Julia L siedziała sama na pokładzie. w tej chwili wszedł Mikołaj. Podszedł do niej, a ona odskoczyła jakby ze strachu. – Spokojnie kochanie to tylko ja – oznajmił zdziwiony jej postawą. – Nie po prostu dziwnie się czuję. – Co ciebie trapi ? - Kochasz mnie ? – zapytała patrząc mu się w oczy. Mikołaj poczuł się dziwnie. Dobrze znał swoją odpowiedź, ale nie pokoił się jej zachowaniem. – No oczywiście, ale czemu pytasz ? - Ta sytuacja z Julią i Piotrkiem no wiesz o co chodzi. – Tak, ale Jim sprawdził, że „MANTA” na Piotrku przeprowadzała eksperymenty i to już nie był ten sam Piotrek. – No, ale czemu ona akurat. Przecież on ją kochał. Nie wmówisz mi, że to jego uczucie teraz było udawane. – Ale kochanie tego się nie dowiemy. – Nie mogli mu wymazać pamięci, ani uczuć. On ją kochał, ale zwariował. – To była chora miłość. – Co ona musiała czuć. Najpierw okazało się, ze jej pierwsza miłość wcale nie umarła, potem się zbliżyli, a na koniec wbił jej nóż i zrzucił z dachu. – No i powiedział przy tym, że ją kocha – dodał. – To już w ogóle musiało ją dobić na łożu śmierci. – Do mnie ta sytuacja jeszcze nie doszła. Nie rozumiem tego za bardzo. – No to wygląda jak scena z „Gry o Tron”. Albo innego krwawego serialu. – No, ale co musiał poczuć Krzysztof i co się z nim teraz dzieje. – Tego się nie dowiemy. Zerwał wszystkie możliwe kontakty, zniszczył swój nadajnik i się pewnie gdzieś zaszyje. Kocham ciebie – powiedziała Julia i przytuliła się mocno do Mikołaja. – Jesteśmy na miejscu!!! – krzyczał Jim, przerywając tą romantyczną sytuację. – Że już ta zimna Grenlandia ? – pytała zażenowana Karla. – Tak. wysiedli nie daleko i obserwowali ich cel. – Co za debil buduje bazę na środku lodowca – mówiła Karla. – No to jaki mamy plan ? – zapytał standardowo Mikołaj. Nagle poczuli lekkie trzęsienie i hałas jakby coś ciężkiego najechało na lodowiec. – Co to było ? Zza góry śniegu wyłonił się czołg, który wcześniej znajdował się w samolocie, lecz zabrała go babka i jechała wprost na bazę. – No i to się nazywa plan – oznajmiła Karla. – Serio czołg na lodowcu – powiedziała zdziwiona Julia. Pobiegli do obozu. Babka jeździła i siała spustoszenie, ale nie ma tak łatwo i na nich też czekała kawaleria. Schowali się za skuterami śnieżnymi. – A może teraz ktoś ma jakiś błyskotliwy plan ? – zapytała zdenerwowana Weronika. – Mikołaj i Julia biegną do pomieszczenie, w którym znajduje się walizka, a Karla, Alfred i ja poszukamy prezydenta – powiedział Jim. – A my co mamy robić ? – zapytała Weronika. – Kochaniutka wy zajmijcie się tymi panami co do nas strzelają – powiedział Jim. Każdy ruszył do swoich zadań. – Przypomina mi się trochę Egipt – mówił Adam. – A mi się tam wcale nie podobało. – No bo byłaś w trudnej sytuacji. – Nie w trudnej tylko w bardzo trudnej, bo musiałam rodzić. Wiesz jak to cholerstwo bolało – mówiła zdenerwowana. – Dobrze już lepiej nic nie mówię. – Nie gadaj tylko strzelaj. Kiedy Weronika z Adamem męczyli się. Karla znalazła prezydenta. – Mam go!!! – krzyczała. Podeszła do prezydenta, a ten dziwnie jakby chciał coś powiedzieć, ale miał zaklejone usta. Za Karlą Jim i Alfred bili się z dwoma mężczyznami. – Karla pomocy! – krzyczał Jim. – Co ty ciota, że sobie nie możesz poradzić. Ilu ich jest. – Dwóch. – No to musicie sobie poradzić. Ja tu rozmawiam z prezydentem. Zdjęła mu taśmę z ust. – Kim pani jest ? – zapytał przerażony. – Co to za kultura i bezpośredniość. Jak tam można gwałtownie i niegrzecznie odzywać się do kobiety. Jim i Alfred nie radzili sobie. Jeden z mężczyzn rzucił Alfredem w ścianę i ten stracił przytomność. – Karla pomocy – krzyknął ostatni raz Jim, po czym go ogłuszyli łomem. – No dobra idę – oznajmiła zdenerwowana i się odwróciła, gdy w jej stronę zmierzała dwójka mężczyzn. – To, że z nimi sobie poradziliście nie oznacza, że ze mną będzie łatwo. Jeden na drugiego spojrzał i się zaśmiali. – A ostrzegałam – powiedziała z uśmiechem – zaraz wrócę panie prezydencie. Biegła w ich stronę. Najpierw zabrała laptop z torby Jima i rozwaliła go na głowie jednego z nich, a następnie zaczęła szukać czegoś w kieszeniach Alfreda. – Proszę idioto miej chociaż coś potrzebnego – powiedziała po czym wyjęła mały turystyczny nożyk – też może być. Rzuciła nim prosto w głowę drugiego, lecz ten uderzył go drugą strona i tylko obezwładnił. – Szkoda- oznajmiła i pobiegła z powrotem do pomieszczenia – już jestem. – Co pani tu robi ? - No przyleciałam pana uratować. No to co idziemy. – Nie za bardzo. – Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Nic nowego. No to co. Niech zgadnę bomba zegarowa bardzo dobrze przytwierdzona i pewnie trzeba ją rozbroić. – Tak skąd pani wiedziała. – W różnym bagnie się bywało. – Jest pani saperką albo chociaż ma sprzęt ? - to znaczy ten pan co tam za mną leży to się na tym zna, a sprzętem specjalistycznym był ten o to laptop, którym się posłużyłam. – Boże – oznajmił prezydent nic już nie dodając. – Muszę się napić – powiedziała po czym wyjęła butelkę rumu. – Naprawdę. Czemu pani nie mogła tym się posłużyć ? - Zwariował pan. Spokojnie poradzimy jakoś sobie. Może łyczka ? - Nie dziękuję. Nie piję. – No to gorzej dla pana. – Jak to ? - No w najgorszym wypadku bomba się zdetonuję i będzie boleć, więc się znieczulam. – No dobra – powiedział i wziął głębszego łyka. – Woo coś czuję, ze możemy się dogadać. – Niech pani coś robi wreszcie. - Dobrze chwila. A więc tak mamy trzy kable. Czerwony, niebieski i różowy. No to wyliczanka. – Nie! – krzyknął przerażony – może najpierw pani zrobi jakąś selekcję albo się zastanowi. – No dobra. W filmach najczęściej obcinają czerwony. Niebieski wygląda ciekawie aczkolwiek nie przekonuje mnie, a różowy to w ogóle tu nie pasuje. No to wyliczanka. – Nie!. – No dobra jaki jest ulubiony kolor pańskiej żony ? - Różowy, a czemu pani pyta ? - No dobra to jedziemy – oznajmiła i od razu obcięła różowy kabel. W tle było słychać krzyk prezydenta – nic się nie stało to chyba dobrze. No to teraz możemy wyjść. – Nigdzie z panią nie idę jest pani niekompetentną osobą i… - przerwała mu Karla, uderzając go butelką. – Za dużo gadasz – oznajmiła i wzięła go na plecy. Kiedy Karla zmierzała z prezydentem w stronę Adama i Weroniki, Mikołaj i Julia znaleźli walizkę. – Wow jak łatwo poszło. Nikt nie pilnuje – powiedziała Julia. – Nie ciesz się za szybko – oznajmił niezbyt przekonany Mikołaj. – Walizka leży. Nawet nikt nie włączył systemu rakiet. Co może nam przeszko… - urwała, gdy nagle poczuła lufę pistoletu przyłożoną do tyłu jej głowy. – Wiedziałem. – Dobra miałeś rację. No to co zastrzelisz nas czy co ? - Może najpierw się przedstawię. – Nie trzeba. – Mam na imię Gabriel. Mój dziadek był jednym z założycieli „MANTY”. – No dobra formalności za nami – mówiła zażenowana Julia. – Chcieliście być bohaterami całego świata, lecz zaraz wasz świat pochłonie radioaktywna śmiercionośna fala bólu i zemsty. – Dasz mi swój numer ? – zapytała żartobliwie Julia – on mówi bardziej poetycko niż Mickiewicz normalnie. – Mam was dość – oznajmił i wcisnął przycisk – nasz świat toczy choroba. Człowiek jest jak wirus. Myślimy, że możemy być bogami i mamy prawa, lecz nie znamy naszych obowiązków. Cywilizacja i tak chyliła się ku upadkowi. Cały czas czegoś oczekujemy, ale nic nie dajemy w zamian. Ludzie są zepsuci, zdegenerowani. Czas na zapłatę i… - przerwała mu w ostatniej chwili babka wjeżdżając w niego skuterem śnieżnym. – Nareszcie, bo już nie mogłam słuchać tego idioty – krzyknęła Julia. – No dobra. Rakiety włączone mamy bardzo mało czasu i musimy biec do miejsca spotkania – oznajmił Mikołaj. – Dobra dzieciaki wsiadajcie będzie szybciej – krzyknęła babka. Weronika i Adam dalej czekali. Nagle zza rogu wyszła Karla, ciągnąca na kawałku drewna Jima i Alfreda o raz niosła na plecach prezydenta. – Proszę o to wasza przesyłka. Wszyscy poczuli lekki wstrząs. Nikt nie wiedział co to. Lód powoli zaczął się załamywać. – Coś czuję, że to wszystko zaraz runie, więc musimy uciekać – powiedział Adam. Karla podeszła do Jima i próbowała go zbudzić. – Co się dzieje ? – zapytał lekko zmieszany. – Zaraz zginiemy, więc wsiadaj na skuter. Kolejno podeszła do Alfreda. – To będzie zaszczyt – oznajmiła z uśmiechem na twarzy, zaciskając pięść i uderzyła Alfreda prosto w twarz. – O kuźwa! – krzyknął z bólu. – Nie użalaj się tylko wsiadaj z Jimem na skuter. Lód łamał się i zapadał. Po chwili dojechali do samolotu, a za nimi od razu babka i reszta z walizką. – Karla idziesz z prezydentem i walizką rozbroić rakiety. Reszta na mostek musimy stąd uciekać. – No dobra panie prezydencie. Jakie jest hasło ? - Nie mogę udzielić pani takich informacji. – Znowu chcesz oberwać. – No dobra. Hasło to USA1234. – Boże ty sobie chyba jaja robisz, ale dobra. Teraz poproszę odcisk palca do autoryzacji. – Nie mog… - nie pozwoliła mu dokończyć i zdzieliła go w głowę. – Mówiłam już, że za dużo gadasz. Wzięła jego palec. Wszystko się zgadzało. Nastąpiło rozbrojenie rakiet. Tym czasem u reszty na mostku. – Mamy problem – powiedział Adam. – My zawsze mamy problem – oznajmiła Julia. – Tak, ale samolot nie ruszy, bo dwa silniki nam zamarzły i przynajmniej jeden trzeba uruchomić. – No to włączcie jakieś ogrzewanie zewnętrzne czy coś – powiedziała Julia. – Niestety to tak nie działa. Ktoś musi wyjść i go uruchomić. – No dobra to kto idzie ? - Tylko, że ta osoba już nie wróci. – No to teraz dowaliłaś – powiedziała Julia. – Idę – oznajmił Alfred przez radio. – Kiedy? Jak? Gdzie? - Jestem już przy silniku – mówił dalej – co mam robić. – Musisz jakoś pozbyć się lodu i poruszyć śmigło – mówiła Weronika – po prostu walnij w śmigło z całej siły. – Dobra udało się. Chyba działa. – On ma rację. A teraz wracaj do nas. Poczuli wstrząs lód już łamał się pod nimi. Musieli natychmiast ruszać. Stracili z nim łączność. Było tylko słychać szum radia. Na mostek przyszła Karla. – Rozbroiłam rakiety, wszyscy żyjemy – oznajmiła szczęśliwa – czemu macie takie miny jakby ktoś umarł ? - Alfred wyszedł uruchomić silnik. Straciliśmy z nim łączność Karla nawet coś poczuła. Pod zbroją silnej kobiety kryła się wrażliwość i uczucia. Nagle usłyszała kogoś głos za sobą. – A wy co tak stoicie jakby ktoś umarł – uśmiechnął się Alfred. – Wiesz co. Cieszę się, że żyjesz idioto – powiedziała Karla. On patrzał jej chwilę w oczy. Zbliżali się ustami ku sobie. – Dobra, ale nie myśl debilu, że to coś zmienia – powiedziała uszczypliwie, lecz z ulgą. – Dobrze.
***
Miesiąc później. Kościół. Uroczystości pogrzebowe. – Odszedł dziś od nas wspaniały człowiek. Mąż narodu i przyjaciel wielu z nas tu zebranych. William Marble był dobrym, lojalnym kolegą – mówił pastor. – Ja nie wiedziałem, że agent sokole oko ma na imię William – mówił Adam. Alfred siedział i wycierał łzy. – Idioto to już jego piąty pogrzeb. Pięć razy umarł – mówiła Karla, szturchając Alfreda. – Jakie to smutne – mówił dalej. – Całe życie wśród debili – powiedziała Karla, łapiąc się za głowę. – Adam, a gdzie jest Weronika ? – zapytał Mikołaj. – Powiedziała, że ma coś do załatwienia i później przyjdzie. Tym czasem we wierzy kościoła. Dzień dobry Williamie – powiedziała żartobliwie Julia L. – Wolę agent sokole oko. – A ja wręcz przeciwnie. No to co już koniec. – Nie to dopiero początek. – Co ty mówisz. Znowu po latach uratowaliśmy cały świat. Należy nam się odpoczynek. – Julio jesteś najinteligentniejszą z nich wszystkich. – Nie. My jesteśmy jednością. Nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. Nikt się nigdy nie wywyższa. – Jesteś tego pewna ? – zapytał, wywierając na niej niepokój. – Oni są moją rodziną. – Z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu. – Wiem o nich wszystko. – Wiesz co każdy z nich robił przez ostatnie lata. – No tak w skrócie. Nie do końca. – No właśnie. – Ja im ufam. – Pamiętaj, zawsze nie ufaj nikomu. Bliscy potrafią bardziej ranić niż obcy. Nagle pod kościół przybiegła Weronika. Była zalana cała łzami. – Kochanie co się stało ? Czemu płaczesz ? - Jestem w ciąży – powiedziała przez łzy. Adam przytulił ją mocno do siebie. – To wspaniale – powiedział, lecz nie był przekonany, ale musiał dać jej wsparcie. – I znowu to samo – oznajmił Mikołaj.
CZYTASZ
SEX, BROŃ I INNE UŻYWKI
HumorDruga część "Bezsensownej Opowieści Zwykłych Przyjaciół" spotykaja sie po latach. starsi (na pewno) mądrzejsi (nie za bardzo) bardziej doświadzczeni. Miłość, romans przeplatają się z brutalną przemocą i bólem (zajebiste połączenie;)) Znowu zaskakują...