Chapter 3

268 26 0
                                    

Dzień zawodów. Przygotowywałam się do tego przez ostatnie miesiące. Pierwszą konkurencją jest bieg, droga nie jest wyznaczona tylko linia mety, nie ważne jak do niej dotrzesz byle byś dotarł. Jest pięciu zwycięzców. Wchodzą oni potem w skład drużyny, bo bieg, tak naprawdę, to tylko eliminacje. Prawdziwa olimpiada zaczyna się dwa dni później i biorą w niej udział dwa zespoły. Jeden z naszaj watahy, drugi z sąsiedniej. To tradycja od wielu pokoleń choć dyscypliny się trochę zmieniły. Od zawsze chciałam wziąść w niej udział, nigdy nie startowała żadna dziewczyna, żadna omega.

Wstałam z łóżka już około godziny 6:00, nie mogłam spać. Na parapecie stał niebieski kwiatek, ten sam co u Ciebie na grobie. Uśmiechnęłam się smutno.

- Życz mi powodzenia-szepnęłam.

Naszykowałam się szybko, umyłam. Założyłam czarne leginsy za konalo i niebieską podkoszulkę. W kuchni zrobiłam sobie jako sadzone z tostami które popiłam sokiem z aronii. Nie spieszyłam się. Dochodziło wpół do ósmej gdy wyszykowałam się do końca. Początek biegu miał zacząć się za pół godziny, wyszłam z domu na szybko związójąc włosy w kitkę.

Na tarasie naciągnęłam na stopy czrne trampki. Nie zamykłam domu, i tak nikt się tu nie zapuszcza zbyt często, a nawet jeśli to ta zbłąkana dusza i tak nie miała by czego kraść. Jedyne co tu znajdzie to różnego rodzaju suszone rośliny, napary, maści lecznicze. Ale i tak nikt w stadzie nie będzie wiedział jak ich odpowiednio użyć.

Podreptałam powoli przed siebie, w głowie powtarzałam drogę którą zamierzałam pobiec. Sprawdziłam każdą trasę którą można było obrać przez ostatnie dwa miesiące. Na ćwiczeniach i obliczeniach siedziałam większość wolnego czasu. Wiedziałam że wyrobie się i będę w piątce jeśli wszytko pójdzie gładko.

Nie patrzyłam dokąd idę, podobnie jak osoba która uderzyła mnie barkiem. Uniosłam główe patrząc na przechodnia, rude włosy odbijały słońce przeświecające przez gałęzie, piegi jakby namnożyły się na nosie i policzkach. Mój wspaniały humor od razu zaczął opadać gdy uświadomiłam sobie kto stoi przede mną. Przypomniał mi się dzień który zapoczątkował nasz konflikt.

-Uważaj jak łazisz wiedźmo- syknął prostując sie i przywracając moje myśli na ziemię.

Przywykłam do obelg które rzucał w moją stronę. Znałam praktycznie każdą jego odzywkę na pamięć. Nie zamierzałam się jednak odgryzać bo straciła bym cenny czas, nie mogłam przecież spóźnić się przez tego pajaca. A nasze małe wymiany zdań, które można by nazwać wojnami, potrafiły trwać naprawdę długo. Obróciłam się na pięcie i pobiegłam kawałek żeby zejść z pola jego widzenia, nie uciekałam, to był taktyczny odwrót. Miałam nadzieję że rudzielec nie bierze udziału w biegu. Pobiegłam na linie startu, przy okazji się rozgrzewając.

Na niewielkiej polance roiło się od osób z watahy, alfy i nieliczne bety stały na środku rozgrzewajac się, oczywiście WSZYSCY to byli faceci. Jakie więc było zdiwienie gdy weszłam w ich szeregi i również zaczęłam rozciągać swoje ciało.

-Hej, co tu robisz karzełku?-ciepła ręką wylądowała na moim barku, odwróciłam się do szczerzącej sie do mnie Bety.

-Rozgrzewam się, nie widać -zrobiłam skłon do stóp potwierdzając swoje słowa, strącając tym samym rękę chłopaka- i nie jestem karzełkiem, mam 172cm wzrostu. To wcale nie tak mało Clark.- mruknełam niezadowolona z określenia.

Clark był jednym z niewielu osób z watahy które można było znieść. Był straszy ode mnie o 4 lata, jednak zachowywał się jak totalny dzieciak. Do życia i przyszłości podchodził z uśmiechem, zawsze pozytywnie i traktował mnie normalnie. Nie jak znaczna większość stada, która uważała mnie za wiedźme albo gorzej.

-W porównaniu z moimi 190cm to mało konusie poza tym, widzę, nie rozumiem tylko dlaczego?- uniósł brwi pytająco, dałej się uśmiechając.

Westchnełam w duchu, on sie zgrywa czy serio jest taki niedomyślny? Jednak z chłopcami, zwłaszcza alfami, trzeba jaśniej, myślałam że skoro jest betą to jest mądrzejszy. Wyprostowałam się, zaprzestając ćwiczeń i spojrzałam na niego zadzierając trochę głowę

-Ponieważ biorę udział w biegu.-myślał chwilę nad tym co powiedziałam rozszerzając oczy z niedowierzaniem.

I'm Not Just...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz