PROLOG

102 4 3
                                    

  Otworzyłam oczy i rozciągając się, poczułam unoszący się w powietrzu zapach ciasta rabarbarowego. Uśmiechnęłam się pod nosem i oblizując wargi wstałam z łóżka, kierując się do łazienki. Tam przemyłam twarz wodą i przebrałam się w przygotowane wczoraj ciuchy. 

Zbiegłam szybko po schodach i jak burza wpadłam do kuchni o mało co się nie wywalając. Wzięłam już nóż z zamiarem pokrojenia mojego ulubionego przysmaku, gdy nagle obok mnie znalazła się mama i zabrała mi go.

- Nie przed śniadaniem. - powiedziała z ciepłym uśmiechem i odłożyła ostry przedmiot na miejsce. Na mojej twarzy wystąpił grymas, jednak dałam już spokój.

- Dzisiaj jedziemy na Pokątną?- zapytałam zajadając czekoladowe płatki z mlekiem.

- Zaraz po śniadaniu. – poinformowała mnie rodzicielka i zaczęła myć naczynia.

- A Remus? - zmarszczyłam brwi i z uwagą obserwowałam poczynania mamy.

- Dobrze wiesz, że Remus jedzie z kolegami. - na te słowa zrobiło mi się smutno, ale nic nie dałam po sobie poznać.

- No jasne, bo jakże inaczej. Nie uważasz, że oni zmieniają go? Na gorsze?- spytałaś pomagając rozkładać talerze. 

Nie podobała mi się znajomość huncwotów i nie zamierzałam tego ukrywać. Wiecznie chodzili z tymi swoimi kpiącymi uśmieszkami, uważając się za królów szkoły. Znaczy Black i Potter, bo Remus razem z ich przydupasem chodzili za nimi jak jakieś cienie.

- Córeczko, masz paranoję.- uśmiechnęła się Hope i pocałowała mnie w czoło.

- Mamo, nie słuchasz mnie. Oni nim pomiatają.

- Skarbie, jesteś zazdrosna.- zaśmiała się kobieta, na co parsknęłam i założyłam ręce na piersi.

- Chyba sobie żartujesz.- warknęłam i ściskając pięści usiadłam do stołu. - Ja i zazdrość o tych bęcwałów, jasne- fuknęłam pod nosem.

Po śniadaniu mama prze teleportowała nas na ulicę Pokątną. Pierwszym naszym miejscem, do którego się udałyśmy był bank Gringotta. Hope dała mi sakiewkę z odpowiednią ilością monet, a sama udała się do ministerstwa załatwić podobno bardzo ważną sprawę.

Samotnie spacerowałam uliczkami, przyglądając się magicznym przedmiotom na wystawach. Doszłam akurat do Esów i Floresów, więc postanowiłam wejść i kupić potrzebne mi książki. Gdy wszystko co było mi potrzebne znalazło się w moich rękach, podeszłam do kasy i zapłaciłam. Wychodząc natknęłam się na jakiś pierwszorocznych, którzy zachowywali się ja małpy w mugolskim zoo. Warknęłam na nich by się uspokoili i udałam się dalej. Po wykupieniu wszystkich potrzebnych materiałów do nauki udałam się do lodziarni Fortescue'a. 

Byłam już krok od wejścia do budynku, gdy upadłam na ziemie.

 - Mógłbyś uważać idioto. - syknęłam, nie wiedząc nawet kto, spowodował mój upadek

- Kogo my tu mamy? – powiedział głosem pełnym pogardy. Głos ten rozpoznałam od razu.

- Daj mi spokój Black.- wstałam i otrzepałam ubrania, patrząc na sprawce mojego upadku z nienawiścią

- A jak nie to co?- zakpił- poskarżysz się swojemu bratu?- zarechotał, odwrócił się i poszedł.

Trafił w czuły punkt. Temu nie mogę zaprzeczyć, ale nie mogę też się nad sobą użalać.

 - Cortney, wszystko w porządku? – spytał Remus, tak mój brat. Chciał mnie przytulić, jednak ja wystawiłam rękę.

- Daruj sobie te pieszczoty. – mruknęłam i udałam się do domu.  


***********************************************************************************************

WITAJCIE 

To jest druga seria, z opowiadaniem z ery Huncwotów. Mam nadzieje, że nasz wysiłek wam się spodoba. Zapewne zapytacie, dlaczego "nasz" wysiłek. A już tłumacze, serie tę prowadzę z moją najlepszą przyjaciółką i ukochaną siostrą Julką. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym jej tu teraz nie zareklamowała zatem: 

ZAPRASZAM NA KONTO JULKI @Juliet_xx  NAPRAWDĘ GORĄCO POLECAM JEJ PROFIL NA WATT 

NATOMIAST NA SQ ZNAJDZIECIE JĄ POD NAZWĄ   AVADOOKA.

Części będą pojawiać się co piątek.

Dziękuję, Miłego czytania i Zapraszam za tydzień w piątek 

Bajo

 Slytherin_Queen  💚🐍


Ukryta w GwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz