Życie w małym miasteczku jest piękne. Kocham moje urocze Beverley, jest takie spokojne, ludzie tutaj cieszą się życiem, delektują się nim. Nikt nie goni, żeby przypadkiem nie spóźnić się gdzieś o minutę. Wszyscy się tutaj znają, ale nikt nie wtyka nosa w cudze sprawy. No prawie każdy... Ale przecież każdy wie, że wyjątek potwierdza regułę.
Mieszkając tutaj 12 lat bardzo przywiązałam się do widoku wąskich uliczek, ceglanych budynków z pozoru identycznych, a tak naprawdę całkowicie od siebie różnych. Pokochałam piękne łąki, gdzie leniwie wpatrywałam się w niebo i wędrujące różnokolorowe chmury, leżąc na trawie w towarzystwie moich przyjaciół. Z takimi miejscami wiąże się wiele moich najcudowniejszych wspomnień.Ciężko mi przyszło zadomowienie się w tym miejscu. Jako sześciolatka inaczej widziałam tą zmianę. Wszystko wydawało mi się takie trudne, miałam masę obaw, wątpliwości. Czy inne dzieci mnie polubią, czy będę mieć jakieś trudności w szkole... Problemy wielkości ziarnka grochu, ale z moim wtedy niespełna metr trzydzieści wzrostem ta góra wydawała się nie do przejścia. Z pomocą przyszły najważniejsze teraz dla mnie osoby...
~ 12 lat temu ~
Podróż była męcząca(w końcu była połowa sierpnia) i pomimo tego, że rodzice cały czas żywo o czymś dyskutowali, nie zwracałam uwagi na głośne dźwięki, szybko usnęłam. Obudziło mnie dopiero lekkie trącanie w ramię. Leniwie otworzyłam oczka, troszkę się przeciągnęłam i zauważyłam, że samochód stoi na podjeździe pięknego białego domu, a obok stoją nasze najpotrzebniejsze rzeczy zapakowane w kartony. Powoli wyszłam z auta, ciągle zadzierając głowę do góry z oczętami wlepionymi w NASZ dom. Nie wierzyłam, że aż tak spodoba mi się nowe miejsce. Pierwszy raz poczułam, że może nie będzie tak źle, że czeka nas tu lepsze życie, a ja wpasuję się do tej nowej układanki, którą jest Beverley. Poczułam, że unoszę się lekko do góry, tata wziął mnie na ręce i przytulił z uśmiechem, a mama ze łzami w oczach podeszła do nas i trwaliśmy tym rodzinnym uścisku, pełnym miłości przez dłuższą chwilkę.
- To będzie nasze nowe, lepsze życie, obiecuję wam to - powiedział tatuś dziwnie słabym głosem. - No, ale nasze rzeczy same się nie wniosą, także do roboty moje kobietki - odchrząknął.
- Się robi szefie - zasalutowała mama i od razu zabraliśmy się do pracy.
Jeśli myślicie, że taka drobna sześciolatka jak ja nie przyda się przy przenoszeniu rzeczy, to jesteście w ogromnym błędzie. Wszędzie były mniejsze pudełka z moimi zabawkami, przyborami do malowania oraz najcenniejszy skarb w moim życiu - skrzypce. Dostałam je od babci na swoje piąte urodziny i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że te same skrzypce dostała mama 28 lat temu na swoje piąte urodziny. Nie dowiedziałam się, dlaczego mama teraz nie gra, ale obiecałam sobie, że kiedyś rozwiążę tą zagadkę niczym Sherlock.
Gra na skrzypcach stała się moją pasją, lekiem na gorszy dzień, lenistwo i samotność. Rodzice są szczęśliwi, że znalazłam coś, co mnie uszczęśliwia i dzięki temu rozwijam swoje talenty. Kocham ich za to, że we mnie wierzą i pomagają mi się realizować.
Kiedy byliśmy mniej więcej w połowie przenoszenia kartonów, do naszych drzwi ktoś zapukał. Usłyszałam kobiecy głos, więc moja ciekawość zwyciężyła i po cichu skierowałam się do drzwi. Stała tam drobna kobieta, mniej więcej w wieku mojej mamy, o kruczoczarnych włosach, ze swoim mężem (takie miałam już przeczucie), a za jej nogami stał zestresowany i nieśmiały chłopiec. Troszeczkę się na niego zapatrzyłam, ale kurka rurka on miał tak niesamowite włosy, jak jego mama, w kolorze głębokiej czerni, a jak popatrzył w moje oczy, zamarłam. Jedyne co widziałam to hipnotyzujący brąz jego oczu i przenikliwe spojrzenie, które było tylko chwilowe, bo ponownie opuścił głowę, nerwowo ściskając swoje dłonie.- Witamy was w naszym uroczym Beverley, jestem Meredith Spencer, to mój mąż Nicolas, a ten uroczy chłopiec za nami to Michael. Mieszkamy w domu naprzeciwko i pomyśleliśmy, że chętnie wam pomożemy z rozpakowaniem się, bo wiem, że jest przy tym sporo pracy i kłopotu. - odezwała się kobieta, miała piękny i melodyjny głos. Już ją lubię.
- Dziękujemy, bardzo nam miło, że tu jesteście. Jestem Andrew Meyer, to moja żona Sarah i... - rozejrzał się dookoła, zatrzymując wzrok na mnie - nasza córeczka Rosanne.- Ale nie stójmy tak w progu, zapraszam do naszego przyszłego salonu. Rosie, zajmij się kolegą, a my zrobimy porządek z naszymi kartonami.
Popatrzyłam na niego i gestem zaprosiłam mojego gościa na podwórko. Bez słowa ruszył na zewnątrz i usiadł na jednej z huśtawek, które były już na moim ogrodzie.
- Więc Mike, mogę się tak do ciebie zwracać? - Kiwnął lekko głową. wyciągnęłam do niego rękę. - Jestem Rosie.
- Wiem. Czym się interesujesz?
- Muzyka, gram na skrzypcach. Lubię też rozwiązywać zagadki, ale nie takie zwykłe, bo wiesz, chcę być trochę jak Sherlock. Dotrzeć do czegoś tak nieoczywistego, że nikt by o tym nie pomyślał, to jest to.
- Wooow, ambitnie. Też chciałbym grać na jakimś instrumencie, ale moje zdolności muzyczne są raczej słabe.- Nie mów tak, obiecuję, że zrobię z ciebie porządnego muzyka. Jeszcze mnie dobrze nie znasz, ale ja nigdy nie odpuszczam. Nigdy.
- Skoro tak mówisz... Wiesz, bo ty nie znasz tu nikogo...- Znam ciebie przecież. No i twoich rodziców.
-Ughhh... Nie znasz tu nikogo oprócz mnie, więc może chciałabyś poznać moich kolegów. Za niedługo zaczyna się szkoła i chyba będziesz się czuła lepiej mijając już znajome osoby na korytarzu.
- Przyjdą do mnie dzisiaj o 16. Zapytaj się mamy czy możesz i spotkamy się pod moim domem.
W ten oto sposób poznałam Josha,Codiego, Rayana, Anabel, Ivy oraz Ninę.Zdecydowanie ten dzień był wyjątkowy.
___________Hejka.
Kolejny rozdział napisany głównie o przeszłości. Mam nadzieję, że się spodoba. Może za niedługo ta opowieść wreszcie ruszy z miejsca i nabierze trochę rozpędu.Trzymajcie kciuki za napisanie kolejnego rozdziału
Ania
CZYTASZ
Słowa zawieszone w próżni
Teen FictionCzyż nie jest tak, że przywiązanie do drugiej osoby jest naszą najgorszą decyzją w życiu?