10

65 11 0
                                    

Rye

  Jack ma jutro urodziny, a ja dalej nic dla niego nie mam. Chyba tylko ja jestem takim matołem - byłem już pięć razy w galerii i nic mu nie kupiłem. Jak? Po prostu trzy razy byłem z Brooki'em, więc po piętnastu minutach musieliśmy wracać, bo blondyn wskoczył do fontanny. Raz byłem tylko z Andy'm, a zakupy z nim to katorga. Nawet nie miałem szansy pójść gdzieś po prezent, bo ciągał mnie po wszystkich sklepach z ciuchami. Ostatecznie mogłem mu kupić bluzę, ale nie zdążyłem bo w jednym sklepie byliśmy maks po pięć minut - za każdym razem blondyn wychodził obrażony, bo nie było zniżek, a "materiały były na miarę ciucholandu". Piąty raz poszłem sam, ale musiałem wracać po 30 minutach, a samo dojście do galerii zajęło mi jakieś 10 minut, bo już nie pamiętam kto zawiesił się na lapmie i nie umiał zejść. Ostatecznie kiedy weszłem do domu lampa spadła roztrzaskując się na podłodze, a ja zacząłem krzyczeć wysokim tonem jak we vlogu "bad acting", kiedy wolałem Andy'ego. Na samo wspomnienie zwijam się ze śmiechu.

- Andrew! Michael! Jack! Brooklyn! Kto to zrobił?! - weszłem do salonu patrząc na rozwalony żyrandol.

  Jack zmieszany wstał z podłogi i uważając żeby nie podeptać szkieł podbiegł do mnie i wyciągnął rękę.

- patrz - spojrzał na mnie smutno i wskazał na zakrwawioną rękę, w której tkwiło szkło.

- ja nie mogę - głośno wypuściłem powietrze - jedziemy do szpitala, chyba będzie do szycia.

- nie - zachlipiał Irlandczyk.

- co ci do głowy wpadło, żeby wskakiwać na żyrandol? - zapytałem łagodnie, bo było widać, że chłopak już jest przybity.

  Jack nie odpowiedział, a brunet przyłożył dłonie do twarzy.

- dlaczego ja? - wzniósł oczy ku niebu.

- co ty? - spytał głupio Brook.

- mam was dość - sapnąłem. - Andy dzwoń po Blaira.

- po co?

- bo nie mamy auta! - krzyknąłem.

- okej - przewrócił oczami blondyn.

Brook, I Love You Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz