3

717 32 13
                                    

– Co, nagle pani ogłuchła?! Ręce na maskę!

Bałam się odwrócić. Ten głos był tak straszny, że obawiałam się, co mogłabym zobaczyć. A taki głos na pewno nie należał do jakiegoś małego, niegroźnego chłopaczka. Jeśli naprawdę był gliną, jak twierdził, to ja nie chciałam poznać jego gniewu na swojej skórze. Dlaczego najgorsze rzeczy zawsze przytrafiają się mnie?

– Przepraszam, czy pani nie rozumie po polsku?! Powiedziałem ręce na maskę!

Nie miałam innego wyjścia. Przylgnęłam mokrymi ciuchami do mokrej maski. Coś czułam, że jak przyjdzie mi się odkleić to, to wcale nie będzie takie łatwe.

Od samego początku czułam, że ten dzień nie może skończyć się dobrze. I w tym jednym miałam rację. Z minuty na minutę było coraz gorzej. I miałam wrażenie, że punkt kulminacyjny jeszcze nie nastąpił.

Przez chwilę słyszałam jakiś szelest, a potem poczułam, jak ktoś staje tuż za mną. No nie, to chyba nie jest jakiś zboczeniec?! Podał się za policjanta, to do czegoś zobowiązuje!

– Ręce do tyłu!

Zdecyduj się, koleś! Byłam zła, zrozpaczona i przemoknięta. Naprawdę nie miałam ochoty na jakieś głupie gierki.

Wykonałam potulnie polecenie (nadal się go bałam), a po chwili poczułam na nadgarstkach zimny metal. Poruszyłam nimi przerażona i moje przypuszczenia się potwierdziły. Zostałam zakuta w kajdanki! Nie no, to już jest przegięcie! Nagle poczułam nowy przypływ energii. Tak! Miałam zamiar walczyć o swoje prawa!

– Hej! – wrzasnęłam. – Ja nic nie zrobiłam!

Obróciłam głowę w jego stronę. I to był błąd. Mój wzrok padł prosto na oczy koloru płynnej czekolady. Zatopiłam się w nich i przez chwilę miałam ochotę krzyknąć, że może zrobić ze mną co tyko chce. Stop. Zuzka, zejdź na ziemię. Ten facet cię właśnie aresztował!

– Ach, więc tylko mi się przewidziało, że właśnie próbowała pani ukraść samochód! – powiedziały ponętne usta, a ja znów odpłynęłam, zastanawiając się, jak by to było je całować.

Powinnam walnąć sobie z liścia w twarz. No tak. Miałam skute ręce. Musiałam znaleźć jakąś inną metodę. Chwila... O czym to on mówił?

– Ukraść?! Człowieku, to jest mój samochód!

– Nie, to nie jest twój samochód – powiedział takim tonem, jakby pouczał rozkapryszoną pięciolatkę.

Spojrzałam w dół na rejestrację. Cholera! To rzeczywiście nie był mój samochód! To by wyjaśniało, dlaczego kluczyk nie chciał się przekręcić. No, ale przecież to auto wyglądało dokładnie tak jak moje. Jasnoniebieski opel corsa. I do tego stał pod tym banerem z kredytami. Spojrzałam w lewo i trzy miejsca dalej dostrzegłam identyczny pojazd. Moją corsę.

Jęknęłam ze zrezygnowaniem.

– A tak ściślej mówiąc, to jest mój samochód – usłyszałam tuż przy prawym uchu.

A więc próbowałam się włamać do samochodu gliny. Jeszcze lepiej. Moje pieskie szczęście najwyraźniej nie miało dzisiaj granic.

No i co ja miałam zrobić? W krytycznych sytuacjach zawsze dzwoniłam do Tyśki. Tym razem to nie pomoże. Moje ręce nadal tkwiły w kajdankach, co w moim mniemaniu było całkowicie niedorzeczne, bo przecież nie byłam żadną złodziejką.

– Słuchaj no, panie policjancie – zaczęłam, postanawiając przedstawić całą tę sytuację w jak najkorzystniejszym świetle. – O ile w ogóle jesteś policjantem – dodałam (wiem, mogłam to sobie podarować). – To jakieś jedno wielkie nieporozumienie. Ja naprawdę byłam przekonana, że to jest moje auto. Mam dokładnie takie samo. Stoi tam niedaleko. – Wskazałam głową na drugą corsę. – Spieszyłam się, żeby nie zmoknąć i po prostu pomyliłam samochody. Niczego nie chciałam ukraść.

Ja, blondynkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz