Nić porozumienia

68 3 8
                                    

Popatrzyłam się na James'a jak na debila.

- Ty sobie ze mnie żarty robisz? Gdzie ten Black i reszta? Kiedy spadnie na mnie jakieś wasze ochydztwo? - warknęłam.

- Nikogo nie ma, to nie jest żart. Chcę się pogodzić.- westchnął i popatrzył na mnie smutno. Przez ułamek sekundy zrobiło mi się go szkoda, ale nie pokazałam tego.

- No Ty chyba czymś mocno w głowę uderzyłeś.- warknęłam wyrzucając ręce w powietrze.- Raz ze swoimi koleżkami poniżasz mnie, robisz mi żarty, uznajesz mnie za gorszą i Merlin tylko wie co jeszcze, a teraz jak gdyby nigdy nic chcesz się ze mną zaprzyjaźnić. Daruj sobie.- prychnęłam i odwróciłam się na pięcie z zamiarem odejścia, jednak uniemożliwiła mi to ręka chłopaka na moim ramieniu.

- Cortney, proszę zastanów się, ja przepraszam.- wydukał i odszedł.

Moje brwi poleciały do góry, a tępy wyraz twarzy wskazywał na to, że mój mózg wciąż przetwarzał słowa chłopaka.

-Merlinie, daj cierpliwość, bo jak dasz siłę, to ich wszystkich powybijam.- powiedziałam pod nosem i kręcąc głową skierowałam się do przyjaciółki.

****************

Usiadłam na łóżku i westchnęłam biorąc w rękę zdjęcia, na których byłam wraz z Remusem. Jak wiele bym dała, by wrócić do tamtych czasów. Usłyszałam trzask drzwiami, więc odwróciłam się i moim oczom ukazała się ruda marchewka. Parsknęłam cicho pod nosem i przewróciłam oczami, odkładając zdjęcia. Od rozmowy z Potter'em minęło już dość sporo czasu i jak do tej pory, rzucał mi tylko spojrzenia, których nigdy u niego nie widziałam. Nie był zły, ani jakoś smutny. Ogólnie wyglądał dziwnie. Ale czy on kiedykolwiek wyglądał niedziwnie? Koniec końców postanowiłam  dać sobie spokój z humorkami James'a. Dzisiaj miała się odbyć uroczysta uczta z okazji Dnia Duchów. Spojrzałam na zegarek i dowiedziałam się, że do kolacji zostało mi mniej niż godzina.

-Kurczę... trzeba by było się jakoś wystroić. -mruknęłam pod nosem podchodząc do kufra.

Szukając odpowiedniego stroju przerzuciłam do góry nogami cały kufer. Ostatecznie, po jakiś trzydziestu minutach, wybórł padł na czarną krótką bluzeczkę z rękawem 3/4, czarną spódnicę z wysokim stanem w małe białe plamki, układające się w kształt kokardek. Na szyję założyłam brudno-złoty wisiorek, którego przywieszka przypominała liść paproci. Na nogi założyłam szpilki za kostkę, sznurowane przez prawie cała wysokość buta. Na twarzy nałożyłam trochę różu, potuszowałam rzęsy i pomalowałam usta brudno różową pomadką. Włosy pofalowałam zaklęciem. Po nie całych kolejnych 30 minutach byłam gotowa.  Z zadowoleniem przeglądałam się sobie w lustrze.

Spojrzałam na budzik leżący na stoliku nocnym uświadamiając sobie, że zostało mi nie całe 10 minut do uczty.

Pędem wyszłam z dormitorium, modląc się do Merlina by nie wywalić się w tych butach i spokojnie dojść do Wielkiej Sali. Jak na moje szczęście Merlin wysłuchał tylko połowę mojej modlitwy, bo ku mojemu zaskoczeniu straciłam grunt pod nogami i byłam podtrzymywana na czyichś rękach .

Spojrzałam do góry i moim oczom ukazał się Jake, który uśmiechał się szelmowsko.

- Pani chyba zgubiła orientację w terenie.- mrugnął do mnie. Na te słowa  zaśmiałam się głupio i moje policzki oblepił rumieniec.

- Chyba raczej równowagę.- mruknął jeden z jego kolegów, którzy mu towarzyszyli. Podniosłam się z pomocą Malfoy'a.

- Dzięki. - powiedziałam nadal będąc trochę czerwona. Doprawdy, co ten człowiek ze mną robi. - Gdyby nie ty, to prawdopodobnie wygrzewałabym się teraz na ziemi. - uśmiechnęłam się.

Ukryta w GwiazdachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz