Rozdział 10

176 27 0
                                    

  - Już dobrze? - spytał cicho, niemal szeptem, nie chcąc go wystraszyć.
  Skinął głową, jednak wciąż nie wyglądał, jakby chciał odkleić się od chłopaka, który również nie miał nic przeciwko temu. Trwali tak dłuższą chwilę, aż w końcu wrócili o poprzedniej pozycji. Dla potencjalnego widza wyglądali na spokojnych, ale pomiędzy nimi samymi został cień wspomnień. 
  - Co człowiek czuje podczas śmierci? - rzucił Todoroki, niby do siebie.
  Zapytany spojrzał w niebo, przypominając sobie coś, czego nie musiał sobie przypominać, bo zostało to wyryte w jego umyśle jak w kamieniu. Właśnie. W jego umyśle, a nie w pamięci.
  - Nie wiem - stwierdził zgodnie z prawdą, pustym, lekko stęsknionym głosem. - To wiedzą tylko gwiazdy, ale nie umieją mówić, więc trzeba stać się jedną z nich, by się o tym dowiedzieć... - uśmiechnął się lekko. - Śmierć nie jest straszna i nie musisz się jej bać, jeśli chcesz wiedzieć - dodał, spoglądając na rozmówcę, który pokiwał głową. - Sama śmierć nie boli... Nie umiem tego opisać, ale... 
  - Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz - przerwał mu, widząc, że ciężko mu o tym rozmawiać. Zapadła więc cisza, ta okropna, niezręczna cisza, w której człowiek zaczyna się zastanawiać, czy całe jego życie nie było przypadkiem jednym wielkim żartem.
  - Myślałeś kiedyś o samobójstwie? - odezwał się znienacka Midoriya.
  - Tak... Nawet próbowałem to zrobić... - wyznał i zerknął na chłopaka, zastanawiając się, co od niego usłyszy.
  - Ale nie zrobiłeś tego, i to mnie cieszy - stwierdził głosem, który nagle wydał się odległy i senny, jakby mówiący naprawdę był duchem... A nie, chwila. Przecież był. - Ludzie, którzy nie chcieli czekać na lepsze jutro, nie dostają go nawet tam, bo szybko umrą znowu... - wyciągnął rękę do nieba i chwilę patrzył w księżyc nieobecnym wzrokiem. - Nie znam się na fizyce, ale gwiazda też może umrzeć - zakończył niezręcznie normalnym głosem.
  - Nie do końca - stwierdził. - Gdy gwiazda zużyje wszystkie lżejsze atomy w reakcji syntezy jądrowej, dochodzi do eksplozji i wszystkie pierwiastki ciężkie są rozrzucane dookoła. I powstaje mgławica. Czasami jądro dużych gwiazd zapada się i tworzy się czarna dziura, ale to dość rzadki przypadek. Co...?
  - Sporo wiesz na ten temat - wykrztusił, wciąż patrząc się na rozmówcę wielkimi oczami pełnymi zachwytu i niedowierzania. 
  - Astronomia jest ciekawa, i tyle - wzruszył ramionami, chcąc uprzedzić pochwały. Nie, żeby nie sprawiały mu one przyjemności, ale wrodzona skromność nie pozwalała mu skupiać się tylko na sobie. Już chciał coś powiedzieć, by zejść z tego tematu, gdy przerwał mu cichy świergot i trzepot skrzydeł. Midoriya wychylił się z promiennym uśmiechem i wyciągnął rękę, na której natychmiast usiadł znajomy ptak.
  - Ach, to ty - mruknął Todoroki, z lekkim rozbawieniem uświadamiając sobie, że za każdym razem ów upierdliwiec przerywa mu przyjemną chwilę.
  - Znacie się? - zdziwił się chłopak, delikatnie głaszcząc zwierzę po łebku.
  - Powiedzmy...
  W tym momencie ptak zamachał skrzydłami i zaskrzeczał coś zupełnie nie po ptasiemu, a palec, na którym siedział, zatrząsł się nieznacznie.
  - Poważnie? Nazwałeś go nekrofilem? - słysząc odpowiedź twierdzącą, Midoriya zaśmiał się głośno, znów wprowadzając serce perfekcjonisty siedzącego obok w dziwny stan upojenia. - Wiesz co? 
  - Co? - nie miał pojęcia, czemu, ale poczuł, czy też może wywnioskował z wyrazu twarzy, że rozmówca chce mu powiedzieć coś ważnego.
  - Mam wrażenie, że możesz mnie ożywić... - szepnął całkowicie poważnie, spoglądając w niebo, które samo nie wiedziało, czy ma padać, czy może ma być bezchmurnie. 
  - O... ożywić? - zdumiał się Todoroki. 
  - Tak - wciąż na niego nie patrzył. Mówił jakby do siebie; wydawał się być nieobecny, jak przed kilkoma minutami. - Kiedy człowiek zmienia się w strażnika, musi tak jakby przespać całe swoje życie, zanim się obudzi i będzie gotowy do ożywienia. Ale są przypadki, w których strażnicy zostali ożywieni, zanim się obudzili, a wtedy... - jak na zawołanie zawiał wiatr, a księżyc wychynął zza chmur, oblewając bladą twarz srebrnym, przerażającym, lecz zachwycającym blaskiem - umrą. 
  - Ale, jak umrą? Przecież, jeśli dostaną to nowe życie, to wciąż będą musieli umrzeć... - chłopak przekrzywił głowę, starając się dostrzec sens w jego słowach, zanim ten zostanie mu wskazany. Nie udało mu się.
  - Nie znasz pojęcia "śmierć ostateczna"? - malachitowe oczy błysnęły, słodko, ale przerażająco, gdy po zagajniku poniósł się głos jak groźba. - Wtedy umiera nie tylko ciało, ale także świadomość. Istniejesz, ale o tym nie wiesz, bo nie jesteś w stanie wiedzieć ani myśleć o niczym. Z punktu widzenia świata - jego dłoń uniosła się i zacisnęła w pięść, jakby chciała złapać księżyc i go zmiażdżyć - znikasz.
  - Czy ktoś taki może zamienić się w gwiazdę? - spytał wolno, nie wiedzieć czemu, zdjęty nagłym strachem.
  - Nie. Tacy ludzie wracają tam, skąd przyszli.
  - Czyli gdzie?
  - A bo ja wiem? - zapytał nagle normalnym głosem, trochę zapadając się w sobie. - Ale to nic złego. Podobno, gdy będzie się gwiazdą, można do nich pójść i na chwilę przywrócić im świadomość. 
  - Acha. - Wybitne stwierdzenie zabrzmiało echem w ciszy, która między nimi zapadła, tym razem nie niezręcznej, a pełnej oczekiwania i czegoś, czego nie potrafili określić... - Naprawdę myślisz, że mogę cię ożywić?
  Midoriya wzdrygnął się nieco na nagłe pytanie.
  - Tak... - stwierdził z pewnym wahaniem, wbijając wzrok w ziemię. - Jutro będzie pełnia. Wtedy będę miał całkiem cielesną formę i będę mógł stąd pójść. A kiedy to zrobię i nie wrócę, to zmienię się z powrotem w człowieka - uśmiechnął się z błyszczącymi oczyma, przyglądając się swoim stopom, czy może raczej temu, czym na razie były. 
  - Jeżeli to takie proste, to czemu sam tego nie zrobiłeś? - uniósł jedną brew, patrząc z powątpiewaniem na rozmówcę. 
  - Bo... - speszył się nagle, a Todoroki, widząc to, przeklął w myślach swoją wyuczoną przez tyle lat nieufność do ludzi i tego, co mówią. - Do tego potrzebna jest inna osoba. Kiedy już pójdę, będę musiał przebywać w towarzystwie tej osoby do następnej pełni.
  - I do czegoś takiego mam ci się przydać ja? - mimo wszystko, zrobiło mu się bardzo przyjemnie, gdy idealny środek odurzający dla jego żądzy estetyki oferował mu miesiąc w swoim towarzystwie.
  - A chciałbyś spędzić tyle czasu z kimś, kogo nie lubisz? - parsknął z żartobliwym politowaniem.
  - Ty? Lu-lubisz? Mnie? 
  - Co się tak dziwisz? - wybuchnął śmiechem, ale spoważniał, widząc jego wyraz twarzy.
  - Nawet ojciec mnie nie znosi - wyznał, a rozmówca uśmiechnął się kojąco i położył mu dłoń na ramieniu. 
  - Kocha cię. Nawet jeśli tego nie okazuje - powiedział pewnym, spokojnym tonem.
  Za bardzo przypomina mnie, bym mógł go kochać.
  Todoroki pokręcił głową.
  - Nienawidzi mnie. Wiem to - stwierdził, z zaskoczeniem zdając sobie sprawę, że naprawdę czuje się przez to źle. 
  - Pewnie po prostu nie widzisz czegoś ważnego - zatopił rękę w jego włosach. W ich czerwonej części.
  Spojrzał na niego w lekkim szoku, a ten odskoczył, wyraźnie zażenowany.
  - Ja...! Nie... Nie chciałem! - wykrzyknął i zakrył czerwoną twarz dłońmi. 
  - Nic się nie stało - uspokoił go z niepewnym uśmiechem, jednak chwilowo udzieliło mu się jego zażenowanie i postanowił się do niego nie zbliżać, a co dopiero dotykać.
  Ponownie zapadła cisza, lecz cisza przyjazna.
  - Nie mogę się doczekać, aż stąd pójdę - rzekł nagle tęsknym głosem Midoriya.
  - A propos pójścia... - chłopak rozejrzał się wokół i nadstawił uszu, chociaż dobrze wiedział, że nikogo oprócz nich tu nie ma. - Gdzie wszyscy poszli?
  - Na cmentarz - odparł bez mrugnięcia okiem.
  - Cmentarz... - tak, zdecydowanie najlepsze miejsce na zlot duchów.
  - Chcieli porozmawiać z innymi ludźmi. Teraz, kiedy możemy już odejść od swoich drzew, to jedyne, co można robić. - Spojrzał na rozmówcę i uśmiechnął się promiennie. - No, chyba że ty tu jesteś.
  - Czyli że nie poszedłeś z nimi... dla mnie? 
  - A nie mogę? - oburzył się na żarty.
  W tym momencie ptak zaświergotał głośno, przypominając o swej obecności.
  - Wracają - Midoriya wyprostował się i zapatrzył w ciemność. Rozmówca poszedł w jego ślady i z ciekawością wpatrywał się w ciemne kształty między drzewami.
  - Jak tam, gołąbeczki?! Udała się randka? - krzyknął jeden z nich, najprawdopodobniej Kirishima.
  - To ja może już sobie pójdę... - stwierdził niechętnie Todoroki i zeskoczył z gałęzi. Odszedł parę kroków, ale coś go tknęło. Odwrócił się i odmachał bladej postaci. - Do zobaczenia jutro - rzucił i usunął się w cień.
  - Tak... - chłopak nie zwracał uwagi na nadchodzących kolegów, tylko patrzył się w miejsce, w którym zniknął przyjaciel.
  Przyjaciel.
  Odetchnął świeżym, nocnym powietrzem.
  - Do zobaczenia, przyjacielu. 

Złota ŚliwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz