Rozdział 7

28 3 0
                                    

- Zatrzymać ją! - Krzyknął mężczyzna z widniejącą złością na twarzy. Był to ninja z wioski liścia. Razem ze swoją pięcioosobową drużyną gonili intruza przez gęsty las, który jeszcze dwie godziny temu obserwował ich miejsce zamieszkania. Była to Alice Wakari. Każdy doskonale znał to nazwisko przez swoją złą sławę. U niektórych budziło grozę, w innych zachwyt. Dziewczyna co jakiś czas odwracała się do nich pokazując swój pełen dumy uśmiech. Bawiła się z nimi. W każdej chwili mogła przywołać swojego towarzysza Komuru i zniknąć w mgnieniu oka. W jednej chwili kobieta skoczyła na jedną z grubszych gałęzi zmuszając tym swoich przeciwników do zakończenia pościgu. Nikt się po ruszył. Obserwowali siebie w ciszy. Jedyne znaki dawał wiatr, wprawiając w ruch liście oraz szkarłatne włosy Alice. Jeden z ninja wioski liścia postanowił przerwać ciszę:

- Jak się czujesz z tym, że przynosisz hańbę swojemu klanowi?! - Krzyknął w stronę swojego przeciwnika, ale to wyraźnie nie zrobiło żadnego wrażenia. Alice jak była uśmiechnięta, tak dalej jest. Jedynie podniosła dłoń na wysokość klatki piersiowej, a zza krzaków nagle zaczęły wylatywać niebieskie motyle. Było ich pięć, potem piętnaście, trzydzieści. Ciężko było poznać dokładną liczbę, ale wyraźnie robiły wrażenie na ninja wioski liścia. Ustawili się natychmiast w koło, aby ubezpieczać się z każdej strony. Motyle zrobiły dokładnie to samo. Ustawiły się grupkami dookoła nich. Alice widząc, że wszystko idzie zgodnie z planem poszerzyła swój uśmiech. Powiedziała pod nosem "Buredo Gaisenten", a następnie owady zmieniły się w senbon. Sprawnym i mocnym ruchem machnęła ręką w dół, a wszystkie ostre narzędzia w sekundę przebiły ciała shinobi. Zeskoczyła z powrotem na ziemię aby sprawdzić stan przeciwnika. Jeden z nich jeszcze utrzymywał się na łokciach z bólem i wściekłością na twarzy:

- Mój klan już od dawna nie istnieje. - Powiedziała sucho do jedynego, jeszcze żywego mężczyzny, a następnie odwróciła się na pięcie i swobodnym, spokojnym krokiem oddaliła się od miejsca zabójstwa. Jej następnym przystankiem była mała knajpka o nazwie "Gon-Gon". W czasie podróży zastanawiała się czy to było konieczne. Czy mogło się obejść bez wylewu krwi? Uspokajał ją wiatr, muskający jej szyje, policzki i rozwiewając włosy. Było to kojące, sprawiało, że wszystkie myśli znikały, mogła skupić się na delikatnym dotyku.:

- Już po wszystkim? - Zapytał ją wilk, wychodząc zza krzaków. Wyrwał ją z rozkoszowania się naturą, co nie spodobało się kobiecie. Zatrzymała się i rzuciła mu zirytowane spojrzenie:

- Tak, teraz już po wszystkim. - Odpowiedziała od niechcenia, po czym skierowała się w stronę zwierzęcia. - Miałam nadzieje, że ta misja, pomoże mi przestać myśleć. - Powiedziała krótko wsiadając na grzbiet wilka. - A jest wręcz przeciwnie. - Dodała po czym użyła czakry, żeby przyczepić się do Komuru. Kiwnęła do niego głową na znak, że mogą ruszać. Tak też zrobili.

Po 15 minutach byli już u celu. Stali pod małym, drewnianym barem o nazwie "Gon-Gon". Było to miejsce w którym każdy mógł odpocząć w czasie misji. W środku wyraźnie śmierdziało alkoholem i papierosami. Gdzie się nie spojrzało, wszędzie pijani ludzie. Zaczepiali siebie nawzajem, nie zastanawiali się jak przy tym wyglądają. Alice wzięła głęboki oddech i poszła w stronę barku. Zamówiła tam sobie butelkę sake i poszła poszukać sobie miejsca. Rozglądała się wszędzie, ale co chwile ktoś na nią wpadał, przepraszał, komplementował, ale ona to wszystko ignorowała. Chciała tylko znaleźć jakieś miejsce do wypicia. W kącie zauważyła dwie dobrze znane jej osoby. "Co oni tutaj robią" pomyślała idąc w stronę Deidary i Sasoriego. Siedzieli przy czteroosobowym, drewnianym stoliku i wyraźnie nikt nie chciał się do niech dołączyć. Deidara siedział okrakiem, opierając ręce na oparciu krzesła, a Sasori zwyczajnie podtrzymywał się łokciami o stół. Kiedy zauważyli Alice, nie ukrywali zdziwienia.:

Alice w krainie Akatsuki - "Iluzja"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz