Następne dwa dni zleciały szybko. Każdy głównie skupił się na rozmowach z bliskimi. Te 125 lat, które przespaliśmy to szmat czasu, jednak dalej potrafimy odczuć na sobie wynik wojny pomiędzy ludźmi McCreary'iego, a Wonkru jakby to było wczoraj. Dalej nie potrafię uwierzyć w jak ogromny sposób Harper i Monty postanowili się dla nas poświęcić. Byli świetnymi ludźmi, a zwłaszcza przyjaciółmi. Jordan opowiedział mi dokładanie jak żyli przez te lata. Chłopak był dumny ze swoich rodziców, chociaż było po nim widać ból po ich stracie. Jednak jest bardzo towarzyski i posiada wielką wiedzę. Czuję, że w wielu sprawach nam pomoże, a widząc jak dobrze dogaduje się z innymi, wydaje mi się, że już się zaklimatyzował.
- Clarke, mogę cię na chwilę poprosić?- zapytała Raven, tym samym wyrywając mnie z rozmyśleń.
- Tak, jasne już idę.- odpowiedziałam wyrwana z transu i poszłam za brunetką w stronę sterowni. Wchodząc zauważyłam już siedzącego na miejscu pilota Zane'a oraz na pozostałych fotelach Echo, Murphy'iego, Octavię, Jordan'a, Kane'a oraz Bellamy'ego. Przywitałam się z wszystkimi lekkim kiwnięciem głowy i zwróciłam swoją uwagę na Zane'a.
- Za 30 minut będziemy lądować.- powiedział mężczyzna.
- Ogłaszaliście to już innym?- zapytałam.
- Tak, właśnie w tym momencie Miller i kilkanaście innych osób to ogłasza.- odezwał się tym razem Bellamy.
- W porządku, więc cóż zaczynamy wszystko od nowa.- uśmiechnęłam się do wszystkich i usiadłam w wyznaczonym dla mnie miejscu czekając, aż w końcu wylądujemy.***
Trzydzieści minut później wszyscy staliśmy pod wrotami, które jako jedyne oddzielały nas od świata zewnętrznego. W mojej głowie znów kłębiło się pełno pytań, tak samo jak po wylądowaniu na Ziemi. Czy napewno możemy tu normalnie oddychać? Co tu na nas czeka? Czy zza rogu nie wyskoczą nowi „Ziemianie", z którymi poraz kolejny będziemy toczyć wojnę? Do wajchy podeszła Madi. Spojrzała w moją stronę z zaniepokojeniem, ale widząc mój uśmiech, odwróciła się w stronę ludzi mówiąc:
- Oso gonplei nou ste odon nowe!*- na co wszyscy odpowiedzieli jej radosnymi wykrzyknięciami. Młoda komandor pociągnęła wajchę w dół. Wrota otwarły się i ukazały nam piękny krajobraz. Trawa wyglądała normalnie, była zielona, ale wyglądała na bardziej miękką i delikatną. Za to drzewa i krzewy pokrywały liście w różnych odcieniach fioletu. Madi pierwsza wybiegła za statku, a za nią reszta osób będących na statku.
- Jest dokładnie tak samo jak po przylocie na Ziemie.- powiedziałam sama do siebie, widząc jak inni szczęśliwie biegają po nowej ziemi.
- Prawie tak samo.- wzdrygnęłam się gdy usłyszałam obok siebie jego głos.
- Tu muszę się zgodzić.- powiedziałam odwracając się w jego stronę.- Już nie jesteś królem, który martwi się tylko o swoją siostrę i samego siebie.
- A ty księżniczką, która zawsze wszystko wiedziała najlepiej.- powiedział Bell.
- Dużo rzeczy się zmieniło, i dużo osób wśród nas już nie ma..- westchnęłam.- Wells, Finn, Harper, Monty..
- Charlotte, Atom, Gina.. Najważniejsze jest teraz to żebyśmy przetrwali, a ich śmierć nie poszła na marne.- uśmiechnął się smutno.
- Masz rację, Bellamy ja..- nie dane mi było dokończyć, bo ni stąd ni z owąd przed nami pojawiła się Echo.
- Bell chodź co ty tu jeszcze robisz?- pociągnęła swojego chłopaka za rękę w stronę polany, rzucając tym samym w moją stronę złym spojrzeniem. Jeżeli myśli, że się jej boje to się bardzo myli. Sama postanowiłam się przejść kawałek dalej, żeby zobaczyć jak wyglada najbliższa okolica. Ta planeta była przepiękna. Nie spotkaliśmy jeszcze żadnych zwierząt co trochę mnie martwi, bo czuje, że na algach Monty'ego długo nie wyżyjemy. Wychodząc niedaleko polany zauważam idącą w moją stronę sylwetkę. I to nie jest ktoś od nas.*Nasza walka nigdy się nie skończy
CZYTASZ
Traitor || Bellarke
Fanfiction„- May we meet again.- odpowiedzieliśmy razem z Bellamy'm po czym chłopak objął mnie ramieniem i w ciszy myśląc o przyjacielu spoglądaliśmy w stronę nowej planety. Naszego nowego domu."