III

1.4K 20 1
                                    

Iwona stała, paląc, na balkonie. Słońce  grzało jej twarz, ale kobieta nie zwracała na nie uwagi. Sięgnęła za to po kolejnego, już piątego papierosa, choć sądziła, że już dawno pozbyła się nałogu, i w zamyśleniu zaciągnęła się nikotyną. Wciąż miała na sobie dżinsy i starą bluzkę, chociaż słynęła
z nienagannej elegancji, a jej półdługie blond loki były w nieładzie. Ksenia nie odziedziczyła jej posągowej urody, mlecznej karnacji, dużych ciemnozielonych oczu ocienionych długimi rzęsami oraz pełnych karminowych ust. Była kopią ojca,ze swymi wyrazistymi rysami, trójkątną twarzą, pojedynczymi piegami na prostym nosie, ciemną oprawą intrygujących jasnoniebieskich oczu ze srebrzystym połyskiem... Także z charakteru była do niego podobna. To dlatego tak świetnie się rozumieli. Jej nigdy nie udało się zbudować z córką tak silnej relacji, jaką miała ona z ojcem, mimo że od jego śmierci minęło już osiem lat. Kobieta rozważała słowa lekarki. Stres pourazowy, trauma, terapia kołatały się w jej głowie. Próbowała porozmawiać z Ksenią na spokojnie, pytała o szkołę, relacje, problemy,
ale córka zarzekała się, oczywiście na piśmie, że nic się nie dzieje, nie wie dlaczego straciła głos, ale na pewno wkrótce wydobrzeje. Uśmiechnęła się nawet, ale łzy czające się w kącikach oczu odbierały jej wiarygodność. Iwona była bezradna. Doszła do wniosku, że nie zmusi córki do mówienia i postanowiła poczekać. Zadowolona z nareszcie podjętej decyzji opuściła balkon i zaczęła szykować się do pracy.
- Wychodzę! Przypilnuj, żeby Ksenia odrobiła lekcje, a potem możesz zabrać ją na rower, obiecałam,
że pójdziemy razem, ale teraz już nie zdążę- rzuciła kobieta w stronę Jacka, który właśnie smażył jajecznicę z boczkiem na obiad, i wybiegła
do biura.
***
Ksenia po wizycie u lekarza zaszyła się w pokoju. Niestety, jego drzwi nie miały zamka, więc dziewczynka zerkała na nie z niepokojem co chwilę i modliła się, żeby "potwór" dał jej spokój, a najlepiej wyszedł i nie wracał. Właśnie kończyła wypracowanie, gdy jej modlitwy nie zostały wysłuchane, a drewniana powłoka otworzyła się z trzaskiem.
O futrynę opierał się naturalnie Jacek z triumfalną miną i uśmiechał się obleśnie.
- Grzeczna z ciebie dziewczynka, moja mała. Stęskniłaś się za wujaszkiem ślicznotko? - mężczyzna zaczął zmierzać w stronę przerażonej dziewczynki, która wydała z siebie nieartykułowany dźwięk i zaczęła cofać się w najdalszy kąt pokoju. Łzy momentalnie poczęły płynąć po jej pobladłych policzkach i skapywać po brodzie, aż wreszcie uderzyła plecami w ścianę.
- Nie uciekniesz przede mną, brudna szmato. Matka ci nie pomoże, bo jej nie obchodzisz. Zawadzasz jej tylko - dopadł do niej, unieruchomił jedną ręką, a drugą zaczął zdzierać z niej bluzę.
- Nic jej nie powiesz, bo wiesz dobrze, że kiedy się dowie, znienawidzi cię
i pozbędzie na dobre - Ksenia rozpaczliwie wyrywała się, ale była bez szans.

***
Jacek miał rację. Nie miała dokąd uciec...

BezradnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz