05

4 0 0
                                    

~Charlie~

– Na litość boską, Charlie, wyciągnij torebkę z tego kubka. Jak ty chcesz to wypić?

Głos Brooke nie wyrywa mnie z zamyślenia, ale słyszę go gdzieś w tle.

Urosły mu włosy.

– Czy chcesz o tym pogadać?

Stał tam, na boisku. Musi być w drużynie.

– Naprawdę przepraszam, że zapomniałam ci powiedzieć. W sumie nie zapomniałam, nie wiedziałam, że wracasz. A o nim nigdy nie rozmawiałyśmy.

Nagle czuję wodę na swojej twarzy.

– Kurw... – Patrzę skołowana na przyjaciółkę, która trzyma w ręku kubek i ręcznik.

Zabieram jej to drugie i przecieram twarz. Siada na przeciwko mnie, jej zmartwiona mina tylko mnie dobija. Czyli to nie był sen na jawie. On naprawdę tam był. Ale czy mnie rozpoznał? 

Kogo oszukuję? To, że nic nie powiedział nie ma znaczenia. Gniew w jego oczach utwierdził mnie w tym, że poznał mnie w sekundzie, gdy zatrzymał na nie wzrok.

Robi mi się bardzo niedobrze. Odsuwam od siebie herbatę.

– Charlie, do chuja, powiedz coś. Musisz się odezwać do mnie! Nie masz obrażonej miny, ale skąd mam wiedzieć?

– Wszystko jest w porządku. - To wszystko na co mnie stać na początku.

Ale po pierwszych słowach jest mi łatwiej.

– Po prostu byłam pewna, że go tu nie spotkam. Nie wiedziałam, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczę, a ze wszystkich pieprzonych miejsc, ta szkoła była ostatnim...

Nie kończę i odchylam się na krześle. Patrzę na sufit i zastanawiam się jak opisać to, jak bardzo nie chcę iść jutro do szkoły. Jak bardzo chcę się zamknąć w pokoju.

Nie siedzę długo u Brooke, tłumaczę się, że obiecałam szybciej wrócić. Postanawia mnie odwieźć, za co jestem niezwykle wdzięczna. 

Z westchnieniem wchodzę do domu i po zdjęciu butów, wymijam kartony na podłodze, by dojść do kuchni. Wyciągam z piekarnika pozostałości gotowej zapiekanki i zjadam ją prosto z opakowania. 

– Charlie? To ty? – Odwracam się i widzę, jak mama przynosi karton z garnkami i kładzie go na kafelkach. Jestem pod wrażeniem, wydaje się bardzo ciężki.

– A kto inny? – Uśmiecham się kwaśno.

Ignoruje moją minę i zaczyna wkładać rzeczy do półek.

– Jak było w szkole? Brooke była w szoku? Jak tam materiał?

– Wiesz jak to ona, zawsze podekscytowana. Większość rzeczy miałam, ale muszę przeczytać książkę na angielski. Oprócz tego powinno iść z górki.

Kiwa głową, nie jestem pewna, w którym momencie przestała mnie słuchać. Nie mogę się powstrzymać i wypalam:

– Wiedziałaś, że rodzina Wright wciąż tu mieszka?

Na chwilę zastyga, po czym odwraca się do mnie. Na jej twarz widać czyste zdumienie.

– Byłam pewna, że przeprowadzili się jakoś półtora roku temu. Mieli wcześniej, ale zmienili plany. Dałabym sobie rękę uciąć, że są w innym stanie. 

Kręcę głową, a z moich ust wydobywa się lekko desperacki śmiech.

– Nie. Spotkałam dzisiaj Willa. Jestem pewna, że to wciąż był ten sam cholerny stan.

Same Old ShoesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz