13

682 38 9
                                    

Kolejne trzy dni były dla mnie prawdziwą katorgą. Co prawda ból głowy spowodowany kacem minął cudownie wraz z zażyciem proszków podsuniętych mi przez Tyśkę, ale niedługo później pojawił się kolejny. O wiele bardziej uciążliwy i w dodatku utrzymujący się niemal nieustannie aż do teraz. A co najgorsze trudny w wyeliminowaniu, gdyż jego źródłem był Tomek.

Kiedy tylko po wyjściu mojej przyjaciółki podłączyłam telefon do ładowania, bo oczywiście przez noc padła mu bateria, zalała mnie fala SMS-ów i powiadomień o nieodebranych połączeniach. Autorem wszystkich był oczywiście Migalski. Każda wiadomość zawierała coraz to  bardziej rozpaczliwe próby przeprosin, tłumaczeń i próśb o kontakt. Przejrzałam je wszystkie i chociaż miałam momenty, w których miałam nieopartą ochotę napisania odpowiedzi, na szczęście udało mi się przed tym powstrzymać. Niektóre wiadomości były naprawdę przejmujące, ale trzymałam się dzielnie. Nie chciałam za szybko dać się przeprosić. Miałam swoją godność i nie mogłam jej zszargać dla pierwszego lepszego faceta, który postanowił mnie tak perfidnie oszukać. Niech sobie nie myśli, że wyduka marne przeprosiny, kupi jakiegoś zwiędłego kwiatka i tak po prostu mu wybaczę. To tak nie działa. Nie byłam aż tak zdesperowana, żeby przymykać oko na takie poważne niedomówienia. Skoro już raz mnie okłamał, z dużym prawdopodobieństwem mógłby to zrobić znowu. A ja nie miałam zamiaru był pustą blondynką, która daje się robić w bambuko.

Dlatego też, za radą Tyśki, odpuściłam sobie przesadne rozpaczanie po czymś, co de facto nie miało nawet porządnego początku i postanowiłam iść dalej przez życie z podniesioną głową. Taki Migalski to nie ostatni facet na ziemi, żebym chwytała się go jak tonący brzytwy. Wokół mnie było pełno innych chłopaków i może w końcu któryś dostrzeże we mnie coś więcej niż tylko rozhisteryzowaną wariatkę. Póki co dałam sobie jednak spokój z poszukiwaniami. Musiałam odetchnąć po tych spektakularnych porażkach i wziąć nieco na wstrzymanie. A nuż, sam się jakiś znajdzie. W końcu, jak pokazuje doświadczenie, moim życiem kieruje przypadek i nieprawdopodobne zbiegi okoliczności, więc może lepiej zostawić to wszystko w rękach losu.

Tak właśnie. Na jakiś czas koniec z facetami.

Szkoda tylko, że ani Tomek, ani Tyśka nie mogli przyjąć tego do wiadomości.

Pierwszy z nich nie dawał za wygraną i mimo mojego trzydniowego milczenia, nadal wydzwaniał, pisał SMS-y i wiadomości na Messengerze. Ignorowałam je wytrwale i ku mojemu zdziwieniu nie było to takie trudne, jak przypuszczałam. Co prawda byłam odrobinę rozczarowana faktem, że moje nastoletnie wyobrażenia o idealnym chłopaku jednak rozminęły się z rzeczywistością. Po dłuższym zastanowieniu się jednak doszłam do wniosku, że może wcale nie zależało mi tak bardzo na samym Tomku, ale na tym, aby w ogóle mieć jakiegoś faceta. Oczywiście czułam się przy nim wyjątkowo, świetnie spędzało mi się z nim czas i naprawdę ubodła mnie jego „zdrada", ale w sumie, czy był właśnie tym, kogo szukałam? Czy był tym jedynym? Nie mogłam na te pytanie odpowiedzieć jednoznacznie. Myślę, że nakręciłam się na ten związek ze względu na chęć bycia z kimś i sentyment, jaki żywiłam wobec jego osoby. Wydawał się naprawdę porządnym facetem i to podnosiło jego ogólną atrakcyjność, ale czy rzeczywiście do siebie pasowaliśmy? Jeśli miałam być dla niego tylko odskocznią od długoletniej relacji z inną dziewczyną, to mieliśmy zdecydowanie inne podejście do życia. I to chyba nawet lepiej, że wyszło to na jaw w takim momencie, kiedy mogłam się wycofać bez zbędnych uszczerbków na moim biednym sercu.

Mimo wszystko musiałam je jednak nieco podleczyć w spokoju, co było kompletnie niezrozumiałe dla mojej przyjaciółki. Według niej najlepszą terapią był klin, czyli kolejna randka. Wydawało mi się, że udało mi się ją przekonać, żeby na chwilę mi odpuściła i nawet zapewniła, że tak zrobi, ale kiedy tylko zorientowała się, że nie cierpię aż tak bardzo po historii z Migalskim, postanowiła niezwłocznie przystąpić do działania. I tak właśnie oto od wczoraj średnio dwa razy na godzinę podsyła mi facebookowe profile kolegów Pawła, którzy „chętnie by mnie poznali". Doprowadzało mnie to do szewskiej pasji, ale postanowiłam znosić to z honorem, póki nie postanowi wskoczyć z czymś tak niedorzecznym jak randka z Janickim. Do tej pory nie mogłam uwierzyć, że ta flądra coś takiego zaproponowała! Chyba powinna udać się do okulisty, skoro rzekomo widziała coś, co nie miało prawa bytu.

Ja, blondynkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz