Michelle #2

40 1 1
                                    


Widziałam przez okno, jak się wprowadzają. Wyglądali na szczęśliwą parę. Zazdrościłam tej dziewczynie życia. Chciałam być wolna jak ona. Pewnie była szczęśliwa ze swoim chłopakiem, a moje życie było prawdziwym piekłem. To nie było nawet życie, to była wegetacja. Siedziałam w oknie i wyobrażałam sobie, że jestem na jej miejscu. Oczami wyobraźni chodziłam na imprezy, do pracy, randkowałam z facetami, chodziłam na plotki z koleżankami. Często żyłam bardziej w świecie wyobraźni, niż w tym świecie realnym. Tak bardzo marzyłam, aby mieć normalne życie, ale wiedziałam, że to już nie jest możliwe. Z rozmyślań wypędził mnie odgłos otwieranych drzwi. Odwróciłam się gwałtownie i w progu ujrzałam Marca. Nie mogłam nic wyczytać z jego twarzy. Mimikę miał obojętną i miałam wrażenie, że musiał być nieco znudzony.

- Wieczorem przychodzi Christopher do nas. Wiesz, co masz robić.

- Masz jakieś specjalne życzenia, czy mam sama podjąć decyzję odnośnie jedzenia?

- Sama zdecyduj. Za chwilę powiedz mi tylko, czy coś trzeba dokupić.

Christopher to syn Marca. Jest niewiele starszy ode mnie. Nie wiem tylko, co się dzieje z matką Christophera i nigdy nie miałam śmiałości nawet o to pytać. Skoro Marc sam mi nie powiedział nic na temat tej kobiety, wolałam nie ryzykować tym, żebym mogła go zdenerwować poruszając ten temat. Starałam się polubić z Chrisem, ale moje próby na nic się nie zdały. Jego syn uważa, że jestem latawicą, która wyszła za jego tatusia jedynie po to, aby przejąć jego majątek i go samego wydziedziczyć jako pierworodnego syna. Nie miał on pojęcia, jak bardzo on się mylił w stosunku do mnie. Nigdy nie kochałam jego ojca, ale jego pieniądze również miałam głęboko w poważaniu. To Marc był tutaj potworem, a ja byłam ofiarą. Jednak nie mogłam zdradzić naszych rodzinnych sekretów Christopherowi. Zresztą, on i tak by nie uwierzył w to co mówię i wziąłby mnie za wariatkę. Ojciec był dla niego wzorem do naśladowania. Zeszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę. Zdecydowałam, że zrobię na kolację spaghetti. Brakowało mi sosu.

- Brakuje sosu, Marc.

- Dobra, to skoczę do sklepu.

- Mogłabym pójść z Tobą? Proszę...

Dostałam mocno z liścia z twarz. Poleciały mi łzy ciurkiem po policzku.

- Kurwa, po tym co ostatnio odpierdoliłaś ostatnio nigdzie nie wyjdziesz! Siedź tu i nie pyskuj, trzeba jeszcze posprzątać tutaj.

Wyszedł trzaskając drzwiami, a ja wzięłam się za mycie podłóg nadal wyobrażając sobie, że nie jestem w tym domu tylko gdzieś daleko, gdzieś daleko od Marca.


Już od dwóch miesięcy nie wypuszczał mnie z domu. Nie mogłam nawet wyjść na ogród. To wszystko przez to, że zachowałam się ostatnim razem tragicznie. Marc zabrał mnie do centrum handlowego, abym kupiła sobie jakieś ładne ciuchy. To miało być z okazji moich urodzin. Mogłam wybrać sobie, co tylko zechcę, a cena nie miała znaczenia. Marc wyszedł z butiku, aby udać się do toalety. Wykorzystałam okazję i podeszłam do pracowniczki. Powiedziałam jej, że potrzebuję pomocy. W tym momencie wszedł Marc i powiedział, że jestem chora na schizofrenię. Brzmiał tak wiarygodnie, że młoda ekspedientka uwierzyła mu i patrzyła na mnie jak na wariatkę. Potem w domu miałam takie piekło, że trudno sobie to wyobrazić. Marc pobił mnie do tego stopnia, że nie byłam w stanie się ruszyć. Powiedział, że tą karę bardzo dobrze zapamiętam i miał rację. Nadal czułam, jak moje ciało okładają jego pięści.


Marc przywiózł mi sos, akurat w momencie gdy już spaghetti było prawie gotowe. Wszedł również z Christopherem. Przywitałam się z nim, ale widać było, że nie był zadowolony z mojej obecności.

- Michelle? Co ty masz na twarzy?

Tak, po tych dwóch miesiącach nadal miałam widoczne siniaki. Chyba rzeczywiście musiało to wyglądać strasznie, skoro nawet Chris się zainteresował moim stanem.

- Michelle spadła ze schodów. Moja mała niezdara musi bardziej na siebie uważać.

Kiedy Marc przytulił mnie delikatnie muskając mój policzek , dodatkowo wypowiadając tak troskliwe słowa, poczułam dreszcze. Przez chwilę miałam wrażenie, że kiedy on udaje dobrego męża, ja go w jakimś stopniu nawet kocham. Wiedziałam, że to chora miłość, ale nie miałam nikogo innego. Brakowało mi uczucia, a niekiedy mogłam takie dostać od męża. Chociaż wiedziałam, że to wszystko jest fałszywe i na pokaz dla innych. Usiedliśmy przy stole i jedliśmy posiłek.

- I jak Ci smakuje, synu?

- Dobre, tato. Michelle dobrze gotuje.

- Dziękuję bardzo, specjalnie na Twoją wizytę.

Jak to zawsze bywało na tych wspólnych spotkaniach, czułam się niezręcznie. Jednak cieszyłam się z tych momentów, bo nie musiałam przebywać z mężem sam na sam. Gdy jesteśmy sami, nigdy nie wiadomo, co mu może nagle odbić.

- Otwórz, kochanie.

Ktoś zadzwonił do drzwi. Tak jak poprosił Marc, poszłam otworzyć. Byłą to Teresa, nasza sąsiadka. Strasznie upierdliwa. Wtrącała się we wszystko. Czasami miałam wrażenie, że ona wie, kim jestem. Ale z drugiej strony to było niemożliwe, bo przecież wezwałaby policję.

- Widziałaś nowych sąsiadów? Ta dziewczyna jest chyba niewiele starsza od Ciebie. Może byś się z nią zaprzyjaźniła. Ostatnio nie wychodzisz z domu. Michelle.. Co Ci się stało do cholery!?

Nie zdążyłam jej odpowiedzieć, a Marc już był przy mnie i wcisnął jej kłamstwo o schodach, tak jak Chrisowi. Staruszka oczywiście uwierzyła i się rozpłynęła po tym, jak Marc opowiadał, jak to rzekomo się o mnie troszczy w związku z tym wypadkiem. Gdy Teresa zauważyła, że mamy gościa postanowiła wrócić do siebie, a mi chciało się krzyczeć.

Dziewczyna z naprzeciwkaWhere stories live. Discover now