Część 1

15 1 0
                                    


-Jesteś... Pamiętam cię - powtarzał te słowa samotny mężczyzna siedzący na jednej z ławek w okolicy Regent's Park. Mówił łagodnym głosem, prawie szeptem. Powtarzał w kółko ciągle te same słowa, jak obłąkany wewnętrznymi głosami wariat. Przechodnie omijali go, uznając za niegroźnego szaleńca, obdarowując tylko spojrzeniem pełnym litości i współczucia.

-Istniejesz... Czuję cię, choć nie widzę...- znów powiedział sam do siebie.

Londyn otulał już ciepły wieczór i powoli zaczynała się nad nim unosić poświata nadchodzącego uroku nocnego miasta.

Mężczyzna schylił głowę w swym utrapieniu, po czym wplótł ręce w brązowe włosy, krótkie lecz bujne i jęknął skuliwszy się na chwilę, jakby sam nie rozumiał co się z nim dzieje. Wkrótce potem wstał i zmierzał w znanym sobie kierunku, powłócząc nogami i nie zwracając uwagi na resztę otoczenia.

Długo już męczyły go te same myśli, głosy i wspomnienia. A wszystkie one nie istniały poza jego głową.

Dostrzegał w nich kobietę. Nie mógł sobie przypomnieć czy kiedykolwiek ją widział, ale czuł za nią niewyobrażalną tęsknotę. Była istotą idealną. W jego rozmytych zakamarkach wspomnień wypełzały na wierzch wizje o jej uśmiechu, o głębi jej pięknych oczu i dźwięku jej głosu, mówiącego do niego tak wiele czułych słów. Nie mógł uwierzyć w to, że to wszystko było wytworem jego wyobraźni jak tłumaczył mu to lekarz, wypisując przy tym receptę na różnego rodzaju tabletki, których nazw nie potrafił nawet wymówić.

Gdy pytał wszystkich znajomych o tę kobietę każdy przyznawał, że nigdy jej nie widział, a on sam o niej nie wspominał do czasu, kiedy po raz pierwszy usłyszał jej głos w swojej głowie. Przekonywali go, że to on ją stworzył. Że jako pisarz, zagłębił się zbyt daleko w tworzenie swoich historii i to właśnie były tego skutki. On jednak nieustannie przekonywał, że ta piękna kobieta jest prawdziwa i jest jego przeznaczeniem. Choć nikt jej nie znał, choć nikt jej nie widział.

Zrobiło się już całkiem ciemno, gdy Aleksander skręcił w swoją ulicę zmierzając do zapomnianego przez przyjaciół domu. Był nim biały piętrowy budynek, podobny do pozostałych, stojących również wzdłuż ulicy przy której mieszkał.

Początkowo znajomi traktowali go pobłażliwie, lecz z czasem żaden z nich nie chciał być już widziany w towarzystwie niezrównoważonego pisarza. Pozostała więc przy nim tylko garstka najbliższych mu osób.

-Pamiętam twoją twarz...- znów powiedział do siebie wzdychając, a jego chude, drżące dłonie szukały po kieszeniach kluczy do drzwi.

Tę scenę obserwowała postać stojąca na końcu ulicy.

Był to wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu sięgającym do kolan. Choć to Londyn, a angielska pogoda bywała zmienna, tego wieczoru było zdecydowanie zbyt ciepło na taki ubiór. Postać ta zdawała się szczupła, choć nie tak bardzo jak Aleksander, a jego czarne włosy sięgające ramion zakrywały dyskretnie twarz. Tkwił ukryty w półmroku pod niepalącą się latarnią, lecz nikłe światło docierające do niego z kolejnej, pozwoliło pisarzowi dostrzec właśnie te szczegóły.

Ten mężczyzna w czerni wywołał w nim uczucie niepokoju. Szybko więc otworzył drzwi, pomimo trzęsących się bladych rąk i wszedł do domu oddychając z ulgą, jakby przez ten krótki moment zapomniał o tej czynności.

Po chwili zaczął się zastanawiać, czy ta postać była tam naprawdę. Jego wątpliwości rozwiał cichy odgłos swobodnych oraz pewnych kroków. Jakby nie obawiał się niczego. Ustały one tuż pod jego drzwiami. I choć nie mógł widzieć do kogo należały, wyobraźnia podpowiadała mu, że był to ów tajemniczy jegomość, nie przynoszący ze sobą nic dobrego. Znów wstrzymał oddech nasłuchując w strachu.

Rozważając ostatecznośćWhere stories live. Discover now