Ruszyli do pokoju piętnastego. Alexander otworzył drzwi, wciąż trzymając swój mały palec lewej dłoni, zahaczony o palec Johna. Coś trzymało ich razem niczym magnez. Weszli do pokoju, dopiero teraz rozdzielili się, by móc zdjąć swoje kurtki i szaliki.
Prezent zniknął, najwyraźniej chłopaki zabrali go, gdy zaczęli dekorować pokój.
John opadł na łóżko i począł wpatrywać się w sufit.
- O czym tak myślisz, Jackie? - zagadał Alex, kładąc się obok niego.
- O tobie. Dlaczego właściwie nazywasz mnie Jackie? Nikt tak do mnie nie mówi - spojrzał na szatyna.
- Ponieważ Jackie do ciebie pasuje, odzwierciedla twoją niewinność.
Zapanowała chwila ciszy. Obaj znów zaczęli wpatrywać się w biały sufit. W pewnym momencie Laurens przeniósł wzrok na ich dłonie, leżące kilka milimetrów od siebie.
- Alex...
- Tak?
- Podobało mi się to.
- Co takiego?
- Kiedy trzymaliśmy się za ręce.
- Możemy to powtórzyć.
Wtem ich palce znów się splotły, niemal widać było napięcie, przeszywające ich ciała.
- Myślisz, że może mieć rację?
- Kto i w jakiej kwestii?
- Peggy. Twierdzi, że bylibyśmy fajną parą. To samo twierdzi o Gilbercie i Mulliganie oraz Thomasie i Jamesie.
- Cóż, z tym ostatnim się zgodzę. Byłoby miło, gdyby Tom przestał w końcu robić maślane oczy do Madisona. A co do Lafy'ego i Herculesa nie mam zdania.
- A co do nas?
Tę piękną chwilę przerwał dzwonek telefonu Alexa. Bez zastanowienia się odebrał.
- Alexander? Musisz iść odebrać tort, teraz. Wyślemy kogoś, żeby poszedł po Johna - powiedział na jednym tchu Lafayette. Hamilton nic nie odpowiedział na ten rozkaz. Rozłączył się i jakby nigdy nic uniósł się do pozycji siedzącej.
- Sądzę - zgarnął delikatnie dobrze znaną sobie kopertę, która dotąd leżała przy jego boku - że słowa zapisane są trwalsze i bardziej wiarygodne, niż słowa wypowiedziane.
Mówiąc to wręczył piegusowi to, co trzymał i wstał.
- Muszę iść coś załatwić, rozgość się, Jackie - zarzucił swoją kurtkę i wyszedł. Jego ostatnie słowa zdawały zamienić się w chmurę, błądzącą za nim przez jeszcze kilka sekund po zamknięciu drzwi.
Mijając pokój siedemnasty zapukał jeszcze tylko do drzwi na znak, że już idzie po tort i ruszył dalej.
Szedł tak przez zaspy śniegu, naciągając swój cienki szalik na nos, by jak najmniej zmarzł.
I pomyśleć, że to ostatni raz, kiedy dotknąłem Laurensa, kiedy dowie się o moich uczuciach, oddali się ode mnie, może nawet znienawidzi. Przemknęło przez jego myśl i uciekło gdzieś wraz z wiejącym mu w twarz wiatrem. Niektóre zdarzenia szczególnie skłaniały Alexandra do refleksji, to było jedno z takich zdarzeń.
Być może marnuję się na prawie. Nazywam się Alexander, jestem poetą... i nie robię nic, by to pokazać...
Nie był poetą, ale dla Johna mógł być każdym. Na życzenie piegusa Alexander codziennie pisałbym takie wiersze. Nie, nie takie. Lepsze! Dużo lepsze! By każdy zazdrościł Jackiemu jego niezwykłości.
Zdawało się, że kompletnie umknął mu fakt, że przyjaciel z własnej woli złapał go ponownie za rękę.
To mogło oznaczać cokolwiek, od zawsze byli blisko, nie czuli skrępowania, więc dlaczego takie przyjacielskie trzymanie się za ręce miało coś znaczyć?
CZYTASZ
study // Modern AU Lams
FanficHamilton polubił żółwie, Jeszcze bardziej polubił ich innego wielbiciela. . . . A do tego tworu się nie przyznaję, lecz niech zostanie, bo ludzie najwyraźniej go lubią.