W tym samym czasie, gdy Adam walczył z teściową, A.Z.P. organizowało nową misję. To już nie była ta sama A.Z.P. tylko to była potęga. Nowa baza znajdowała się na Saharze, a dokładniej w Saharze w głębi. Było tam 125 agentów w tym 99 przeznaczonych w teren. Baza miała 15 różnych pomieszczeń szkoleniowych, 5 sal konferencyjnych, 3 hangary i lotniska, 1 pomieszczenie gdzie znajdowało się 50 najnowszych komputerów oraz najlepszych hakerów na całym świecie. Zbrojownia miała cały zasób broni i amunicji. To 99 agentów zostało podzielone na trzy grupy o 33 osoby. Każdą grupą rządził jeden, albo dwoje kapitanów. Pierwszy zespół należał do Julii L i Mikołaja, drugi do Nataszy, a trzeci do Julii D i Krzysztofa. Agent sokole oko zebrał wszystkich na mostku. – Wasz cel to dane z komputera, który znajduje się w biurze pewnego naszego byłego agenta. Tu macie współrzędne. Twierdzimy, że ma bardzo ważne informacje. Na ta misje idzie zespół Julii L i Mikołaja. Mikołaj ze swoim oddziałem wchodzą na dach i pozbywają się strażników ze snajperki. Julia L wchodzi do środka, zgrywa wszystko na pendrajwa i ucieka. Na dole będzie na nią czekał nasz najlepszy kierowca. Nie jest zbyt młody, ale wyjedzie z każdej sytuacji. Zawiezie ją na lotnisko i z tamtego miejsca wrócicie. Wszystko jasne ? - Tak. Wyruszyli. Po paru godzinach byli już na miejscu. Mikołaj ze swoim oddziałem ustawili się na pozycji. – Julia wkraczasz. Julia weszła do recepcji gdzie stało trzech uzbrojonych gości. – Oj, panowie zgubiłam się. Gdzie tutaj jest toaleta. – Tam- powiedział rozkochany- a jak dostać klucz do pani serca. – Ja mogę zaraz panu go wsadzić w serce- powiedziała, wyjmując pistolet i zastrzelając dwóch ochroniarzy, a trzeciemu jak obiecywała wbiła klucz od schowka na miotły w jego serce- papa kotku. – Julia czysto ? - Tak możecie teraz sprzątać resztę. I tak właśnie zrobili ze wszystkich pięter pozbyli się ochroniarzy, a Julia dostała się do gabinetu i do komputera. – Co to jest za projekt „infiltracja” ?- zapytała samą siebie. – Julia szybciej, bo wsparcie się zbliża. – Dobra idę. Julia wyszła z budynku i wsiadła do samochodu agencji. – O dzień dobry pani- powiedział agent- proszę o to moje akta i prawo jazdy.
IMIĘ I NAZWISKO:
ALFONS GREGORY
WIEK:
89 LAT
ZAWIESZONY TYMCZASOWO W AGENCJI.
PRAWO JAZDY
WYGASŁO W 1985
- Ale pana prawo jazdy wygasło ponad trzydzieści lat temu. – Dobra jedziemy. Julia wyczytała, ze on jest jeszcze lekko ślepy i głuchy. – Jezus niech pan uważa. – Proszę panią ja nie jeden raz to już słyszałem. – A to pan coś jednak słyszy ? - Co ? - Mówię, że pan coś jednak słyszy. – Co ? - Nic. – Co ? Goniły ich dwa czarne samochody, które do nich strzelały. Nagle przed nimi zatrzymał się jeden. – Niech pan uważa! - Widzi pani ten budynek ? - Tak. – Za nim jest już lotnisko, a jedyna droga to okrężna droga, ale my wjedziemy na dach tego piętrowego parkingu po lewej, gdzie na samej górze czeka na nas rampa dzięki, której przeskoczymy tamten budynek. – Nie. – Ależ tak. – Ile razy pan tak już robił ? - Nigdy, więc szanse na przeżycie są małe, ale raz się żyje. Julia cały czas krzyczała nie. Wreszcie nadszedł ten moment kiedy rozpędzali się by wjechać na rampę. Byli już w powietrzu jakieś 15 metrów nad ziemią. – Niech się pani mocno trzyma. Samochód spadł, przekoziołkował, ale nikomu nic się nie stało. – Pomogę pani. Wyszli z samochodu i ruszyli w stronę samolotu przy, którym stał już agent sokole oko. – I jak tam przejażdżka ?- zapytał. – Ja cię zabiję- powiedziała potargana Julia. – Melduje się półkownik Alfred Gregory. – Tak wiem. Weście tych państwa i zróbcie im opatrunki. Gdy byli już w bazie wszystkie informacje z komputera sprawdzono. – Moi drodzy. Adam i Weronika mogą być w niebezpieczeństwie- powiedział agent sokole oko. W tym samym czasie Adam siedział w kuchni z babcią i teściową. – Mój drogi zięciu. Chciałam ci powiedzieć, że zostaję tu jeszcze na dwa tygodnie. Nagle do domu wleciały granaty dymne i ktoś strzelał ze wszystkich stron. Adam, babcia i mama Weroniki schowali się za blat. – Oni nas zabiją- mówiła przestraszona teściowa. – Dobra zamknij się ty histeryczko- powiedziała babka, po czym ze swojej torebki wyjęła jeden granat i dwa pistolety. Jeden dała Adamowi. – Babciu co ty nosisz w torebce ? - Standard, a teraz nie gadaj tylko strzelaj. Ich kule przeszywały jednego po drugim. Mama Weroniki zemdlała. Adam wziął ją na ręce. – Spadajcie- krzyknęła babcia, rzucając granat. Wszyscy wybiegli z domu i zabrali samochód. – Co to miało być ?- zapytał Adam. – Nie wiem wnusiu. Dojechali na prywatne lotnisko, a tam już czekał agent sokole oko z resztą. – No wreszcie- powiedział Adam. – Dzień dobry była agentka Eleonora Dinkle [czyt. Dinkyl]. – Tak wiem znam panią- powiedział agent sokole oko. – Babciu ty byłaś agentką ?- zapytała zdziwiona Weronika. – Tak wnusiu, ale jeszcze wszystko przed tobą. – A co to za piękna kobieta- powiedział pan Alfons- Alfons Gregory- przedstawił się, po czym pocałował panią Eleonorę w rękę. – Eleonora Dinkle. – A co to za kasanowa ?- zapytał Adam. – Nie pytaj- powiedziała Julia L. Po chwili wszyscy wsiedli do samolotu i polecieli do bazy. Zaledwie minęła chwila i byli już w bazie. – Więc tak. Nowa, lepsza, większa kwatera jest po lewej. Po prawej zaś są różne pomieszczenia, a zresztą oprowadzą was jeszcze. Przecież to dla was nic nowego- powiedział agent sokole oko. Wszyscy wybrali się do nowej kwatery. – Weronika opowiadaj co tam u ciebie. Przecież z rok się nie widziałyśmy- powiedziała Julia D i reszta damskiej części. – Nic nowego. Tylko więcej obowiązków i dziecko. – Właśnie, a co z Dawidkiem ?- zapytała Natasza. – Na razie jest z teściami w Polsce. – To super. – Niby tak. – Mam pomysł otworze szampana dla nas, a dla facetów coś mocniejszego- powiedziała Julia L. Godziny mijały, a oni bardzo dobrze się bawili. – A co tam u ciebie Natasza ?- zapytała Weronika. – Nic. – No pochwal się- mówiły lekko pijane dziewczyny szturchając Natasze. – No mów- ponaglała Weronika. – Nic ciekawego. – No bo Jim jej się oświadczył- powiedziały. – No to gratulacje. – No tak, ale ja mu jeszcze nie odpowiedziałam. – No to bierz go póki gorący- powiedziała Wera. – My też tak mówiłyśmy. – Ja nie wiem. On jest fajny. Podoba mi się. Jest zabawny. – No to co za problem. – Moi wszyscy chłopacy źle skończyli. – Czyli jak ? - Nie będę opowiadała o moim pechu. – Gadaj. – No to tak. Pierwszy był Justin. – O jakie piękne imię. Trochę jak Justin Bieber- mówiła pijana lekko rozmarzona Julia D. – Nie przerywaj- powiedziała Weronika, waląc ją w głowę. – Opowiadać dalej ? - Tak. – No i bardzo się kochaliśmy. Codziennie przynosił mi kwiaty. Kupował czekoladki. – Jakie słodkie. – Zamknij się Jula. – Kochałam go. Aż nagle pewnego dnia poszliśmy na bal. Ja w długiej sukni i w szpilkach tak jak mama mnie ubrała. Nie potrafiłam tańczyć, a w tej sukni i szpilkach tym bardziej. Wziął mnie do tańca. Nadepnęłam mu na buta szpilą. Pochylił się, a ja wyrywna chciałam mu pomóc, ale pochylając się i podnosząc uderzyłam go w szczękę. Zaczął krwawić więc dałam mu chusteczkę, którą niestety wcześniej wycierałam ręce od soli. Bardzo go to bolało. A na koniec jak to ja chciałam uciec, a on pobiegł za mną i wywrócił się o moją suknię, a ja nie widząc go i utrzymując równowagę nadepnęłam niechcąco szpilką na jego mmmmm. – Co mmmmm ? – No wiesz. – Co ? - Jego przyrodzenie. – To musiało boleć- powiedziała Julia L zaciskając zęby. – No widzicie. – Dawaj dalej. – Na pewno ? - No jo. – Drugi był Michał. Młody, przystojny. Kochał sport, a w szczególności koszykówkę. Był kapitanem szkolnej drużyny. Pewnego razu zaprosił mnie na swój mecz. Byli tam wszyscy nawet jego fanki. On miał piękny uśmiech jego zęby były jak z reklamy, były bielsze niż ubrania wyprane w perwollu. Aż nagle wyskoczyła Dorota. – Kto to Dorota ?- zapytała Julia D. – Jego fanka. Miała sto dwadzieścia kilo. – Co to była za kobyła. – Zaczęła wykrzykiwać jego imię. Równo z gwizdkiem kończącym mecz wbiegła na boisko i rzuciła się na niego. Nie miał on już tak pięknych zębów. Był lekko poturbowany, ale wyszedł z tego. – Biedny- napomknęła Julia L. – Dawaj dalej- ponaglała Weronika. – Następny był Andrzej. Byłam już starsza i dojrzalsza. Poznałam go na weselu mojej kuzynki. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Poszliśmy do lasu. On kochał polować. Szukaliśmy sarny. Opowiadał co chciałby robić po szkole. Wziął wiatrówkę i chciał strzelać do zauważonej przez niego sarny. Nie wystrzeliła. Krzyknął jakiś dziwny nawołujący do ataku odgłos i pobiegł za nią. Ja spojrzałam na wiatrówkę, podniosłam ją i zobaczyłam, że nie odbezpieczył. Odbezpieczyłam i przez przypadek wystrzeliła. Usłyszałam krzyk Andrzeja w oddali i tyle go widziałam. Okazało się, że przeżył. Po tych wydarzeniach zauważyła mnie A.Z.P. i zrekrutowali. Kilka lat później poznałam was. – To ile ty masz lat ?- zapytała pijana Julia D. – Mam trzydzieści lat i właśnie dziś obchodzę urodziny. – No to wszystkiego najlepszego- powiedziały dziewczyny. – Trzeba się napić- krzyknęła Julia D, padając na kanapę. – Nie, nie tej pani już nie polewamy- powiedziała Wera- Julia wstawaj idziemy lulu. – Dobrze mamusiu. – Dobra zaprowadzę ją do pokoju i wracam. Natasza i Julia L zostały same. – Bardzo kocham moje pięć kotów- powiedziała Natasza, mrugając okiem. Potem dała Julii kartkę, na której było napisane „AGENT SOKOLE OKO, TAJEMNICA, PODSŁUCHY, A.Z.P.” Po chwili przyszła Weronika. – O czym tak rozmawiacie ? - O tym, gdzie Natasza była ostatnio na wakacjach. Dziewczyny gadały jeszcze kilka godzin i poszły spać jak reszta.
CZYTASZ
SEX, BROŃ I INNE UŻYWKI
HumorDruga część "Bezsensownej Opowieści Zwykłych Przyjaciół" spotykaja sie po latach. starsi (na pewno) mądrzejsi (nie za bardzo) bardziej doświadzczeni. Miłość, romans przeplatają się z brutalną przemocą i bólem (zajebiste połączenie;)) Znowu zaskakują...