Chapter 8

165 15 0
                                    

Bardzo późno, ale jest. Łapcie rozdzialik. 🤣

×××××××××××

Chłopak postawił mnie a ja pociągnęłam za klamkę. Kulejąc i opierając się o ściany, wtoczyłam się wgłąb korytarza. Weszłam do małego pomieszczenia, po prawo, zapełnionego od góry do dołu pułkami, z różnymi ziołami, maściami i innymi tego rodzaju. Chłopach popatrzył na to z rezerwą i lekką obawą.

-To co tu masz ci wystarczy? Może przynieść ci jakieś leki, tabletki zamiast tych ziółek?- Clark stał w progu rozglądając się po półkach.

Widziałam że jest poddenerwowany, jego oczy przeskakiwały między słoikami, pudełeczkami, fiolkami i drewnianymi pojemniczkami, szukając niewiadomo czego. Pewnie szukał jakiegoś słoja w którym trzymam gałki oczne w formalinie, w końcu wataha uważa mnie za wiedźmę. Krążą różne legendy o tym co trzymam w mojej piwnicy. Zaśmiałam się pod nosem opierając o pułki.

-Jeśli oszukasz skrzydeł nietoperzy, gałek ocznych i części ciała w formalinie to są w pudle.- wskazałam średnią drewnianą skrzynkę stojąca w rogu zaraz przy wyjściu. Chłopak odskoczył jak poparzony jak najdalej a ja starałam się złapać oddech między salwami śmiechu. Otarłam łezki które zebrały mi się w kącikach oczu.

-To nie było zabawne!- krzyknął dalej zaciskając dłoń na koszulce, gdzie znajdowało się serce. Miałam przedni humor po tym żarcie.

-Oh...zmienił byś zdanie gdybyś widział swoją minę.- powiedziałam dalej chichocząc. Zdjęłam z półek kilka ziół. Beta spojrzał na mnie z pod byka, obrażony. Chyba uraziłam jego męską dumę. Pokręciłam głową rozbawiona i wzruszyłam niewinnie ramionami.

Po kilku minutach trzymałam już wszystkie potrzebne mi składniki. Ułożyłam pudełeczko fiolkę i trzy słoiki wygodniej w ramionach.

Wejście do pomieszczenia i wzięcie potrzebnych składników było łatwe, problemem okazało się wyjście i przejście do kuchni. Nie mogłam podeprzeć się ścian podczas chodzenia bo miałam zajęte ręce. Do pomocy miałam Clarka, jednak ten dalej stał, obrażony niczym dziecko, podpierając ścianę. Nie wyglądał na chętnego do pomocy, skrzyżował ręce na piersi, uciekając wzrokiem od mojej osoby. Moja wewnętrzna omega warknęła zirytowana jego dziecinnym zachowaniem.  Faceci i to ich ego. Fuknęła niezadowolona w mojej głowie.

-Clark.-mruknęłam przeciągając samogłoskę i uśmiechając się słodko.

Beta zerknął na mnie z pod przymrużonych powiek. Poszerzyłam uśmiech dalej patrząc na niego z niemą prośbą. Zacisnął szczękę i zpowrotem odwrócił wzrok.  Widziałam że zastanawia się czy pomóc, i narazić się tym samym na więcej wrednych żartów, czy olać mnie i wyjść z domu. A skoro się zastanawiał to już wygrałam, powstrzymałam jednak zwycięski uśmiech, cisnący mi się na usta, i dalej patrzyłam na niego prosząco. Będąc omegą, trzeba to umieć wykorzystać. Usłyszałam westchnienie i skrzypienie desek podłogowych, Clark stanął przede mną, patrząc z politowaniem i lekkim uśmiechem.

-Wytłumacz mi proszę, jakim cudem nie jestem w stanie się na ciebie gniewać?-zapytał.

-Urok omegi.- odparłam, uśmiechając się krzywo.

Przejechał po mnie wzrokiem, jakby coś oceniał. Nie był to jednak wzrok typu "chcę cię przelecieć", więc przekrzywiłam głowę nie rozumiejąc nad czym się zastanawia. Jego uśmiech się poszerzył a on nachylił się żeby złapać mnie jedną ręką pod łopatkami, a drugą, pod kolanami. Uniósł mnie na "pannę młodą".

Westchnęłam cierpiętniczo,-Mogłeś po prostu wsiąść kilka słojów.-  zaprotestowałam. On tylko uśmiechnął się głupkowato, jak to on, i wyszedł ze spiżarni. Poszedł korytarzem dalej w głąb domu i skręcił w lewo do kuchni, gdy ją zauważył.

I'm Not Just...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz