Część 4

6 1 0
                                    

Ciemne chmury zbierały się nad miastem. Gdy Aleksander dotarł do domu z nieba lunął rzęsisty deszcz. Słyszał tylko krople odbijające się od szyb, które wprawiały go w przygnębiający nastrój tak samo, jak widok burzowych chmur ciężko napierających na miasto jakby wypowiedziały mu one wojnę, którą właśnie wygrywały. Z niecierpliwością i obawą spoglądał co jakiś czas przez okno, czekając na tajemniczego mężczyznę.

Rozpalił ogień w kominku. Z każdą minutą ogarniały go coraz większe drgania strachu i wątpliwości, których nie potrafiła ukoić whisky. Wkrótce zapadła noc i ciemność zapanowała nad tak dobrze znaną mu ulicą.

Mieszkał tu od wielu lat. Odkąd tylko wydał swoją pierwszą książkę. Zawsze chciał mieszkać w Londynie. To miasto przyciągało go swoim życiem i nieustającym rytmem tętniącego miejsca, istniejącym dzięki energii ludzi go tworzących.

W Londynie zawsze coś się działo. Uwielbiał teatry i kina. Na każdym kroku znajdował w ludziach inspirację do swoich książek.

Bogactwo i bieda, równie dobrze i równie szybko mógł znaleźć obie te rzeczy. Limuzyny, drogie sklepy, ekskluzywne restauracje dostępne tylko dla wybranych. Nigdy mu nie zależało na tym, aby być w tych wszystkich miejscach. Czasem przechodził obok hotelu Savoy lub spoglądał przez witryny sklepu Haroddsa i zastanawiał się jakie życie prowadzą ludzie, których tam widzi. Jak to jest być tak wytwornie bogatym, że nie ma rzeczy której mógłby pragnąć i nie dostać.

Kiedy był przygnębiony szedł na Covent Garden. Zawsze od strony ulicy Russel St. Mijając po drodze Lyceum Theatre. Czasami zatrzymywał się przy Trafalgar Square patrząc na turystów wspinających się na majestatyczne lwy po to, by zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Ale to Covent Garden było miejscem, które poprawiało mu humor. Oczywiście znajdowało się tam znacznie więcej zagranicznych gości niż londyńczyków, niemniej jednak energia tego miejsca i jego wszechogarniająca radość sprawiała, że i on czuł się jej częścią. Działo się tak dlatego, że gdy dopiero zaczął poznawać Londyn ten obszar był pierwszym, który poznał naprawdę i w którym poczuł, że może to być jego miejsce na ziemi. Wtedy był przybyszem, dzisiaj już jest mieszkańcem.

Czasem chodził po placu bez celu, obserwując ludzi. Czasami przysiadywał gdzieś i słuchał ulicznych artystów. Covent Garden nie martwiło się o nic poza chwilą teraźniejszą. Nikt tu nie niepokoił się o nic, po prostu chciał spędzić mile czas. Prawdziwie magicznie robiło się tu jednak dopiero podczas okresu świątecznego, kiedy stawiano olbrzymią choinkę, przyozdabiano plac światełkami i bombkami, a czasem nawet pojawiały się żywe renifery.

I choć nie celebrował świąt jak wszyscy, to odczucia tego okresu były tutaj znacznie intensywniejsze a ludzkie uśmiechy bardziej radosne.

Ale kiedy wracał tą samą ulicą Russel St. zawsze kupował gorącą kawę dla bezdomnego, który niewidoczny dla wielu siedział w swoim śpiworze pokonany przez los. Życie zawsze znajdzie sposób, aby ci przypomnieć o ciemnej stronie swego oblicza.

Łatwo mu się pisało dzięki pogodzie, kiedy wylewał z siebie tę melancholię nadchodzącą wciąż z kolejnymi kroplami deszczu. Londyn był jego miejscem na ziemi. Chciał, by na zawsze pozostał jego domem. Wiedział to, przechadzając się jego ulicami w niedzielne poranki, kiedy miasto było uśpione a tylko najwytrwalsi, którzy przetrwali sobotnie noce w klubach oraz ciężki tydzień w pracy, wybierali się pobiegać dla sportu lub kolejny dzień bez odpoczynku zmierzali ku swoim sprawom z kubkami kawy w ręku. No i oczywiście obcokrajowcy, którzy wczesnym rankiem wyłaniali się z hoteli wracając do swoich rzeczywistości.

Ludzie tutaj stanowili nieokiełznane źródło inspiracji. Mijał arabskich szejków, czarnoskórych raperów, japońskich biznesmenów, wszelkiej maści imigrantów wykonujących pracę, której Brytyjczycy nie chcieli, no i samych Anglików zaczytanych w swoich gazetach lub pogrążonych w rozmowie telefonicznej czy też ze swoim towarzyszem. A każdy miał inną naturę, choć wspólny mianownik.

Rozważając ostatecznośćWhere stories live. Discover now