Pobudka następnego dnia była dla Alexandra wyjątkowo przyjemna. Zbudził go bowiem zapach tostów, które, jak się okazało, właśnie przyrządzał w kuchni Aaron.
- Aaron, sir! - Hamilton oparł się o framugę w wejściu do kuchni i przyglądał się przyjacielowi z lekkim podziwem - Nie sądziłem, że to ty zafundujesz mi tak przyjemną pobudkę!
- Czasem tak bywa. Miło, gdy dla odmiany nic się nie jara z rana - przyznał Burr - Głodny?
- Czekałem na to pytanie - zasiadł przy niewielkim stoliku.
- Masz dzisiaj naprawdę dobry humor. Chyba nie muszę zgadywać, co jest przyczyną - podał studentowi prawa talerz z dwoma tostami, nie odrywając wzroku od blatu, który po raz pierwszy od naprawdę dawna był czysty.
Alex nic nie odpowiedział. Jego myśli błądziły wokół postaci "pewnego uroczego studenta biologii". Wtedy też, jakby przywołany tymi myślami, w kuchni pojawił się niejaki John Laurens. Hamilton pierwsze, co dostrzegł, to potwierdzenie się teorii Burra - wszyscy z pokoju siedemnastego uwielbiają chodzić bez jakiejś części ubrania. Zawsze ktoś z trzech lokatorów tego pokoju nie miał na sobie koszulki, spodni, lub chociaż jednej skarpetki.
Widząc nagą klatkę piersiową Laurensa pomyślał jedynie, co to za dziwny zwyczaj, panujący u jego sąsiadów. Ostatecznie pozostawił te rozważania dla siebie i po prostu wpatrywał się w niemal perfekcyjnie ciało swojego obiektu westchnień.
- Nie ma ktoś z was, przypadkiem, pożyczyć gumki do włosów? Laf wszystkie mi zabrał - powiedział John, odgarniając swoje bujne loki z twarzy. Zapewne dopiero teraz wstał i nie miał nawet siły dochodzić się z Laffayete od rana.
- Niestety - westchnął Alex, który sam nie był w stanie związać niczym swoich stosunkowo długich włosów.
- Ugh, trudno - chłopak zdawał się być dzisiaj wyjątkowo zmęczony i nie w sosie.
W tym momencie do kuchni wbiegła niska dziewczyna. Ubrana była w jasno-żółtą koszulkę i krótkie spodenki od pidżamy, falowane włosy opadały jej na rozanieloną twarz. Podbiegła do Laurensa i przytuliła.
- Wszystkiego najlepszego, John! - w końcu puściła go - Co taki nie w humorze?
- Po prostu jestem zmęczony, ale dzięki za pamięć, Peggy - westchnął i zajął miejsce niedaleko Alexandra, przy stole.
Peggy otworzyła usta, by coś jeszcze powiedzieć, ale nie pozwoliły jej na to wołania, dobiegające z korytarza.
- Och, to Eliza - stwierdziła i wybiegła z pomieszczenia, na odchodne rzucając jeszcze ostatnie "wszystkiego najlepszego".
- Głodny? - zapytał w końcu Aaron.
- Zawsze - westchnął chłopak. Po tych słowach, położony został przed nim talerz z posiłkiem.
Panowała cisza. Nie była niezręczna. Nie była przytłaczająca. Nie była specjalnie dotkliwa. Była po prostu cicha. Ale, oczywiście, nic nie trwa wiecznie. Ten całkiem sympatyczny spokój przerwał rozdzierający krzyk Herculesa.
- JOOHN! - wydzierał się Irlandczyk zapewne ze swojego pokoju.
- Myślisz, że chodzi o ciebie? - zaśmiał się pod nosem Hamilton, opierając brodę na dłoni.
- Być może - westchnął ponownie brunet, wpychając ostatni kawałek tosta do ust. Następnie wytarł palce o swoje spodnie - Może wrócę, ewentualnie Laffayete mnie tu wniesie.
Myśl o Francuzie, wnoszącym połamanego Laurensa do kuchni, wydała się zarówno Burrowi jak i Hamiltonowi bardzo zabawna. Obaj zachichotali cicho, niczym dzieci.
CZYTASZ
study // Modern AU Lams
FanficHamilton polubił żółwie, Jeszcze bardziej polubił ich innego wielbiciela. . . . A do tego tworu się nie przyznaję, lecz niech zostanie, bo ludzie najwyraźniej go lubią.