little unsteady

59 4 2
                                    


„W szczęściu znika! Pojawia się w złe chwile.
Z czarnego robi białe... na siłę!"



Promienie słońca w Dortmundzie wydawały się dzisiaj bardzo uciążliwe. Z samego rana wpadły do mojego pokoju budząc mnie i oślepiając. Zerknąłem na zegarek przeczesując palcami swoje roztrzepane po nocy włosy. To znów nie była noc marzeń. Wciąż przed oczami pojawiał mi się obraz sprzed paru dni.

Czarna zjawa spacerująca po moim suficie.

Westchnąłem ciężko i powoli uniosłem się na łokciu i wyjrzałem przez okno mrużąc oczy. Wiedziałem, że nie ma szans na dłuższe spanie, za półtorej godziny miał odbyć się ostatni trening przed jutrzejszym meczem, bardzo ważnym zresztą. Niestety, ostatnimi czasy miałem dziwne, wręcz nienaturalne spadki formy. Niejednokrotnie dostawałem już ostrzeżenia, zarówno od trenera, jak i od władz klubu.

Nie może tak być, Roman. Zdajesz sobie sprawę, że jesteś naszym numerem jeden, potrzebujemy bramkarza, który będzie grał na stałym poziomie. Roman nie jest już w stanie pociągnąć tylu meczów. Musisz wziąć się w garść, albo podjąć jakąś terapie, jeśli masz problem.

I miałem problem, straszny problem, jednak nie wydawało mi się, żeby jakikolwiek terapeuta mógł mi pomóc. Nikt mi nie wierzył, a w gruncie rzeczy nawet nikomu na dobrą sprawę nie powiedziałem, na czym polega mój problem. Mało tego, jedyną osobą która miała jakiekolwiek pojęcie o tym, że mam poważny problem była Lilian. Ona jedyna zauważyła, że jestem jakiś „nieswój" i ciągle wyglądam na przerażonego. Bo taki byłem.

Wybrałem z szafy białą koszulkę oraz jasne spodnie, po czym zabierając ręcznik poszedłem do łazienki. Mieszkanie samemu zaczynało być uciążliwe. Sześć lat związku, dzielenie przestrzeni z drugą osobą dawało swego rodzaju wygodę. Wszystko zawsze było na miejscu, czekało na mnie ciepło drugiego ciała. Teraz? Wszystko było puste. Wręcz wydawałoby się, że czarna zjawa była jedynym gościem w moim domu. Sprawnie wziąłem zimny prysznic, który miał do końca mnie rozbudzić, po czym ubrałem się, ułożyłem włosy i zabrałem torbę treningową upewniając się wcześniej, że niczego mi nie brakuje.

Po porannej toalecie poszedłem do kuchni, zjadłem śniadanie, które zaplanowałem sobie poprzedniego dnia i chowając do kieszeni spodni telefon i chwytając klucze wyszedłem z domu zamykając drzwi. Wsiadłem do auta i ruszyłem uliczkami Dortmundu w stronę Signal Iduna Parku. Musiałem przyznać przed samym sobą, że mimo kiepskiej nocy czułem się nadwyraz dobrze – biorąc pod uwagę ostatnie tygodnie. Wyciągnąłem ze schowka akredytacje sportową, uprawniającą mnie do wjazdu na teren stadionu. Zająłem swoje stałe miejsce i udałem się prosto do szatni. Tam oczywiście panowała wrzawa jak zawsze.

- Jest i nasz pan playboy! – Usłyszałem na dzień dobry. Raczej nigdy nie skarżyłem się na ten pseudonim, choć wewnętrznie za każdym razem trafiał mnie szlag. Nie miałem kompletnie nic wspólnego z playboyem. Zupełnie nie w głowie były mi „panienki" i zabawianie się nimi. Jedyne co truło moją głowę to paranormalne zjawiska kręcące się dookoła mnie. Wywróciłem oczami i położyłem rzeczy przy swojej szafce.

- Aż tak się stęskniliście? Widzieliśmy się niecałe 24 godziny temu. – Wzruszyłem ramionami. Byłem trochę podenerwowany i zdecydowanie nie po drodze było mi do żartów. Niemal natychmiast zacząłem się przebierać, przez co oczywiście poczułem na sobie spojrzenia całej drużyny.

- Znowu nie w humorze? Roman, musisz się opamiętać. Wszyscy wiemy, że całkiem niedawno zakończyłeś związek, ale do cholery.. Nie da się z tobą wytrzymać. – Mruknął Marco i zabierając swoje rzeczy wyszedł z szatni. Zacisnąłem zęby i pokręciłem głową.

Gdyby chociaż faktycznie chodziło o zakończenie związku...

Nie odezwałem się ani słowem, zabrałem wodę i rękawice wychodząc na murawę. Tuż przy wyjsciu miałem wrażenie, jakby ktoś przemknął obok mnie. Obróciłem twarz, jednak nikogo nie dostrzegłem, więc wziąłem to za zwykłe przywidzenie. Nie trzeba było czekać długo, żeby trening się rozpoczął. Niewytłumaczalnie, w momencie stałem się wyjątkowo spokojny, już dawno się tak nie czułem. Biegałem razem z chłopakami, nawet przez moment pomyślałem, że to wszystko było złym snem i wszystko wraca do normy.

Jakże bardzo się myliłem.

Najpierw zacząłem się potykać, na prostej powierzchni murawy. Zwykła nieostrożność – tak skwitowałem to w myślach. Jednak kiedy rozpocząłem trening bramkarski wszystko się pokomplikowało. Trener wykopał w moją stronę piłkę – ćwiczyliśmy rzuty karne. Chcąc rzucić się w celu złapania piłki poczułem w łydce piekielny skurcz. Po raz pierwszy w życiu poczułem taki ból. Z moich ust wydobył się krzyk, upadłem, a w moją stronę natychmiast podbiegł fizjoterapeuta, odczytując z mojego zachowania, że musi to być skurcz. Odwinął moją skarpetkę i wzdrygnął się momentalnie.

Przeniosłem swój wzrok na łydke i zrozumiałem dlaczego to zrobił. Była na niej odbita dłoń, zaciskała się na moim mięśniu, aż nagle w miejscu palców z mojego ciała wypłynęła krew. Syknąłem po raz kolejny, czując jak po moich policzkach spływają łzy.

- Nie mam pojęcia co to jest, nigdy nie spotkałem się z krwawiącym skurczem... - Mężczyzna spojrzał na lekarza.

- Musimy to opatrzyć... - Odparł lekarz sięgając do torby medycznej. Potrząsnąłem głową.

- Nie... Dajcie mi wodę. Dajcie mi zwykłą wodę... - Poprosiłem cicho. W momencie butelkę wody podał mi Sokratis. Odkręciłem butelkę i zagryzłem wargę polewając wodą swoją łydkę. Rana w momencie zniknęła, a rew przestała się sączyć.

- Co to...? Roman co to było do cholery? – Usłyszałem pytanie moich znajomych. I chyba pierwszy raz dostrzegłem na twarzach otaczających mnie ludzi strach.

- Ja... Nie wiem co się dzieje.... Nie umiem tego... Muszę iść... - Pisnąłem i po prostu stamtąd uciekłem. Jak największy tchórz.

[...]

Była już 22:00. Po ty wszystkim co wydarzyło się dzisiejszego dnia jedyne o czym marzyłem to sen i wcześniejsza rozmowa z Lilian. Bardzo dużo myślałem, próbowałem znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie tego wszystkiego, jednak nie potrafiłem takowego znaleźć.

- ... I wtedy polałem to wodą i wszystko zniknęło... A oni teraz się mnie boją. – Zakończyłem swój wywód patrząc na ukrytą na małym ekranie twarz dziewczyny. Ta westchnęła cicho.

- Nie mam pojęcia jak można to wytłumaczyć.. Jesteś pewien, że leciała ci krew? Rany Roman, to nie jest normalne, nie powinieneś się dziwić, że ktoś się przestraszył.. Musisz jakoś dać sobie pomóc. Wróć do Szwajcarii, idź do psychologa... Albo.. No nie wiem.. Mówisz, że widzisz zjawy... Może do jakiegoś egzorcysty...? – Jej wypowiedź nie brzmiała przekonująco. Nie była pewna swojego wywodu ale starała się. I w gruncie rzeczy odwiedziny u egzorcysty mogłyby faktycznie dać mi chociaż jakieś informacje.

- Musze jakoś dokończyć sezon... Michael jest na mnie wściekły, nie mogą na mnie polegać. Muszę wziąć się w garść. – Szepnąłem i znów zerknąłem na ekran. Momentalnie uniosłem brew widząc wyraz twarzy Lilian. – Wszystko w porządku...? – Zapytałem niepewnie.

- Czy możesz... Troszkę obrócić telefon...? – Zapytała, a kiedy to zrobiłem zamarła. Obróciłem głowę na bok w kierunku który wskazała, mój telefon nagle się wyłączył a ja stłumiłem swój krzyk.

- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy, Roman. – Postać stojąca obok mnie wyłoniła się i pokazała mi o wiele bardziej. Przyłożyłem dłoń do ust po raz kolejny dziś czując jak po moich policzkach spływają łzy.

Chłodna dłoń przesunęła po moich policzkach ścierając z nich gorące kropelki.

- Jestem tu, żeby Cię chronić. Nazywam się Loris. – Aksamitny głos mężczyzny odbił się echem po mojej głowie.

Chronić mnie... Czy to mogła być prawda?

amorphous (Roman Bürki x Roman Weidenfeller)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz