02

14 1 2
                                    

 ~Charlie~

Zapomniałam już jak w tej budzie jest duszno.

Korytarze są puste i ciche, słychać tylko stukot moich butów po szkolnej posadzce. Dawno go nie słyszałam. Poza tym to już nie jest odgłos dziecięcych tenisówek. Czarne buty, na dziesięciocentymetrowym, grubym obcasie, są nie do końca czyste. Jednak ślady niespecjalnie wybijają się na syfiastym korytarzu.

Wbrew pozorom, pamiętam gdzie jest sekretariat. Wchodzę po schodach i przejeżdżam dłonią po lekko wytartej poręczy. Ściany dalej są ozdobione tymi samymi brzydkimi obrazami i plakatami naukowymi. Klasy dalej mają na sobie małe tabliczki z nazwą przedmiot, zapewne połowa z nich dalej nieadekwatna.

Słyszę jakichś uczniów w sali biologicznej. Ciekawe czy dalej uczy tu pani Crasgow. Jeśli tak, wypiszę się z jej zajęć, nie po to wracałam tu, żeby znowu się z nią użerać.

Drzwi od sekretariatu są uchylone, więc cicho pukam i zaglądam do środka. Pani Loren, jakby nigdy się stąd nie ruszyła, siedzi na swoim szarym, obrotowym krześle i zerka na mnie spod okularów.

Zmarszczka między jej brwiami powoli się wygładza, a na jej usta wypływa bardzo delikatny uśmiech. Mogę dostrzec iskierki w jej oczach i zastanawiam się, jakim cudem ma taką pozytywną aurę. Codziennie pracuje kilka godzin w budynku pełnym nastolatków. 

– Charlie.

Unoszę kącik ust, gdy orientuję się, że zapamiętała, że wolę skrót od mojego pełnego imienia. Podchodzę do jej biurka i posyłam jej uśmiech, kładąc przed nią dokumenty. Nie patrzę nawet na moje małe zdjęcie.

– Jak się odnajdujesz? – Widzę w jej oczach ciekawość, a nawet troskę.

Wzruszam ramionami i patrzę, jak przegląda kartki, po czym wyciąga segregator oznaczony moim rocznikiem. Przekartkowuje koszulki, aż znajduje moje nazwisko.

– Nie było mnie tylko trochę ponad dwa lata.

– To wcale nie tak krótko, szczególnie w twoim wieku.

Ma rację. Wcale nie czułam się na swoim miejscu. Ale to w sumie żadna nowość. Od pierwszej przeprowadzki nie mogłam odnaleźć siebie. To nie tak, ze nie byłam szczęśliwa, ale uczucie pustki nie opuszczało mnie nawet na chwilę.

– Możesz poczekać przed gabinetem dyrektora, wydaje mi się, że jest zajęty. Jak uczeń opuści gabinet, możesz wejść. Jestem pewna, że pan Rodger chce zamienić z tobą dwa słówka, zanim na nowo zaczniesz uczęszczać do naszej szkoły.

Kiwam głową i wychodzę. Pomieszczenie, które zawsze nazywałam poczekalnią, jest niczym innym jak przedsionkiem do gabinetu. Na największej ścianie są powieszone zdjęcia z różnych imprez i osiągnięć szkolnych uczniów. 

Oprócz tego stoją tu cztery krzesła, więc siadam na tym najbliżej okna. Pogoda jest chłodna, ale słoneczna, ciekawa jestem jakie będą tu święta. 

Nudzi mi się, magazyny o kierunkach studiów wyłożone na szklanym stoliczku niezbyt mnie interesują. Podchodzę do ściany ze zdjęciami. Dostrzegam znajomych ludzi, przyjaciół z dawnych lat. Nawet jestem ja. Pamiętam ten wyjazd na plażę. Pogoda była piękna, razem z moją kumpelką Brooke siedziałyśmy na kocu. Zdjęcie ukazuje nas śmiejące się, gdy dwóch chłopaków ochlapuje nas wodą. Rozpoznaje jednego z nich. 

Czuję jak na moją twarz wypływa bardzo delikatny uśmiech, gdy przypominam sobie mojego przyjaciela. Wiedziałam jednak, gdy wyjeżdżałam, że jego rodzice również planują zmianę zamieszkania, więc wiem, że go tu nie spotkam. Czuję ukłucie w sercu, siadam z powrotem na krześle. Nie chcę o tym myśleć, bo przypominam sobie, że nie rozstaliśmy się w najlepszych stosunkach.

Same Old ShoesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz