Rozdział 4

36 2 0
                                    

Niebo zalane czernią, księżyc wypełniony błękitem i szary dym zamiast chmur. Uschnięte liście i trawa. Dosłowna martwa natura oznacza tylko jedno - Kolejny koszmar z wężowatym. Po wypowiedzianych słowach w mojej głowie, a dokładnie przede mną, pojawił owy "człowiek" i jego sługus - Kabuto. Oboje byli widocznie zadowoleni i nie ukrywali tego. Chore, sztuczne uśmieszki. Nie brakowało mi tego.:

- Gratulacje, Alice. Właśnie dostałaś się do Akatsuki. Jestem z ciebie dumny. - Powiedział Orochimaru wpatrując się w moje oczy tak, jakby widział w nich skarb.:

- Wiedziałeś, że nie przyjęliby mnie po pierwszej walce. Moje szanse na wykonanie misji byłyby niemożliwe, gdyby nie pojawiła się tam Sayuri. Ty o tym wszystkim wiedziałeś, prawda? - Zapytałam beznamiętnym głosem, ukrywając złość. Buzowało się we mnie, a jego sztuczność tylko nasilała mój gniew. Jestem mu posłuszna bo mi pomógł, ale czasami mam dość ciągłego wykonywania jego poleceń. Moje życie nie składa się na wiecznym służeniu innym.:

- Wiedziałem. - Wyrwał mnie z zamyśleń i kontynuował. - Chciałem zobaczyć, czy się poddasz. Na twoje szczęście udało ci się i znowu mogę stwierdzić, że jesteś jednym z moich najlepszych wyborów. - Zbliżył się mnie, po czym położył swoją dłoń na moim policzku gładząc go co chwilę. - Jesteś taką moją bronią idealną, której nabojami są zdolności gaisenten'a. - Przy ostatnich słowach zaczął się oddalać zostawiając po sobie jedynie smugę czarnego dymu. Kiedy już zniknął z zasięgu moich oczu zaczęłam drżeć. Nie mogłam tego opanować, czułam jak pracuje mi każdy mięsień, jak szybko się męczy i jak się kurczy. Nie mogłam przez to ustać na nogach. Za każdym razem to samo - strach. Kiedy jest w bezpiecznej odległości czuje się odważnie i bezpiecznie, jednak kiedy stanie tuż przede mną i popatrzy swoimi ohydnymi ślepiam, potrafię wyczuć jad w jego oczach, który mnie automatycznie paraliżuje. Nienawidzę tego uczucia. Chce się już obudzić, teraz, w tym momencie mam dość! Krzyknęłam w głowię zamykając mocno oczy jednak nic to nie dało. Upadłam bezwładnie na ziemie, patrząc się przed siebie pustym spojrzeniem. Poczułam się jak kukła - bezduszna, zależna od właściciela, uzależniona od osoby sterującej i taka pusta. Już od dawna nie miałam czasu, żeby się nad sobą zastanowić, a teraz? Leże sparaliżowana, czekając aż ten okropny koszmar się skończy. Mówiąc "koszmar" nie miałam na myśli tego snu.

Gorące płomienie zaczęły mi drażnić policzki przez co od razu otworzyłam oczy i usiadłam do pionu. Księżyc już widniał na niebie, a przez las przemieszczał się ciężki wiatr. Spojrzałam przed siebie i zauważyłam Yahiko odwróconego do mnie plecami. Mam się odezwać i powiedzieć, że już wstałam? W ogóle co się...:

- Co ja tutaj robię? - Zapytałam obojętnie szybko wstając. Lekko zaskoczony odwrócił się tak jakbym wytrąciła go z wielkich przemyśleń. Wielkich planów. Dlaczego każde słowo wypowiedziane o nim, przypomina mi o wszystkim co działo się kiedyś.:

- Wygrałaś. Po oględzinach każdy uznał, że nadajesz do Akatsuki i właśnie zmierzamy do siedziby. Bylibyśmy już w drodze, ale Komuru uznał, że niedługo się obudzisz więc posadził cię tu i zniknął. Dlatego ruszajmy. - Nakazał po czym zaczął iść w głębsze zakątki lasu. No jasne, jak mogłam pomyśleć, że on będzie mnie nieść do samej organizacji. Takie coś w ogóle nie powinno mi przejść przez myśl. On nie powinien mi chodzić po głowie bo przecież czyta każde moje słowo. Jesteś tu... Jesteś w mojej głowie, prawda? Czuje to.

Szłam powoli za nim, uważając na każdy krok. Nadal byłam osłabiona po walce z Sayuri, ale gorzej podziałała na mnie wielka utrata krwi. Ciekawi mnie jakim cudem jeszcze żyje. Po co mi to cholerne życie? Już kilka razy miałam szanse żeby odejść, ale za każdym razem ktoś musi mi pomóc. Ale czy to znaczy, że Yahiko mi pomógł?:

Alice w krainie Akatsuki - "Iluzja"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz