniach potrafiliśmy nie odzywać się do siebie przez kilka dobrych godzin, aż Wilga lub Orion nie zaczynali interweniować - mimo jego wiarygodnych argumentów, wciąż obstawałam za swoim. Wszystko to, co działo się od miliardów lat, było tak ciekawe i niezwykłe, że grzechem jest twierdzić, iż rząd cyferek jest w stanie to uporządkować.
Lekcje biologii w naszej szkole wiosną i jesienią odbywały się na trybunach szkolnego stadionu, co tylko potęgowało ich wspaniałość. Głos profesora niósł się przez murawę w akompaniamencie ptasich treli, a my jak zaczarowani spijaliśmy z jego ust każde słowo. O najmniejszych i największych organizmach na świecie, o przypadkach medycznych, które, w zależności od wrażliwości ucznia, wywoływały wstręt lub oczarowanie. I o gwiazdach. W szczególności o gwiazdach, które to były jego prawdziwą pasją.
Z jednej strony lubiłam wierzyć w mity - z rodzaju tych traktujących o szlachetnej śmierci herosów i ich sylwetkach upamiętnionych na niebie - ale świadomość, że ciała niebieskie wcale nie są tak abstrakcyjne i niepojęte, była uspokajająca. Wszechświata nie da się włożyć w ramy, to prawda - ale jesteśmy w stanie stwierdzić, że kiedyś miał swój początek i, tak jak wszystko - kiedyś się skończy. To prowadzi do konkluzji, że, nawet jeśli jesteśmy tylko okruchami o maleńkim znaczeniu, przez wieki zdołaliśmy zgłębić tajemnicę rzeczy miliardy razy potężniejszej od nas samych.
***
- Hej, Narcyzo, możesz pożyczyć mi książkę do francuskiego? Chciałbym coś sprawdzić.
Albert wyciągnął dłoń ponad stół i dopiero wtedy dotarło do mnie, że coś powiedział. Spojrzałam na niego mętnym wzrokiem. Uśmiechnął się cierpko i odparł:
- Książka do francuskiego.
Sięgnęłam do plecaka, by po chwili wyciągnąć z niego rzeczony podręcznik. Albert chwycił go w mgnieniu oka i zaczął wertować nad talerzem z sałatką. Orion miał słuchawki na uszach i bez przekonania dłubał widelcem w swoich ziemniakach, jednak tym, co mnie zastanowiło, było zachowanie Wilgi. Dziewczyna nabijała na widelec pomidorki koktajlowe z miną seryjnego mordercy, raz po raz spoglądając ponad moim ramieniem. Obejrzałam się w stronę, w którą przypuszczalnie i ona zerkała - nie zauważyłam tam jednak nic niezwykłego, więc zapytałam:
- Wilgo, coś nie tak?
- Wszystko jest w porządku, Narcyzo.
Ta odpowiedź mnie zaskoczyła; zauważyłam również zmarszczone brwi Alberta i wiedziałam już, że coś jest naprawdę bardzo nie w porządku.
- Proszę cię, powiedz. Widzę, że nie jest.
Wilga uniosła oczy znad talerza i zaniechała kompulsywnego dźgania widelcem; odetchnęła głęboko i powiedziała:
- Myślę, że źle robisz, próbując przeciągnąć Gabriela na swoją stronę. To tyle.
- Dlaczego tak sądzisz?
Wilga jednak nie raczyła odpowiedzieć na moje pytanie. Wstała, zabrała talerz i uścisnęła ramię Oriona, co czyniła zawsze, gdy mieli już odchodzić. Chłopak, jak gdyby obudzony z letargu, bezwiednie podążył za nią. Spojrzałam błagalnie na Alberta.
- Elle a raison, ma chérie.
Cóż, to mogłam zrozumieć nawet ja. Albert obszedł stół dookoła i usiadł po mojej prawej. Widziałam, że szykuje się do dłuższej i znacznie trudniejszej rozmowy; miałam tylko nadzieję, że odbędzie się ona w języku, który znam. Albert jednak zaskoczył mnie, ograniczając się tylko do:
- Narcyzo, powinnaś już skończyć z kolekcjonowaniem. Jeśli Gabriel będzie tego chciał, dołączy do ciebie. Proszę, pokaż, że różnisz się od Balladyny i pozwól ludziom decydować, czy chcą być tak niezwykli jak ty, czy wolą żyć własnym życiem.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową. Nie wiedziałam tylko, czy to mi się uda.
***
To opowiadanie piszę tak długo, że moja jego koncepcja zmienia się z każdym kolejnym życiowym doświadczeniem. I może to dobrze - początkowe plany zakładały 20 rozdziałów, dziś planuję 13, ale myślę, że zawrę w nich rzeczy o wiele bardziej... intymne? Prawdziwe?, niż w tych dwudziestu.
Chciałabym również zaznaczyć, że moje postacie często myślą w zupełnie niewłaściwy sposób, za który, gdybym je znała, pragnęłabym je skarcić.
CZYTASZ
Narcyza
Spiritual(o dziewczynce, chłopcu i końcu wszystkiego) Narcyza Szafrańska mieszka w mieście bez nazwy; codziennie rwie sobie rajstopy o kolce róży, które okalają wejście do jej szkoły. No i, przede wszystkim, jest kolekcjonerką: całe swoje życie szuka ludzi...