rozdział 5.

180 25 35
                                    

Pierś dziewczyny unosiła się gwałtownie, gdy próbowała złapać dech myśląc o przeżytym wieczorze. Zaplątana w pościel wdychała zapach setek perfum, które nieznajomi pozostawili na jej skórze, tańcząc dookoła niej nieopamiętanie do muzyki różnego tempa. Nawet nie musieli się martwić o powrót do domu, ze względu na życzliwość jednego z ochroniarzy sceny będących na miejscu, który zabrał ich ze sobą swoją ciężarówką, gdzie mogli bezpiecznie wrzucić rowery. W pewnym momencie zabawy, trunki alkoholowe również wkroczyły do gry, tym razem jednak w bardzo przyzwoitej ilości, która jedynie podsycała chęć tańca i krzyku razem z innymi, nieznajomymi osobami.

Jeszcze przed rozejściem się do swoich pokojów hotelowych, Harry powoli obrócił tanecznym krokiem dziewczynę, całując ją w dłoń, oraz szepcząc w nią dobranoc. Wilgotne usta delikatnie dotknęły jej skóry, powodując przyjemne dreszcze na powierzchni całego jej ciała i palące uczucie niedowierzania w sercu. Blondynka nie mogła przestać myśleć o zaistniałym incydencie, zastanawiając się, czy na pewno jej się to nie przyśniło. Co kilkanaście sekund przykładała rękę do ucha, mając wrażenie, że może usłyszeć z niej pożegnanie wypowiedziane przez mężczyznę. Mimo, że zasnęła w pełni ubrana i lekko pijana, to z cieniem uśmiechu wciąż przyklejonym do twarzy.

Rytuał złożony z dwóch kaw i krótkiej konwersacji o wschodzie pozostał niewzruszony, co ucieszyło zarówno profesora, jak i studentkę. Oczywiście, żadna ze stron nie poruszyła tego szczęścia w rozmowie, ale takie rzeczy po prostu czuje się w powietrzu, słowach i uniesieniach kącików ust.

Kiedy mężczyzna był zmęczony, zmarszczki dookoła jego oczu wydawały się być pogłębione, aczkolwiek Olivia nie potrafiła zauważyć w tym nic negatywnego. Nie mogła oderwać wzroku od zjawiska w którym światło wchodzącego słońca wypełniało je swoim blaskiem tworząc je jednocześnie bardziej wyraziste, jak i piękniejsze. Dodawały mu powagi, oraz pewnej niemożliwej do opisania cechy, której dziewczyna nie była w stanie skategoryzować, lecz wiedziała, że była ona zarezerwowana tylko i wyłącznie dla tego jednego istnienia na Ziemi.

Poranki bywały bardzo satysfakcjonującą porą dnia nad morskim przybrzeżu. Kobieta nie doświadczałaby ich tak często, gdyby nie fakt obecności kogoś, dla kogo miała motywacje zerwać się z łóżka o tej godzinie. Oboje pasjonowali się obserwowaniem każdej najdrobniejszej rzeczy która ich otaczała, nieświadomie dzieląc uwielbienie do szczegółów.

Niedopowiedzenia i spojrzenia rzucone ukradkiem były jedną z najpiękniejszych rzeczy, która tworzyła tą relacje. Niemożliwym było to, jak bardzo często ich wzrok mijał się na przestrzeni kilku sekund, ponieważ za każdym razem, kiedy to mężczyzna obserwował profil Olivii podczas gdy dziewczyna z pełną pasją wypowiadała się na jakiś temat, ona tego nie nie zauważała, a Styles żył w nieświadomości, że czynność ta działała w obie strony.

- Zagrajmy w wojnę - powiedział niespodziewanie, zmieniając temat w połowie zdania

- Przepraszam? - zmarszczyła brwi, martwiąc się już poważnie o swój słuch - powtórz proszę, bo słyszę abstrakcje

- Zagrajmy w wojnę - powtórzył powoli, artykułując dokładnie każdą wypowiadaną sylabę

- Czyli to jednak po prostu ty znów masz pomysły z nieba - przewróciła oczami dziewczyna przypominając sobie, że w Harrym czasem pojawia się dziecko

- To nie są "pomysły z nieba", to bardzo stara gra, a w dodatku moja ulubiona z kategorii karcianych - rzekł zanadto poważnym tonem, którego zazwyczaj używał w sali wykładowej - a tak się składa, że mam ze sobą karty

- Wyglądasz bardziej na typ pokerowca - przyznała, drocząc się z nim

- Lubię pokera, ale w nim liczą się umiejętności i pewna nabyta z czasem technika. Oczywiście szczęście też jest ważnym elementem, lecz to nie to samo co w wojnie. - odparł

your skin got darker (but hair got lighter) | H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz