W sobotę rano zachowanie Dracona wciąż było dla Hermiony zagadką. Czuła się rozdarta. Z jednej strony szeroki uśmiech i wypieki nie schodziły jej z twarzy, była podekscytowana jak mała dziewczynka po swoim pierwszym pocałunku. Z drugiej zaś strony, okoliczności nie sprzyjały romantyzmowi, dali się ponieść emocjom, których nie da się już odkręcić, a ona wciąż miała wątpliwości, czy aby na pewno postąpiła słusznie. Wiedziała, że w sprawach, w których wchodzą w grę emocje, nie ma miejsca na chłodną kalkulację, ale mimo to wciąż i wciąż analizowała na nowo całe wczorajsze zdarzenie.
Rozmyślania przerwała jej sowa od Ginny. Zapraszała ją na małe przyjęcie na cześć Jamesa, którego wczoraj wypuszczono ze szpitala, całego i zdrowego. Hermiona domyślała się, że będą tam wszyscy Weasleyowie, ale przecież jest chrzestną i kocha chłopca, nie może jej zabraknąć. Westchnęła i poszła pod prysznic, by naszykować się na rodzinny obiad, mając nadzieję, że na miejscu nie będzie czuła się jak intruz.
O czternastej z duszą na ramieniu zapukała do domu Potterów. Bała się spotkać Rona i w duchu modliła się, by go nie było. Oczywiście jak na złość los postanowił z niej zadrwić i w drzwiach zjawił się nie kto inny jak jej były mąż.
- Cześć – Powiedziała na wydechu i cała się spięła czekając na jego reakcję. Gdy minął pierwszy szok, odchrząknął i przepuścił ją w wejściu. Hermiona ucieszyła się, że nie ma obok nieodłącznej Angeli, uśmiechnęła się jednak nerwowo i przekroczyła próg.
- Impreza jest w ogrodzie, mama i Ginny są w kuchni – Powiedział szybko i już chciał wyjść z przedpokoju, ale Hermiona zatrzymała go łapiąc za rękaw.
- Zaczekaj, Ron, chciałam... chciałam cię przeprosić – Wydukała, czuła, że zasłużył na wyjaśnienie, nie chciała mieć w nim wroga, co innego oczywiście jego nowa dziewczyna, ale przecież nie musi się z nią zaprzyjaźniać – Za to, że wtedy przyszłam i naskoczyłam na was, po prostu... to było dla mnie trudne.
- Dzięki – Kiwnął głową, a na jego twarzy zawitał cień uśmiechu – Przykro mi, że tak wyszło. Wiesz... ja po prostu się cieszę, że będę ojcem, tyle na to czekałem... a gazety tak chętnie o tym piszą...
- Wiem, Ron... w porządku, rozumiem, że się cieszysz i... gratuluję.
Hermiona kiwnęła głową, poczuła jakby wielki kamień spadł z jej serca. Od dawna wyobrażała sobie konfrontacje z Ronem, w jej wyobrażeniach zazwyczaj krzyczeli i rzucali czym popadnie, więc z uczuciem ogromnej ulgi przyjęła ten niemal niemy sojusz.
Wyszli razem do salonu, gdzie na wygodnej kanapie Angela rozmawiała z Fleur, obie z zaokrąglonymi brzuchami.
- O, 'Emiona, ja myślała, że ti już nie przyjdzi – Powiedziała żona Billa.
- Co ona tu robi Ron? – Angela widząc ją stojącą ramie w ramię z byłym mężem zapowietrzyła się ciskając gromy czarnymi oczami.
- Jestem chrzestną Jamesa – Wyjaśniła Hermiona chłodno i zwróciła się do byłej szwagierki – Pięknie wyglądasz Fleur, jak zawsze zresztą, gratuluję.
- Dziękuji – Uśmiechnęła się w ten swój niesympatyczny sposób.
- Wam również – Powiedziała po chwili zawahania patrząc na byłego męża – Pójdę sprawdzić, czy Molly i Ginny nie potrzebują pomocy w kuchni.
Odeszła nie czekając na reakcję pozostałych, kątem oka dostrzegając tłum w ogrodzie i gromadkę ganiających się dzieci, a do jej uszu docierały tylko pojedyncze krzyki.
CZYTASZ
Gdy się nie szuka, to się znajduje [zakończone]
Fiksi PenggemarTo opowiadanie jest moim pierwszym, w związku z tym początkowe rozdziały dają wiele do życzenia. Mam jednak nadzieję, że mimo to przypadnie wam do gustu. Dodatkowa informacja jest taka, że nie mam bety, raczej nie powinno być rażących błędów, bo tak...