- Anton czy to ty napisałeś? - powiedziałem mu podając zmiętą na wpół kartkę.
Mężczyzna przyjrzał się kartkę, a po chwili odpowiedział:
- Trudno mi o tym mówić, ale tobie opowiem.
- Zamieniam się w słuch.
- To stało się prawie rok temu. Zapasy nam się już kończyły więc postanowiłem ich poszukać. Zamiast tego znalazłem sześcioosobowy oddział legionu. Poszedłem do nich i wyjaśniłem ich swoją sytuacje, początkowo nie chcieli mi uwierzyć ale potem udaliśmy się do mojego domu. Jeden z legionistów otworzył drzwi i na niego rzuciła się moja żona, zabiła go wbijając nóż w gardło po chwili ona też padła trupem z rąk żołnierza. Do tej pory pamiętam jej wyraz twarzy gdy umierała. Mówiący - przepraszam cię kochanie.
- Co było dalej, co się z tobą wtedy stało?
- To już temat na inną rozmowę.
Po chwili milczenia spytałem się
- Gdzie macie swoją placówkę?
- Na placu wolności.
- I ot tak obcych przyjmujecie!?
- W każdej chwili możemy was wyeliminować... to nie jest taki duży problem, a po za tym nie wyglądacie na niebezpiecznych ludzi.
- Aha.
- A tak w ogóle skąd się tutaj wzięliście to najmniej bezpieczny region w całym mieście?
- Przez pięć lat byliśmy w bunkrze.
- Jakim cudem udało się wam przeżyć?
- Mieliśmy tam sztuczny ogród roślin jadalnych, a dalej to sobie sam odpowiedz.
- To po co wyszliście na zewnątrz?
- Po pierwsze brakowało nam paliwa do generatorów prądu, a po drugie strasznie nam się budziło.
- Widzisz Marcus, czasami lepiej trzeba zostać i się nie narażać.
- Wiem.
- Dobra koniec tych pogawędek nie długo przejdziemy przez jeden z posterunków.
- Gdzie jest ten posterunek?
- Przy skręcie na ulice Nowowiejską, a chwila zapomniałem ich poinformować.
Anton wyciągnął z przedniej kieszeni kurtki krótkofalówkę nastawić kanał i zaczął mówić:
- Tu oddział beta-5, jesteśmy na 11 listopada i nie długo będziemy na Nowowiejskiej... mamy nowych.
- Ilu i czy są niebezpieczni? - spytał głos z krótkofalówki
- Trzech młodych mężczyzn jeden ranny i jedna... ładna kobieta. Mają broń palną ale bez naboi, to oni wtedy strzelali
- Już zapisuje bez odbioru.
Anton schował krótkofalówkę tam skąd ją wziął.
- Po co wszystko melduje cię? - spytałem się
- Tak chciał przywódca. - odpowiedział pospiesznie Anton
- Aaa.
Dochodziliśmy do skrętu na Nowowiejską. Już z daleka widziałem uzbrojonych ludzi i ognisko.
- Mam ostatnie pytanie. - powiedziałem
- Mów tylko szybko.
- Jak wy przeżyliście wybuch bomby atomowej?
- To był wielki ładunek neutronowy.
- Się znaczy.
- Taki ładunek jądrowy skaża promieniowaniem tylko przez parę minut, a parę dni później można było normalnie spacerować. Do przeżycia wybuchu wystarczyła dobra piwnica.
- To po co chodzicie w maskach?
- Dla pewności
Byliśmy dwadzieścia metrów od posterunku, łucznicy już mieli nas na muszcze, a reszta była przygotowana z kijami bejsbolowymi i maczetami "na wszelki wypadek".
- STAĆ! - krzyknął nieznany głos.
Zza ściany wyszedł mężczyzna z wielkim pancerzem.
- Anton jak ty to robisz? - spytał się pancernik
- Ma się ten dar do ratowania ludzi. - powiedział z śmiechem.
- Dobra koniec żartów - pancernik spoważniał - twoi towarzysze muszą przejść inspekcję.
- A co rannym? - wtrąciłem się
- A no tak ranny.
Pancernik odwrócił się i krzyknął :
- Ty ty i ty bierzecie pojazd i zabieracie na plac wolności rannego
- A co z nami, mam jechać z nimi - spytałem się
- Oni są wyszkoleni, poradzą sobie.
- Ale, ale.
- Zaufaj nam, oni wiedzą co robią - powiedział Anton
To mnie uspokoiło i grzecznie poszliśmy na "inspekcje".
Dziesięć minut później
Zostałem zaprowadzony do ciasnego pokoju w którym były dwa krzesła i biurku. Przy biurku siedział stary mężczyzna w okularach z wizerunkiem orła na kurtce. Gestem dłoni nakazał bym usiadł na krześle zrobiłem co nakazał, a po chwili zaczął przesłuchanie:
- Powiedz mi co robiłeś na niebezpiecznych ulicach z bronią palną.
- Wyszliśmy z bunkra i chcieliśmy znaleźć ludzi...
Po rozmowie
- Biorąc pod uwagę okoliczności w jakich się znalazłeś, przepuszczam cię i twoją grupę na teren Legionu Orła byś żył w spokoju i ładzie... możesz już iść
Wstałem z krzesła i legionista zaprowadził mnie do opancerzonego autobusu, gdzie czekali tam na mnie Kevin i Andrea. Wsiedliśmy do pojazdu i usłyszeliśmy słowa legionisty.
- Bilet w jedną stronę.
CZYTASZ
Droga ku zagładzie
ActionPięć lat, przez ten czas przesiedziałem w bunkrze nie wiedząc co się dzieje na zewnątrz. Czy jeszcze ktoś tam żyje? - nie wiem Czy wyjdziemy na zewnątrz? - na pewno tak Po co mam to robić, przecież w bunkrze mamy jeszcze dużo zapasów, więc dlac...