21

633 30 1
                                    

W tym roku czternasty września był dniem wyjątkowo ciepłym i słonecznym jak na przełom lata i jesieni. Mimo to trzęsłam się jak osika, stając przed budynkiem komisariatu policji. Denerwowałam się bardziej niż podczas ostatniego aresztowania. Do czego to doszło, że bałam się spotkania ze swoim udawanym chłopakiem bardziej niż ponownego wylądowania w celi.

Zuza, spokój. To nic strasznego. Nieważnie, że nie widzieliście się przez dwa tygodnie, w ciągu których zdałaś sobie sprawę, że chyba się w nim zadłużyłaś. To w ogóle nieistotne. Wszystko pójdzie zgodnie z planem, a potem rozstaniecie się w pokoju na kolejny nieokreślony czas.

Ta, jasne. Już to widzę. Znając moje szczęście, wszystko szlag trafi.

Tak jak ustaliłyśmy z Blanką przed tygodniem, miałam poczekać na Bartka, aż wyjdzie z pracy, zabrać go gdzieś na dwie godziny i potem zawieźć do jego mieszkania. Niby nic trudnego, ale w zaistniałych okolicznościach komplikacji uczuciowych widziałam to raczej w ciemnych barwach. Nie mogłam się jednak od tego wykręcić, bo wzbudziłoby to podejrzenia Janickich. Musiałam więc zagryźć zęby, panować nad tym, co mi ślina na język przyniesie, i nie dać się ponieść emocjom. I powinno być gites. Miałam przynajmniej taką nadzieję.

Do zakończenia zmiany Bartka zostało parę minut, więc wzięłam kilka głębokich wdechów i ruszyłam w stronę, gdzie zazwyczaj była zaparkowana nie-moja corsa. Swoją zostawiłam w garażu, a na miejsce przybyłam jakże dogodną komunikacją miejską. Stwierdziłam, że tak będzie prościej. Oby tylko Janicki nabrał się na tę małą mistyfikację. Do tej pory sama nie zabiegałam o jego towarzystwo, ale liczyłam na to, że nie uzna tego za coś dziwnego. A jak wyczuje jakiś podstęp, to będę improwizować. Zwykle nie wynikało z tego nic dobrego, ale na nic innego mnie nie stać.

Zresztą przez ostatnie dwa tygodnie chodziłam z głową w chmurach i mało co do mnie docierało. Po rozmowie z Igorem przyznałam się w końcu sama przed sobą, że lubię Janickiego o wiele bardziej, niż ustawa przewiduje, ale to wcale nie rozwiązało moich problemów. Wręcz przeciwnie – zaczęłam jeszcze bardziej bić się ze swoimi myślami. A zbliżające się urodziny i wizja kilku godzin w towarzystwie Bartka niczego nie ułatwiały. Tak właściwe to popadłam z tego powodu w taki popłoch, że przez tydzień zamartwiałam się tylko tym, jak nie dać po sobie poznać, że coś do niego czuję, zamiast opracować jakiś sensowny plan działania na ten dzień i zastanowić się, jaki kupić mu prezent.

Cholera! Prezent! Nie miałam żadnego prezentu! Nic, kompletnie nic! I co teraz? Chyba sama będę musiała nim być. Już widzę, jak Bartek się z tego ucieszy. Przypuszczam, że wolałby wpaść pod samochód, niż cieszyć się z mojego towarzystwa.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięczny męski śmiech dochodzący od strony wejścia do budynku. Oparłam się o maskę nie-mojej corsy i spojrzałam w tamtym kierunku.

Na jego widok moje serce na moment stanęło, a potem zaczęło pracować w przyspieszonym tempie. Nigdy wcześniej nie przeżyłam czegoś takiego, więc nie bardzo rozumiałam, co się właśnie stało. Tym bardziej, że wyglądał tak jak zwykle – ubrany w dżinsy i dopasowaną koszulkę, podkreślającą muskulaturę; włosy w artystycznym nieładzie; oczy z iskierką radości i szeroki uśmiech na ustach. Nic nadzwyczajnego, a jednak oddech mi się spłycił i zrobiło się nagle jakoś tak duszno.

Czy to były właśnie skutki zakochania? Kiedy na widok faceta, który do tej pory obchodził cię tyle co zeszłoroczny śnieg, nagle drży ci całe ciało i odnosisz wrażenie, że nie masz czym oddychać? Jeśli tak, to byłam już skończona.

Na szczęście nie zauważył mnie od razu, bo rozmawiał jeszcze z jakimiś kolesiami, którzy pewnie też byli policjantami, więc miałam chwilę, aby się ogarnąć. Wytarłam nieco spocone ze zdenerwowania ręce w spódniczkę i wzięłam kilka głębokich wdechów. Dasz radę, Zuzka, dasz radę. Przypomnij sobie, jak cię aresztował, to od razu będzie ci łatwiej.

Ja, blondynkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz