Praca w policji nie jest prosta, a zwłaszcza kiedy rozwiązujesz istotną sprawę. Sprawę owianą tajemnicą i niebezpieczeństwem. Tajemnicą niestety aż za bardzo.
- Donovan, jak tam z toksykologią? Mamy jakiś punkt zaczepienia? - spytał pełen nadziei inspektor Lestrade
Za swojego biura wychyliła się czarnoskóra kobieta. Jej grymas nie był tym, co Greg chciał zobaczyć w tej chwili. Niech to szlag jasny trafi!
- Niestety, zły trop. Morderca się przygotowywał. - skrzyżowała swoje dłonie na piersi, bacznie przyglądając się piwnookiemu - A ty coś masz?
Wspomniany tylko przetarł dłonią oczy, co stanowiło wystarczającą odpowiedź. Nowa zagadka morderstwa 84-letniej sprzedawczyni parasolek, całkowicie pochłonęła cały Scotland Yard. Wstrętni dziennikarze torowali drogę policji niczym nieznośne insekty, a ci nie mogli ich odgonić. Za każdym razem żądali tego samego: "Dlaczego ze sklepu zniknęły wszystkie parasolki?"
Gdyby on to wiedział...
- Greg?
Wyrwany z zamyślenia spojrzał na kobietę, a potem na resztę oddziału. Nikt nie działał według planu. Bo plan po prostu nie istniał! Porozrzucane kartki, zostawione włączone komputery... Irytacja i bezsilność szefa sięgnęły apogeum.
*Dom starca Baker Street 221B*
- Co. Znowu. Odpierdalasz?! - rozległ się krzyk, a raczej sapnięcie. Nie trudno było rozpoznać kto był jego właścicielem.
Sherlock zgromił niższego mężczyznę wzrokiem, a następnie jakby nigdy nic wrócił do najpotrzebniejszej czynności życiowej, który każdy szanujący się emeryt musiał wykonać.
Dokładnie przebadać swoją laskę.
- Masa kija jeden i sześć dziesiątych kilograma... - zapisywał swoje naukowe wyniki.
- Naprawdę musi ci się nudzić, co? Czyżby zabrakło jakiejś fajnej wątroby? Mordercy nie pukają w drzwi? - Wszystkie te słowa wypowiedział bez żadnego sarkazmu, oczywiście.
- Moim celem badań jest sprawdzenie pożyteczności tejże laski, a jeśli chodzi o wątrobę to na pewno z Molly obczaimy temat. - rzucił w Johna jakimś papierem - To sprawa naszego morderstwa... co ciekawe jest od mojego kochanego braciszka i to jeszcze listem! Na stare lata kompletnie mu odbiło! Zaczął kaleczyć nasz ojczysty język, oraz grozić mi w jakiś listach! W listach John, czy ty to pojmujesz?!
Przerażenie tym faktem skutkowało, odstawieniem swojego obiektu badań w kąt kuchni, obok kosza.
Watson przeczytał nagłówek na głos. "Pilna niepolityczna sprawa, którą masz się zająć Sherlocku, bo inaczej sobie wtedy porozmawiamy." Trzeba było przyznać, jak zawsze trafny tytuł. Po prostu nie dało się przejść obojętnie.
Kontynuował lekturę.
Bracie.
Zapewne wiesz, chociaż nie, bo pewnie migdalisz się z panem Watsonem za nic mając biologiczne ograniczenia, że nadeszła straszna tragedia. Otóż na Umba Street doszło do rabunku i morderstwa jednocześnie. Stanowi to dla mnie poważny problem dlatego, nakazuje Ci ruszyć dupę i okazać pomocną dłoń nieszczęsnej policji. Żywię gorącą nadzieję, iż dobrze się zrozumieliśmy i nie będzie konieczna interwencja w mojej osobie.
MH
- E... Sherlock? Czemu twój brat przejmuje się napadami, nawet nie siedząc już w polityce? Bo o ludzkie odruchy nie podejrzewam...
Przerwał mu młodszy z rodzeństwa jednym machnięciem ręki.
- Zajebali mu parasolki.
- Okej... - zaczął analizować to, co przed chwilą usłyszał - Morderca ukradł parasolki? Po co?! I dlaczego leniu jebany nie pojechałeś do Grega i nie zająłeś się jeszcze tą sprawą?!
Sherlock popatrzył na kij, a następnie cicho zachichotał.
- Oczywiście, że się zająłem. Laska musi przecież znieść moje ciało, prawda? - posłał mu rozbrajający uśmiech - Zresztą... morderca i złodziej parasoli w jednym? Jak mógłbym to przegapić?!
- No właśnie nie wiem... - lustrował poczynania Holmesa: zakładanie ciepłego kapoku, pochwycenie kawałku drewna i dobrej wódki "na rozgrzanie"
- Idziesz?
- Na miejsce zbrodni, żeby poczuć jeszcze w tym wieku adrenalinę? Zawsze.
Teraz pozostali mieszkańcy domu starca mogli usłyszeć krzyk euforii. Jak u dziecka, które dostało swoją ulubioną zabawkę.
- Na Umba Street!
- Przeszukuję ten cholerny sklep już trzeci raz, a ty nadal myślisz, że coś przeoczyliśmy! - żalił się brodaty mężczyzna z głupim wyrazem twarzy.
Nad nim stał wyprostowany inspektor Scotland Yardu. Żółta taśma oddzielała świat na zewnątrz od makabrycznej sceny. Wokół lała się krew, a na środku leżała stara kobieta z... wyprutym brzuchem. Do przestępstwa doszło dzisiaj w godzinach porannych. Mimo to nie udało się nic ustalić. Spojrzał na wyświetlacz kontaktów w telefonie. Spróbował po raz kolejny się dodzwonić do pokoju 221B na stacjonarny. Bez skutecznie.
- Stary świr nie odbiera? Daj sobie spokój, Greg. On nawet nie może zapamiętać twojego imienia.
- Rób, co robisz Anderson. - mruknął
Nadal zero poszlak. Eh... przydałby się Sherlock.
- WITAJ GRACHAMIE!
Anderson i Lestrade wzdrygnęli się. Przed nimi stał nie kto inny jak Sherlock Holmes i doktor Watson.
- Cześć Greg. Wybacz za niego i w ogóle za zwlekanie...
Przerwał mu oburzony krzyk swojego towarzysza.
- Wcale nie zwlekałem! To nie moja wina, że musiałem przeanalizować swoją laskę...
- Rozumiemy. Sherlock. Ciało. Pięć minut. - pominął już to, że po raz kolejny pomylił się, co do jego imienia.
Najlepsza metoda na uciszenie tego oto przedstawiciela homo sapiens sapiens. Po prostu powtórz słowa policjanta - i po problemie. Podczas gdy detektyw znalazł kolejny "obiekt" swoich zainteresowań, siwowłosy przybliżył się do Johna. Jako jedyny pracownik Scotland Yardu szczerze lubił tę dwójkę, zawsze niezawodny duet... nie to, co Anderson, czy Donovan.
- Jak się wam razem mieszka? - zagadał znacznie ucieszony, niż wcześniej. Z takimi "policjantami" śledztwo nabierze znacznie szybszego tempa.
- Z pewnością nie narzekam na nudę. - konwersując nie utrzymywał kontaktu wzrokowego. Myśli wojskowego emeryta skupiały się w inną stronę, oczywiście wiadomo w którą.
- No na pewno! Do końca życia będziesz mieć co robić, John!
Dobrą koleżeńską pogawędkę, przerwał nie kto inny jak Sherlock. Z wiadomego tylko jemu powodu, dostał znacznych drgawek. Mężczyźni wymienili zdenerwowane spojrzenia.
- Sherlock, co się dzieje? - spytał wyraźnie zmartwiony Watson
- On... on... wrócił. - usiadł na krześle podstawionym, przez Andersona, który mruknął coś niewyraźnie.
- Niby kto?
Jedyny na świecie detektyw-konsultant wyjął malutki, przez nikogo wcześniej niezauważony zwitek papieru. Na kartce widniało tylko jedno słowo. Słowo oznaczające dla Johna Watsona i Sherlocka Holmesa piekło.
"Tęskniłeś?"
I'm not dead
Nie bijcie XDD
CZYTASZ
Starość Nie Radość, Ale Radość! (JOHNLOCK)
FanficOpis znajdzie się w pierwszej części, tego fanfiku. PS: O wszelkich spoilerach, scenach nieodpowiednich (chociaż ich nie przewiduję) postaram się informować wcześniej. Zainspirowane serialem "Sherlock" BBC, oraz twórczością Sir Artura Conan Doyle'a