„Diabeł się przebiera za anioła, gdy chce duszę ludzką na zgubę wyprowadzić."
Patrzenie na jego twarz po tak długim czasie było jak lekarstwo. Blond włosy miał zaczesane na bok, twarz pokrywał lekki zarost, a oczy... Te błękitne oczy, były tak ciepłe. A później dostałem plaskacza w twarz, który sprowadził mnie na ziemie. "To nie jest Daniel" rozbrzmiewało w mojej głowie i odbijało się po niej echem. Zacisnąłem usta w wąską linię starając się pogodzić z faktem, że przedwcześnie się ucieszyłem. Byłem pewien, że to mój przyjaciel, zapomniałem przy tym, że nie odzywał się do mnie i już nie był moim przyjacielem.
- Chodzą plotki, że sobie nadal nie radzicie. - Wypowiedział chłopak miękkim głosem i uniósł brwi. Loris się spiął. Nie zdziwiło mnie to szczególnie zważywszy na jego nadęte ego. Nikt z taką osobowością nie lubił, kiedy ktoś podważał jego zasługi. Szczególnie w tak dosadny sposób.
- Radzimy, jest o wiele lepiej niż było... Czemu Loris nie wiedział, że się pojawisz? – Otworzyłem szeroko oczy cały czas wpatrując się w chłopaka. Ten natychmiast delikatnie się uśmiechnął i spojrzał w moje oczy.
- Nasza rada zauważyła, że ataki nie ustały, a tylko zmieniły częstotliwość. Loris musi cię pilnować, dlatego nie wołali go do siebie tylko przysłali mnie tu. – Odparł natychmiast. Rzeczywiście, jego słowa miały sens. Nawet Loris się lekko rozluźnił, jednak przysiadł na blacie w kuchni i cały czas mierzył chłopaka wzrokiem.
Nadszedł czas, żeby lepiej się poznać, a właściwie liczyło się, żeby to chłopcy się dograli. Ja miałem zupełnie inne plany. Skoro miałem już dwóch obrońców, po wcześniejszej konsultacji – tak, wyciągnąłem wnioski z poprzedniej akcji i długiej, pełnej sarkazmu pogadanki Lorisa – postanowiłem zaprosić Romana. Bardzo się ucieszyłem, gdy odpisał, że z chęcią wpadnie. Nadal nie dowiedziałem się, co dzieje się między nim, a Lisą. I wciąż miałem mu parę rzeczy do wyjaśnienia, dlatego wcześniej przygotowałem się do tej rozmowy, a trochę czasu miałem.
Rzeczywiście, kiedy wybiła 19:00 Roman zadzwonił do moich drzwi. Był cholernie punktualny. Mimowolnie się uśmiechnąłem otwierając mu.
- Cześć dzieciaku. Trochę zleciało od mojej ostatniej wizyty u ciebie. Mam nadzieje, ze dzisiaj inaczej się skończy. – Uniósł brwi i rozebrał się wchodząc do środka. Przygryzłem dolną wargę i westchnąłem cicho.
- Szczerze mówiąc niewiele mogę w tej kwestii obiecać, ale wierzę, że będzie inaczej. Chodź, przygotowałem kolacje. Nawet mam wino. – Zaśmiałem się cicho i wskazałem dłonią drogę. Wiedziałem, że w mojej sypialni toczą się poważne rozmowy i prawdę mówiąc cieszyłem się z takiego obrotu sprawy.
- Powiem ci, że to wino chyba się przyda... - Odparł i westchnął cicho – Muszę ci trochę pomarudzić. I wisisz mi wyjaśnienia. Od tego zaczniemy. – Stwierdził poważnie, ale niemal natychmiast uśmiechnął się. – Spokojnie, nie będę ciągnął za język, jeśli nie chcesz mówić. Widzę, że jest lepiej. Bardzo mnie to cieszy, martwiłem się. – Poklepał mnie po ramieniu i usiadł wygodnie.
- Właściwie powiedziałem ci wtedy większość... Ale rzeczywiście, jest trochę lepiej. I... Rany nie masz pojęcia jak się cieszę, że nie muszę cię witać półnagi. – Parsknąłem śmiechem nalewając nam wino. – Smacznego. I od razu opowiadaj. – Otworzyłem szeroko oczy.
- Ja już nie mam siły Roman. Nie wiem co się dzieje z Lisą. Nigdy taka nie była. Leo ją nie obchodzi. Ja ją nie obchodzę... Myślałem nawet, że może ma jakieś problemy. Później pomyślałem, że może jest w ciąży... - Nie powiem, wizja kolejnego małego Romana wywołała na mojej twarzy uśmiech. – Ale nie. Nie jest. I nie umiem z nią rozmawiać. Nic się nie poprawia. Jesteśmy ja z Leo i ona... Nie ma nas. Czasem wydaje mi się, że ona już mnie po prostu nie kocha... A i sam czasem wątpię czy łączy nas coś więcej niż przyzwyczajenie... To młoda dziewczyna, ja jestem starszy. Może już jej nie pociągam. – Wyrzucił z siebie niemal na jednym wdechu. Westchnąłem cicho i wzdrygnąłem się słysząc obok znajomy głos.
CZYTASZ
amorphous (Roman Bürki x Roman Weidenfeller)
FanfictionI pewnie myślisz, że świat to tylko materia, którą widzisz. Nie dostrzegasz tego, co ukrywa się gdzieś za Twoimi plecami. Ograniczasz się, myśląc, że niczego innego nie ma. Nie wiesz jednak, że na każdym rogu czai się bezkształtny twór, który rządzi...