now, try ignoring him

31 3 0
                                    




"[...] Albowiem niepewność jest najstraszliwszą ze wszystkich tortur"


           

Loris

Nieustanne słuchanie myśli Romana oraz paplaniny Oscara powoli doprowadzało mnie do szaleństwa. Dzisiaj nastąpiło apogeum i wieś o tym, że mam się stawić w Radzie, która z jednej strony mnie dziwiła i denerwowała, jednocześnie była wspaniałą odskocznią i jedyną rozrywką. Roman miał opiekę, zresztą od pierwszej chwili wolał rozmawiać z tym całym Oscarem niż ze mną. Wszystko przez Daniela. Nie znałem tego chłopaka osobiście, ale nienawidziłem go za siebie i Romana jednocześnie. W końcu jaki przyjaciel wypina się do ciebie zadem, bo ty rozstajesz się z dziewczyną?

Chore.

W tym momencie, będąc w drodze do Rady w sumie odpoczywałem, ale gdzieś z tyłu głowy cały czas byłem zaniepokojony. Sam nie wiedziałem dlaczego. Wydawało mi się, że Oscar jest odpowiedzialny, a jednak się martwiłem. Martwiłem się o tego cholernego niewdzięcznika, który przy najbliższej okazji sprzedałby mnie diabłu. Chronienie go to była jednak moja praca, której byłem bardzo oddany. Zresztą, fakt, że nie lubi mnie nie powodował, że miałem go za złego człowieka. Roman jest wyjątkowo dobrą osobą, aż za dobrą i dlatego ciągle obrywa i ciągle się obwinia. W koło Macieju. W każdym razie już długo nie słyszałem od niego kompletnie nic, co było naprawdę dziwne i zaczęło mnie zastanawiać. Nie mógł kompletnie przestać myśleć, przecież nawet kiedy spał to o czymś śnił.

Pokręciłem głową na boki i wtedy znikąd do mojej głowy dotarła myśl.

Loris, gdzie jesteś... boje się.

Momentalnie się zatrzymałem czują jak po moich plecach przechodzi zimny dreszcz. Wiedziałem, że ta sierota Oscar sobie nie poradzi. Wiedziałem to od początku. Najszybciej jak umiałem przeniosłem się do Romana, a to co zobaczyłem zmroziło mi krew w żyłach. Ciało chłopaka leżało bezwładnie na łóżku, w kałuży krwi, jego twarz była pocięta, tak samo obnażona klatka piersiowa. Te symbole... Te znaki...

Amorphous.

Oczy Romana były zamknięte, nie oddychał, a z jego ran wciąż wypływała krew. Nawet nie wiedziałem, czy możliwe, że on nadal żyje. Kurwa mać.

- Dlaczego mu nie pomogłeś?! – Wrzasnąłem, ale dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że odpowiedź nie nadchodzi. Obróciłem się i moim oczom ukazało się leżące w kącie ciało Oscara, oparte o ścianę. Jęczał tylko jakieś zdania, których nie umiałem zrozumieć.

Co miałem teraz zrobić do cholery?! W pierwszej chwili pomyślałem, że może tak jak zawsze wszystko cofnie woda, więc spróbowałem delikatnie zwilżyć ranę Romana, jednak ta nie reagowała. Zdębiałem. Nawet nie zawracałem sobie głowy Oscarem. Trzeba było jak najszybciej pomóc Romanowi, jeśli miał przeżyć to starcie. Przekląłem w myślach. Nawet nie wiedziałem jak mam kogoś powiadomić. Wpadłem jednak z trudem na pomysł odwiedzenia Romana Weidenfellera.

Tak, potrafiłem stawać się prawie cielesny, jednak kosztowało mnie to wyjątkowe pokłady energii i wciąż był tylko jeden człowiek który mógł mnie widzieć... Wyjątkiem była Lilian, koleżanka Romana, ale ona i tak nie wiele mogłaby wskórać. Tak jak poprzednio momentalnie przeniosłem się do domu Weidenfellera i odnalazłem go. Ułożyłem dłoń na jego ramieniu, a ten wzdrygnął się czując zimno. Skupiłem się jak tylko mogłem i stanąłem bliżej.

- Roman, nie zwariowałeś... Jedź do Romana, musisz go ratować! – Wykrzyczałem i najwyraźniej udało mi się ukazać Weidenfellerowi, gdyż upuścił szklankę, którą trzymał w ręce.

amorphous (Roman Bürki x Roman Weidenfeller)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz