V

998 18 0
                                    

Oślepiające białe światło. Szum rozmów. Zamęt, poruszenie wokół. Gorączkowo wydawane polecenia. Powiew wiatru na twarzy. Zielony korytarz. Jakieś cienie naradzające się wokół. Potem znowu ciemność.

                              ***
Ksenia powoli otworzyła oczy. Jej powieki były ciężkie, a czaszka pulsowała równym rytmem.  Oślepiająca biel. Zamrugała gwałtownie i z trudnością przekręciła głowę odrobinę w lewo. Obraz powoli się wyostrzył. Na czarnym monitorze jaskrawa krzywa podskakiwała z każdym uderzeniem jej serca. Ze stojącej obok kroplówki miarowo kapał metamizol. Nieco dalej wiatr trzepotał białymi żaluzjami, którymi przysłonięte było okno z zamkiem w klamce. Spróbowała się rozejrzeć, ale uniemożliwił jej to kołnierz ortopedyczny. Szpital. Mogła się domyślić po  tej wszechobecnej sterylnej bieli. Na jej klatce piersiowej spoczywały niezliczone rurki, a w prawą dłoń wbito wenflon. Maska tlenowa jej się przesunęła, ale narkoza wciąż jeszcze działała i otumaniona dziewczyna nie była w stanie podnieść ręki. Lewa noga spoczywała na wyciągu. Ciszę przerywało jedynie rytmiczne pikanie aparatury. Nie wyczuwała niczyjej obecności w pobliżu, więc uspokojona przymknęła oczy i na powrót zapadła w lekką drzemkę. Obudziły ją kroki i nagła jasność, którą zalała pokój. Do sali jak burza wpadła młoda pielęgniarka w różowym kitlu i gwałtownie odsunęła żaluzje, po czym podbiegła do jej łóżka.
- O, obudziłaś się nareszcie! Jestem sistra Ania. Mam nadzieję, że ci nie przeszkadza to światło? Zdecydowanie trzeba tu przewietrzyć... Świeże powietrze dobrze ci zrobi! Miałaś straszny wypadek, jakiś pirat potrącił cię na przejściu. Powinni takich... A, nieważne, najważniejsze, że operacja się udała, masz wstrząs mózgu i złamany kręg, dlatego przez jakiś czas będziesz musiała nosić kołnierz, o twojej nodze nie wspominając, ale nie martw się, wszystko będzie dobrze. Za niedługo narkoza przestanie działać i przestaniesz czuć się zamroczona.  O kurczę, skończyła ci się kroplówka. Zaraz założymy nową...
-Gotowe - zanuciła. Jakbyś czegoś potrzebowała, obok łóżka masz przycisk, którym możesz mnie wezwać. Za godzinkę przyjdzie doktor Mariusz i skontroluje twój stan - Ksenia odetchnęła głęboko, kiedy blond - tornado opuściło pokój.
- Ta kobieta jest niesamowita. Tyle słów na jednym wdechu - pomyślała lekko oszołomiona.
- Ciekawe, gdzie jest mama? Przecież miałam legitymację przy sobie... - Pewnie pracuje...  Ostatnio  prawie nie opuszcza firmy - czuła, jak łzy napływają jej do oczu i szybko zamrugała.
Czas dłużył się unieruchomionej dziewczynie. Z nudów zaczęła obserwować  tłustą muchę na suficie. Wreszcie nawet owada znużył spacer i z brzękiem odleciał. Upływające minuty zdawały się ciągnąć w nieskończoność, aż wreszcie na sali pojawił się zapowiedziany lekarz. Wyglądał na nie więcej niż trzydzieści lat. Rozczochrane, przydługie, brązowe włosy dodawały nieco uroku surowej męskiej twarzy. Ciemne oczy uważnie przeskanowały młodą pacjentkę zza cienkich szkieł drucianych okularów. Na wąskie wargi wypłynął uśmiech.
- Nazywam się doktor Mariusz Jasiński. Jestem ortopedą, operowałem cię. Widziałem twoją kartę zdrowia. Wiele przeszłaś: psychoterapia, próba samobójcza, no i utrata mowy - zawiesił głos znacząco, nieznacznie się zbliżając.
Ksenia wstrzymała oddech i szeroko otwartymi oczami spojrzała na lekarza.
- Twoja kochająca matka przyjedzie tu dopiero po pracy, więc mamy odrobinę czasu na "badanie" - kontynuował siadając na brzegu łóżka i odginając cienką szpitalną kołdrę. Śmiertelnie przerażona dziewczyna drgnęła i spróbowała się odsunąć.
"Jestem bezradna, bezbronna, nikt mnie nie usłyszy. Mamo, dlaczego nigdy cię nie ma, kiedy cię potrzebuję? Czy nawet lekarze krzywdzą zamiast pomagać?" - przez ogarnięty paniką umysł myśli galopowały z zawrotną prędkością.
- Spokojnie, maleńka - chichocząc, Jasiński rozpiął rozporek i położył zimną dłoń na jej kolanie. - Swoją drogą, to musi być bardzo przykre, że jesteś ostatnim punktem na jej liście priorytetów...
 

                             ***
Przeraźliwy krzyk rozniósł się echem po oddziale. Przerażony lekarz wybiegł z jej sali przytrzymując kitel.
- Ona coś sobie ubzdurała, to wariatka! - wrzasnął w stronę siostry oddziałowej, starszej pielęgniarki, korpulentnej kobieciny o poczciwej twarzy, która właśnie wychodziła z recepcji. Domyślając się, co się stało, pospieszyła do 219 - ki, w której leżała młoda ofiara wypadku, milcząca nastolatka pozostawiona sama sobie przez rodzinę.
- Oni wszyscy są tacy sami, dranie. Myślą, że wszystko im wolno. Jak nie młoda pielęgniarka, to pacjentka - zżymała się w duchu, w końcu jeszcze dwadzieścia lat temu musiała użerać się z butnymi ordynatorami i profesorami przekonanymi o swej bezkarności, zresztą nierzadko słusznie.
- Zaraz zadzwonię na policję, dostanie bydlak nauczkę - pomyślała mściwie, naciskając klamkę. Ksenia wciąż krzyczała, gdy starowina wbiegła do sali. Kobieta na jej widok stłumiła gniew, i nie namyślając się długo, podbiegła do jej łóżka i serdecznie przycisnęła rozdygotaną dziewczynę do obfitego biustu szepcząc uspokajające słowa i gładząc ją po potarganych włosach. Ksenia, której tak bardzo brakowało matczynej bliskości i wsparcia przez ostatnie lata, stopniowo wyciszała się, aż w końcu z jej gardła wydobywało się tylko ciche łkanie. Przytuliła się do siostry oddziałowej chowając twarz w jej kitel, sama przestraszona intensywnością swego krzyku po tylu latach milczenia.
- Już wszystko dobrze, dziecinko. A teraz wszystko mi opowiesz...

BezradnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz