🔫6🔫

178 19 10
                                    


Doszedłem do wniosku że nie ma co owijać w bawełnę. Trzeba Kooka zapytać prosto z mostu o tę broń. W końcu skoro mi ją podesłał to znaczy że sytuacja i tak jest poważna, trzeba działać. Pewnie niedługo przyśle do mnie jakieś posiłki. Nie zachowywałby się tak nieostrożnie gdyby nie było takiej potrzeby, znam mojego brata. Walczyliśmy ramię w ramię przez wiele lat. Dlatego też przestałem nadawać szyfrem i zapytałem od tak. Mimo wszystko, rozejrzałem się czy dookoła mnie nie ma jakichś gangsterów. I postawiłem Jina na straży. Nucił sobie pod nosem piosenkę ze smerfów i skakał po płytkach unikając złączeń i płytek o innych kolorach „bo to lawa".

- Dobra Jungkook - zacząłem szeptem - przesyłka dotarła bez przeszkód. Powiedz mi tylko jak to działa.
Cisza po drugiej stronie.
- Halo? Halo, jesteś tam?
Cisza. Przerywają nadawanie. Skurwysyny.
- Jungkook?
- Tak tak, jestem - powiedział szybko - więc... Słuchaj, na razie nic nie rób, dobrze? Czekaj na mnie.
Usłyszałem jakieś szepty koło niego.
- No właśnie - kontynuował - Sytuacja jest poważna. Przyjadę do ciebie.
Uśmiechnąłem się.
- Dzięki Kook. Normalnie bym cię tak nie ściągał, ale tu się coś kręci.
- Jasna sprawa. Nie możemy oddać cię w ręce Mafii.
- Do zobaczenia.
- Cześć.
Ten Młody to jednak ma łeb. No i dobrze się stało. Teraz trzeba tylko przeczekać. Przeczekać i szykować się na ostateczne starcie. Bo to nie będzie miłe spotkanie.
- Dobra Jin, możemy już...
Odwróciłem się, ale nikogo nie było obok. Nikt nie nucił ani nie skakał.
- Jinnie?
Przeszedłem kilka kroków. Nic.
- Jeśli sobie ze mnie jaja robisz, osobiście dopilnuję żebyś dostał dziś w nocy czopki...
Tylko że dobrze wiedziałem, że nie robi sobie jaj. Nie było go. Porwali. Porwali Jina.

🔫🔫🔫

Kiedy przez wiele lat pracuje się w zawodzie agenta, niejednokrotnie znajduje się w sytuacji którą wiele osób określiłoby jako „bez wyjścia". Moi drodzy, nie ma sytuacji bez wyjścia. Czasami tylko trzeba podejmować decyzje, których normalnie by się nie podejmowało. Takie życie wykształciło u mnie coś w rodzaju dodatkowego zmysłu. Każdy z nas, walczących w obronie ludzi, potrafi wyczuć, kiedy sytuacja wymyka się spod kontroli, kiedy siły wroga zaczynają tryumfować... Dobra, to nie żadna moc. Każdy tak ma, no ale kurde. Dodajmy trochę patosu tej sytuacji. Ten kitel pacjenta mocno zaniża moją samoocenę, okej?

Przeklinając pod nosem wbiegłem do swojego pokoju. Jina tam oczywiście nie było. Zanurkowałem pod łóżko i wyciągnąłem ze skrytki jedyne rzeczy, jakie mógłbym teraz wykorzystać. Niewielki pistolet z jednym, jedynym nabojem. Nożyk do obierania ziemniaków który ostatnio podwędziłem kucharce. Tajemnicze urządzenie pozostawione przez Kooka na moim łóżku. Chciałem zatknąć to wszystko za pas, ale przypomniałem sobie że pasa nie ma. Wrzuciłem więc przedmioty do kieszeni w kitlu. To szpitalne wdzianko mnie kiedyś dobije.
Ale zaraz wszystko się okaże. Albo tu zginę, albo zwyciężymy ostateczne starcie. Zaraz dojdzie do końca odwieczny bój między moją rodziną a Mafią.
Jakoś tego nie czuję. Może dlatego że jestem sam, w szpitalnym pokoju, ubrany w jakąś ścierę i nie mam na sobie gaci.
Nieważne.
Już miałem wychodzić kiedy zobaczyłem, że na łóżku chłopaka leży jakiś przedmiot. Rozpoznałem w nich walkie-talkie, które blondyn zrobił parę dni temu. Cóż, walkie-talkie to za dużo powiedziane, bowiem przede mną znajdowały się dwa plastikowe kubeczki połączone ze sobą dwumetrowym drucikiem. Pamiętam jak mi to pokazał...

🔫🔫🔫

- Jinnie, ciebie naprawdę pojebało. Ja nie wiem co ty masz nie tak z głową, ale powinni zwiększyć ci dawkę leków.
Śmiałem się do łez obserwując jak blondyn z zapałem tłumaczy mi zalety swojego nowego produktu.
- Ekologiczny, energooszczędny, nietestowany na zwierzętach, niesprowadzany z Chin... Joonie, to machina idealna!
Też się śmiał, razem ze mną.
- Dobra, dawaj przetestujemy.
Wyszedłem na korytarz, wziąłem w dłoń jeden z kubeczków i zamknęliśmy drzwi tak, żeby drucik przeszedł pod nimi. Musieliśmy kucnąć, bo drut był zbyt krótki aby dokonać eksperymentu na stojąco.
- Raz, raz, raz...
Znowu się zaśmiałem. Owszem, słyszałem Jina, ale tylko dlatego że drzwi były ze sklejki. Ten wynalazek był tu zbędny, ale cóż. Trzeba mu było przyznać, że działało.

↳𝑺𝒄𝒉𝒊𝒛𝒐𝒑𝒉𝒓𝒆𝒏𝒊𝒂 ❈ ⁿᵃᵐʲⁱⁿ↰Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz