Stałem już za bramą byłem zdany tylko na siebie. Co czułem. Strach, wolność. Nie wiem. Ale nie czas na to muszę znaleźć i sprowadzić Kevina. Pomyślmy gdzie mógł ukryć ciało. Wrzucił do rzeki ale gdzie się zaszył. Krążyłem niespokojnie po mieście byłem już daleko od domu. Dookoła mnie cisza żadnych zwierząt czy mutantów. Dopiero po pięciu godzinach zobaczyłem trójkę ludzi podbiegłem do nich by spytać się czy nie widzieli Kevina.
- Dzień do...........
Dostałem strzałą w lewe ramię od jednego z ludzi. Teraz gdy się odwrócili to dopiero zobaczyłem w co byli ubrani, znoszone dżinsy, skórzane kurtki i maski na twarzy. Jeden z nich miał kuszę. Drugi kij bejsbolowy, a trzeci maczetę w lewej ręce (mańkut pierdolony).
- O patrzcie kogo my tu mamy - powiedział mańkut
- Żołnierzyka z maczetą - zaśmiał się bejsbolista
- To grabimy go i zostawiamy żywego w samych majtkach czy grabimy go i zabijamy? - spytał się kusznik
- To drugie - odpowiedzieli mańkut i bejsbolista
Poszedł to mnie mańkut przy tym mówiąc.
- Pokaż co potrafisz ścierwo.
Walczyłem jak umiałem parowałem ciosy, robiłem uniki i chyba byłem lepszy chodź miałem bełt od kuszy w ramieniu. Więc zaatakowałem i przebiłem mańkuta na wylot ten osunął się z mego ostrza i upadł bezwładnie na ziemie.
- Mieczyk NIEEEEE - krzyknął bejsbolista
- Zajebie skurwysyna za to - powiedział kusznik
Byłem gotowy na kolejny atak lecz nie zdążyłem zareagować, a miałem w sobie drugi bełt od kuszy, a dalej byłem okładany kijem bejsbolowym i kopany. Traciłem przytomność przy tym słysząc.
- Zdychaj ścierwo.
- To za mieczyka kurwo.
Widzę ciemność umarłem. Otworzyłem oczy i stwierdziłem, że jeszcze żyje ale nie długo. Czułem jak umieram leżałem w kałuży własnej krwi. Ruszyć się nie mogłem. Chyba większość kości miałem połamane. Już byłem pewny śmierci, że nikt mnie nie uratuje gdy nagle zza drzewa wyszedł człowiek. Człowiek w garniturze z czerwonym krawatem i płonącymi czerwonymi oczami. Wyglądał jakby jego strój nie dotknął cień apokalipsy.
- Markus, Markus, Markus ale zjebałeś - powiedział człowiek w garniturze
- Kim jesteś i skąd wiesz jak się nazywam? - spytałem się z trudem
- Markus nie pamiętasz mnie to ja czerwonoskóry czy jak mnie tam nazwałeś.
- Jesteś wytworem mojej wyobraźni ty nie istniejesz
- Ja nie po to tu jestem by stwierdzać czy istnieje czy nie. Jestem tu by zaoferować ci ofertę.
- Jaką ofertę.
- Dostajesz ode mnie trzy życzenia .
- Za co
- Za darmo tylko podpisz tu
Zza pleców wyciągnął papierek i podał go mi.
- Czym mam podpisać?
- Krwią. Ty nigdy filmów nie oglądałeś typu ghost rider
Nie słuchając go umoczyłem palec w mojej krwi z kałuży i podpisałem pakt.
- Brawo Markus tylko pamiętaj nie każdy jest tym za kogo się podaje i uważaj z trzecim życzeniem jego cena jest ogromna. Dosłownie. Jeśli będziesz chciał wykorzystać życzenie stłucz jeden z tych trzech kamyków. - mówiąc to podał mi trzy nie duże przezroczyste kule i zniknął.
Jedną kule upuściłem na ziemie. Ppękła momentalnie i ja powiedziałem.
- Chce być zdatny do zemsty na tych trzech fiutach którzy mnie pobili.
Wszystko stało się białe, a po chwili stałem zdrowy dziesięć metrów od bandytów którzy nie wiedzieli, że ktoś zaraz ich zabije. Chyba na ten moment dostałem jakiejś nadludzkiej mocy. Nie wiedziałem jakiej lecz i tak szedłem w ich stronę. Świeciła tylko jedna lampa ta przy której oni byli. Świeciła słabym białym światłem. Oglądałem ich przez chwilę kusznik opatrywał mańkuta, a bejsbolista bawił się maczetą. Wziąłem kamień, wszedłem na mały domek i rzuciłem nim nie daleko bejsbolisty byle by usłyszał.
- Chłopaki ktoś tu jest.
- To sprawdź nie widzisz co robię - odpowiedział kusznik
Bejsbolista odszedł był na blisko mnie więc zrobiłem atak z góry. Obezwładniłem go jednym kopniakiem w głowę, a potem dobiłem go maczetą mańkuta. Maczetę odrzuciłem na bok i podszedłem do kusznika byłem krok za nim dotknąłem jego barku ten w natychmiastowym tempie się odwrócił i dostał z prawego sierpowego. Upadł niczym na ziemie przy tym mówiąc.
- Zabiłem cię diable.
- Powstałem z martwych kurwo - odpowiedziałem z psychodelicznym śmiechem
Wziąłem go złapałem za kurtkę i podniosłem do góry. Bał się mnie widziałem to w jego oczach. Nie chciałem dalej patrzeć więc cisnąłem nim jak szmacianą lalką w ścianę budynku. Zgiął się w pół i chyba złamałem mu kręgosłup bo nie mógł wstać.
- I co fajnie tak było okradać i zabijać ludzi - krzyknąłem
- Panie przepraszam. Przysięgam, że nigdy nikogo nie okradne tylko zlituj się panie.
Dość już miałem jego gadania więc usiadłem na jego klatce piersiowej i tłukłem go po twarzy póki z niej nie została czerwona miazga.
Został tylko mańkut podszedłem tam gdzie go widziałem ostatnio. Nie było go tam więc pomyślałem, że uciekł ale jednak chciał mnie zaskoczyć i rzucił się na mnie z maczetą. Ja szybko i zwinnie z kopa wybiłem mu z ręki broń. Złapałem go za kurtkę, podniosłem go i patrzył się w moje oczy. Nie wiem co w nich ujrzał ale mocno się wystraszył więc zlał się w spodnie i szybko go puściłem, a on zwinął się w kłębek i zaczął płakać nawołując przy tym "mamo". Miałem już tego dosyć więc dobiłem go kijem bejsbolowym.
CZYTASZ
Droga ku zagładzie
ActionPięć lat, przez ten czas przesiedziałem w bunkrze nie wiedząc co się dzieje na zewnątrz. Czy jeszcze ktoś tam żyje? - nie wiem Czy wyjdziemy na zewnątrz? - na pewno tak Po co mam to robić, przecież w bunkrze mamy jeszcze dużo zapasów, więc dlac...