7. Syn marnotrawny

399 83 36
                                    

20 listopada, wtorek; 9:45


Syn marnotrawny


Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda Piekło? Czy przyszło wam któregoś dnia na myśl, że chcielibyście je zobaczyć, znaleźć się tam choć na chwilę i, rzecz jasna, zaraz pomknąć do Nieba? My, wierzący, mimo naszych grzechów, także tych, których nie żałujemy, sądzimy lub jesteśmy wręcz przekonani, że mimo wad trafimy do Nieba; że na Piekło zasługują jedynie mordercy i gwałciciele, ludzie, którzy z premedytacją krzywdzą innych, odbierając im życie; fizyczne bądź mentalne, albowiem krzywda często ma charakter psychiczny.

Niewielu jednak zdaje sobie sprawę z tego, że do Piekła można trafić jeszcze za życia. Pomyślicie za pewne: o czym on mówi? Piekło i Nieba jest miejscem przeznaczonym dla dusz, a nie dla śmiertelników, nie dla ciał, które nosimy, nie dla tych marnych powłok, które po śmierci sczernieją i zgniją w ziemi bądź obrócą się w popiół; zarówno w Niebie jak i w Piekle nie ma miejsca dla rzeczy materialnych.

Lecz jednak ja powiadam wam, że trafiłem do Piekła. Teraz, za życia – jestem w nim przez cały czas i to z niego do was piszę, to w nim studiuję swoje notatki i zapisy z konwersacji z moimi rozmówcami, to w nim opracowuję teksty i to z niego dzielę się z wami prawdą.

Zapytacie teraz; no to jak wygląda to Piekło? Jak ono może istnieć na Ziemi, jak ono może być tu i teraz i jak ty możesz się w nim znajdować, no jak?

Piekło jest samo w sobie... umysłem. Moim umysłem. Twoim umysłem. Umysłem twojej przyjaciółki, umysłem sąsiada, umysłem wychowawcy czy szefa. Każdy z nas nosi w sobie Piekło – pielęgnujemy je żalem, wyrzutami sumienia i nienawiścią, a zaniedbujemy poprzez spełnianie marzeń i czynienie dobra.

Moje Piekło ma wygląd budynku, w którym przebywam; dominuje w nim biel i szarość, jak w starych, niemych filmach – podobnie zresztą jest tutaj właśnie z ciszą, która panuje wokół. Zwykle słychać jedynie szelest kartek z notatnika, skrobanie długopisu oraz dźwięk klawiatury mojego komputera, gdy palcami wystukuję na niej słowa.

Nie utrzymuję z nikim kontaktów, gdyż tak jest bezpieczniej – zarówno dla mnie, jak i dla nich. Kontakt ze mną pielęgnuje w innych Piekło, choć w niewielu przypadkach buduje Niebo, jak sądzę. Ja jednak zostałem już pochłonięty przez wyrzuty sumienia oraz żal, przez każdy budulec tego, co siedzi w mojej głowie i nigdy już nie odejdzie.

Zabiłem człowieka.

Zabiłem już dwie osoby.

Nie bezpośrednio, ale jednak – musicie wiedzieć, że czuję się odpowiedzialny za śmierć Kise Ryouty oraz Aomine Daikiego, do których doszło na przełomie ostatniego miesiąca. Czuję się odpowiedzialny i JESTEM odpowiedzialny, albowiem nie wydaje mi się, aby tragiczna ich śmierć zasługiwała na bezduszne i okrutne miano „przypadku".

W moim sercu, w moim Piekle, zagościła nieubłagana myśl, iż to moje posty są powodem, dla którego obaj mężczyźni zginęli. Choć nie mam pewności co do tego, a także dowodów, które w jakikolwiek sposób poparłyby moje twierdzenie, to jednak nie potrafię pozbyć się tego strasznego wrażenia.

Niniejszym pragnę przeprosić rodzinę Kise Ryouty oraz rodzinę Aomine Daikiego... oraz was wszystkich – za to, że dokonano morderstw na nich obu, oraz za to, że planuję dalej prowadzić tego bloga.

Wierzcie mi, że długo nad tym myślałem – od momentu śmierci Aomine, do której doszło 2 listopada (był to zresztą przeddzień publikacji pierwszej wersji dzisiejszego postu), zastanawiałem się, czy zamknąć bloga i nie dopuścić do śmierci kolejnych osób (oczywiście, jeżeli rzeczywiście dochodzi do zabójstw będących odzewem na moje posty), czy dokończyć moje dzieło i wyznać prawdę do samego końca – bezlitośnie, bezwzględnie.

Na wieki wiekówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz