Konopna narzeczona

1 0 0
                                    


Człowiek.

Człowiek jest niesamowitą istotą. Potrafi uparcie dążyć do przeżycia w każdych warunkach. Choćby były najbardziej nieprzyjazne, niebezpieczne i nieodpowiednie - w całej rasie ludzkiej jest coś takiego, co sprawia, że przemy do przodu jako ogół i próbujemy osiągnąć okreslony z góry cel. Nie dajemy za wygraną. Jak Żydzi przy zdobywaniu Jerycha. Jak rzymskie wojska podczas oblężenia Masady. Jak Napoleon w trakcie swoich podbojów.

Jako ogół.

Jednak z pojedynczymi osobami sprawa ma się zgoła inaczej. Nasza wytrwałość, wola walki czy upór nie przekroczy naszych własnych, podświadomie ustalonych w mózgu norm. Kiedy będziemy bez sił, upadniemy i zaczniemy czekać na śmierć. Nikt nie poda pomocnej dłoni, nie pokrzepi dobrym słowem, nie kopnie na rozpęd. I to jest jedną z bolączek Zony.

Tutaj każdy jest zdany na siebie. Nieliczne grupy zazwyczaj rozpadają się tak samo szybko, jak powstały. Kłótnia o łup, niezgoda przy planowaniu trasy czy różnice poglądów. Większość boi się zaufać drugiemu stalkerowi z obawy o swoje dobra czy życie. Nieliczni, którzy mają dość odwagi i siły by udzielić innym pomocy, zazwyczaj kończą marnie z rąk swoich współbraci.

To wszystko - brak wsparcia drugiej osoby, konieczność polegania li tylko na sobie oraz niepewność kolejnego dnia - sprawia, że gro stalkerów koniec końców przybliża się do "konopnej narzeczonej".

Co z tego, że przed przyjazdem tutaj wielu z nich widziało niewypowiedziane okrucieństwa, czy nawet brało w nich udział. Wielu z łowców w poprzednim życiu było żołnierzami - gwałcili, zabijali kobiety i dzieci czy rabowali w imię "słusznej sprawy". Wtedy - mimo popełnianych czynów - mogli polegać na kolegach z oddziału. Liczyć na zatuszowanie sprawy przez górę. Oszukiwać się, że to co robili, było środkiem prowadzącym do "większego dobra".

Jednak tutaj... Zona bez pardonu zrywa tą zasłonę z oczu, nie pozostawiając nawet oprawek po dawnych różowych okularach. Tutaj nikt nie poklepie cię po plecach, mówiąc "stary, wiesz, że to było zło konieczne - nie łam się, będzie dobrze". Tutaj nikt nie weźmie twoich czynów na swoje sumienie. Nikt nie pomoże ci zapomnieć o tym, co robisz każdego dnia. Nikt nie wstawi się za tobą.

Dlatego też tylu już zatraciło się w uścisku "konopnej narzeczonej". Po tygodniach, miesiącach i latach przebywania w tym otoczeniu dla wielu staje się ona jedyną ostoją, wsparciem i pomocą. Tą, która ich nie zawiedzie. Zawsze będzie czekała. Kochanica na zabój.

Z tego też powodu po całej Zonie jest rozsianych tylu wisielców. Niektóre ciała są już tylko resztkami szkieletu, część gnijącymi zwłokami rozdziobywanymi przez zmutowane ptactwo, a inne jeszcze nie zdążyły ostygnąć... Wielu również nie wychodzi nawet ostatni uścisk - przez co niby targani mocnym wiatrem podrygują okrutnie przez długie minuty, ciągnące się w nieskończoność... Aż ostatecznie zastygają w bezruchu, poruszani jedynie delikatnymi podmuchami wiatru przy akompaniamencie trzeszczącego sznura na gałęzi, belce pod sufitem czy przęśle mostu.

Ostatnie tango z narzeczoną.

Pęknięte ZwierciadłoWhere stories live. Discover now