Monety z brzękiem uderzyły o stół. Rozsypały się po zarysowanym blacie i kilka z nich spadłoby na ziemię, gdyby sprawna, zakryta skórzaną rękawiczką dłoń nie zatrzymała ich w ostatniej chwili.
W powietrzu unosił się zapach jedzenia, alkoholu i słabego tytononiu, znamienny dla każdej gospody. Kilku rozgadanych klientów piło miód przy kontuarze, reszta jadła obiad lub grała w karty przy starych, odrapanych stołach. Nie był to przybytek pierwszej klasy, ale wystarczający, szczególnie dla każdego, kto lubił hazard lub szemrane interesy. Wnętrze, mimo wczesnej pory ciemne, należało do dość prostych, bez żadnych zbędnych ozdób. Stali bywalcy i tak przychodzili praktycznie codziennie, niewiele interesował ich wystrój, w przeciwieństwie do podawanych posiłków i może, z rzadka, jakiegoś miejsca na nocleg.
Dexla uśmiechnęła się lekko i upiła kolejny łyk piwa. Spojrzała przez okno. Ze swojego miejsca w karczmie miała doskonały widok za świątynną wieżę i zdobiący ją zegar. Zbliżało się południe.
— Dobra, koniec zabawy — stwierdziła beztroskim tonem, po czym zamaszystym ruchem zgarnęła wygraną do sakwy. Odłożyła karty na stół i poprawiła płaszcz, którego kaptur cały czas zakrywał jej twarz. I tak nikogo nie obchodził jej wygląd, tylko to, jak grała i ile była w stanie postawić. — Ja spadam — ogłosiła twardo i wstała. Złapała leżącą przy krześle torbę, po czym z gracją ruszyła w stronę drzwi, ignorując kilka jęków zawodu. Pewnie jej towarzysze mieli nadzieję, że przy następnej rundzie zdołaliby odzyskać swoje przegrane pieniądze. Ich niedoczekanie. Dex nie musiała używać swojej talii, by koncertowo wszystkich oszukać. Zresztą nie po tego typu rozrywkę przybyła do miasta, to służyło jedynie zbiciu czasu, gdy czekała. Miała zadanie do wykonania.
Wyszła z karczmy i rozejrzała się po szerokiej ulicy miasta, w którym się zatrzymała. Z racji pory zrobiło się dość tłoczno, co całkowicie jej pasowało. Musiała stanąć pod ścianą, by nikt mniej lub bardziej przypadkowo na nią nie wpadł, gdy wszyscy spieszyli w najróżniejsze strony.
Słońce grzało dość mocno, jednak nie na tyle, by zmusić pannę do zdjęcia peleryny lub przynajmniej ściągnięcia kaptura, skrywającego jej twarz w głębokim cieniu. Niebo było kryształowo błękitne, prawie bezchmurne, gdzieś w górze latały szarawe gołębie, które co chwilę nurkowały ku ziemi, by na głównym placu dziobać pozostawione przez spacerujących mieszczan okruchy.
Odetchnęła jeszcze raz, zajrzała ukradkiem do torby i wmieszała się w zmierzających ku rynkowi ludzi. Miękkie obcasy wysokich butów przy każdym szybkim kroku prawie niesłyszalnie uderzały o nierówny bruk, ciemnozielony materiał długiej peleryny falował lekko przy każdym ruchu.
Z gracją ominęła kałużę pomyj, marszcząc zgrabny nos z niechęci. Mimo dość częstego przebywania w takich miejscach wciąż z trudem znosiła istny odór miejskich ulic, połączony z drażniącą wonią nieumytych ciał i równie nieprzyjemnym zapachem przechodzących drogą zwierząt, zazwyczaj prowadzonego na targ bydła. Wszechobecne ciepło tylko wzmacniało tę ohydną mieszankę, która co delikatniejszą osobę przyprawiłaby o mdłości.
Prześlizgnęła się między niedużą grupką ludzi i stanęła w cieniu zachodniej ściany świątyni, do której wciąż napływały masy mieszkańców. Rozejrzała się ukradkiem po okolicy. Wysokie głosy przekrzykujących się przekupek mieszały się z odgłosami zwierzyny, gdzieś między straganami z tkaninami przebiegły na oko dziesięcioletnie, bose dzieci, zbłąkany kundel próbował zdobyć coś do jedzenia. Typowy dzień w na oko średniowiecznym mieście.
Odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się pod nosem. Poprzedniego wieczoru dostała wiadomość od jednego ze swoich pracodawców i była dość zaskoczona tym, o jaką błahostkę ją poproszono, przynajmniej w teorii. Szybko jednak przypomniała sobie, jak tragicznie wyglądała sytuacja buntowników z tamtego właśnie świata, którzy praktycznie całkowicie zostali wybici przez ludzi rządzącego jednym z krajów tyrana. Potrzebowali czegokolwiek, co dałoby im nawet najmniejszą przewagę. Byli gotowi zwrócić się do Dexli nawet ze świadomością tego, jak drogo ceniła sobie wszelkie przysługi. Nie bez powodu.
CZYTASZ
Syn deszczu i nocy || „Zwiadowcy" fanfiction || wolno pisane
FanfictionGóry Deszczu i Nocy ukrywały przed światem zewnętrznym wiele tajemnic. Wśród nich jedna była ważniejsza i pilniej strzeżona niż inne, choć szeptały o niej wszystkie rośliny i zwierzęta w Araluenie, przez nikogo nierozumiane. Lord Morgarath miał syna...