Rozdział 3
"Ciśnienie rośnie wraz z parą"
Moskwa 2017
Następnego dnia udałem się czym prędzej na stacje z skąd odjeżdżał ostatni pociąg do Czarnobyla. Po dojechaniu do tej przeklętej elektrowni.
Po wejściu do bloku kontrolnego numer 3, przebiegł do mnie Akimow i powiedział:
-Szefie !!! - wydarł mi się do ucha.
-Akimow, idioto ja ciebie słysz, nie wydzieraj mi się do ucha cholera jasna!- Wydarłem się tak głośni że cała załoga się na mnie spojrzała
-Przepraszam szefie - powiedział z skuchą w głosie.
- Dobra, gadaj co się stało ? - powiedziałem podchodząc do panelu kontrolnego
-Wywaliło całą stacje pomp - powiedział przerażony.
-O kurwa... znowu ? - załamałem ręce bo to już 21 raz w ciągu 7 dni.
Po 30 sekundach wbiegł jakiś technik i wydarł się na całą elektrownie:
-Wysadza głowice z pokrywy reaktora !!! - padł na ziemię.
Ja z głównymi operatorami udaliśmy się do wyjścia, gdyż wiedzieliśmy że reaktor wybuchnie. Oczywiście Toptunow musiał mi to uświadomić:
- Reaktor zaraz wyleci w powietrze - powiedział podczas wsiadania do transportera typu "Hex-98".
Odjechaliśmy na bezpieczne 123 kilometry, po dojeździe na lotnisko pod St. Petersburgiem, wsiadłem do samolotu i udałem się złożyć kompletny raport o sytuacji w Czarnobylu. Zająłem miejsce obok generała Bertowa .
-A ty tu co robisz ? - zapytałem trochę zdziwiony obecnością tego człowieka w tym miejscu i o tej porze.
- nie was interes, ja tylko mam zlecenie, które mogę teraz zrealizować nawet - spojrzał na mnie, wiedziałem o co chodzi, ja byłem celem zamachu, ale kto pragnie mojej zguby ?
Po wylądowaniu odział dowodzony przez Vincenta pochwycił generała, po czym odek sportowali go do twierdzy MSGTRH. Podczas gdy wsiadałem do limuzyny, zaczepił mnie Vincent:
- Adam mamy problem -powiedział z przerażeniem.
-O co chodzi ? Znowu jakieś zamieszki w Berlinie ?- zapytałem go z naturalnym dla mnie spokojem.
-Gdy by to było tylko to...Stary, pamiętasz jak ci opowiadałem o czym co zrobiłem w 87 ?
-zaczęli cię poszukiwać ? -zapytałem z udawaną troskliwością .
-Nie, dusze są wolne -powiedział z widocznym lękiem w oczach.
-Że co ?!-ciarki mnie przeszły po plecach - I co teraz ?
-Stary nie wiem, serio nie wiem- poleciały mu łzy - Ja niech chce umierać, nie chce rozumiesz !
-To da się rozegrać logicznie - wyciągnąłem notes i zacząłem notować jakieś obliczenia.
Wyrwał mi notes, poczym go wywalił przez okno limuzyny:
-Na nic twoje obliczenia, już po mnie idą -płakał- pamiętasz moją żonę ?
-tak -odrzekłem bez namysłu
-To wiedz ze mamy córkę, ma zaledwie 4 latka i mam prośbę... - powoli jego psychika przestawała istnieć- proszę zadbaj by o mnie nie zapomniała, zgoda ?
-oczywiście bracie - sam poczułem smutek przeszywający mą dusze.
Dziękuję, nie mogę ci się już odpłacić- przytulił mnie tak jak to robił zawsze jak byłem jeszcze dzieckiem gdy śnił mi się koszmar, oprócz niego, Jeremiego i Anny nie miałem nikogo, moja matka umarła gdy miałem 2 latka, a ojciec gdy miałem 5 lat popełnij samobójstwo, powiesił się w piwnicy naszej posiadłości w Gdyni, oczywiście bracia zadbali bym nigdy o rodzicach nie zapomniał. A teraz on Vincent, ten którego od ponad 2 lat nie widziałem jak płacze, teraz ryczał jak małe dziecko, jego ostry zarost wbijał mi się w policzek. Po dojechaniu do rezydencji, zaproponowałem mu by u mnie i Julii przenocował, ale odmówił mówiąc: "te ostatnie 24 godziny chce spędzić z rodziną, pragnę po raz ostatni ucałować moją córeczkę na noc i przytulić Marie". Odjechał i ja w ponurym nastroju posłem do mojej prywatnej domowej biblioteki, by pomyśleć o tym co czeka Vincenta. Wizje które mnie w nocy nawiedziły, były przerażające, co 30 minut budziłem się z krzykiem, czułem wszystko to co on będzie czuł, te małe ręce rozszarpujące moje ciało i te ostre mleczaki wyjadające moje narządy, nie dały mi usnąć.
O 7:30 obudził mnie telefon od Marii że Vincent nie żyje, znaleziono jego ciało, a dokładniej to co z niego zostało w starym sprężynowym kostiumie u niech w piwnicy. Pojechałem tam od razu, to co ujrzałem przekraczało ludzkie wyobrażenia, kawałki mięsa wplątane między sprężyny i kable, całkowicie zgnieciony szkielet, to co tam było nie wyglądało jak człowiek. oczywiści krew,
hektolitry krwi na podłodze i strój który zastygł w nienaturalnej pozie agonii, bólu i cierpienia.
Po 5 dniach odbył się pogrzeb, nie mogliśmy dać trumny bo to było zbyt brutalne, postanowiliśmy skremować jego resztki i pogrzebać w urnie. Pogrzeby zawsze były dla mnie tylko jakąś uroczystością mniej ważną lecz nie ten. Potem
pocieszałem jeszcze jego rodzinę, która całkowicie straciła wiarę w sprawiedliwość, ja się nie dziwie.
CZYTASZ
Piekło na ziemi
NouvellesHistoria rozgrywa się w naszym świecie i pokazuje co można zrobić jak ma się kontakty. Młody polityk, świta oddanych ludzi i trochę mistycyzmu.